Nasadzone podczas odnowy Parku Centralnego w latach 70. XX wieku wierzby po latach stały się gatunkiem charakterystycznym dla tego miejsca. Na ich tle fotografowali się zakochani i nowożeńcy. Większość została usunięta podczas kolejnej rewitalizacji. Kilka sztuk chcieli posadzić społecznicy. Cieszyli się ze zgody prezydent Świdnicy, ale radość trwała krótko.
Wierzby płaczące przez lata komponowały się z widokiem białego mostu. Podczas odnawiania cieków wodnych niemal wszystkie zostały wycięte. Pozostawiono tylko wierzby na jednej wyspie oraz najstarsze okazy przy jednej z alejek spacerowych. – Jako grupa „Zadrzewieni Świdnica” zgłosiliśmy się do prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej z prośbą o możliwość posadzenia kilku drzew w Parku Centralnym. Miały to być wierzby białe w odmianie płaczącej. Chcieliśmy te drzewa posadzić w miejscach, w których rosły drzewa tego samego gatunku i były ozdobą tego parku. Wielu mieszkańców bardzo żałowało tych drzew. Zostały wycięte podczas felernej rewaloryzacji Parku Centralnego. Beata Moskal-Słaniewska publicznie obiecywała, że wierzby wrócą do parku w postaci młodych nasadzeń. Do dnia dzisiejszego obietnica Pani prezydent nie została spełniona. Dlatego jako miłośnicy drzew i obrońcy przyrody chcieliśmy z własnych funduszy posadzić młode drzewka we wskazanych miejscach, co wyraźnie podkreślaliśmy w piśmie wysłanym do UM – mówi Paweł Gromek. – Ku naszemu zdziwieniu dostaliśmy od pani prezydent odpowiedź pozytywną. Mieliśmy tylko skontaktować się z panią dyrektor Renatą Kogut w celu ustalenia szczegółów. Bardzo ucieszyliśmy się z tej wiadomości, nawet w głębi serc myśleliśmy, że udało się skruszyć ten beton i uda nawiązać się współpracę z UM. Nic bardziej mylnego – dodaje i opisuje, że ponad tydzień trwały próby nawiązania kontaktu telefonicznego, by ustalić termin spotkania.
Wierzby w Parku Centralnym przed ostatnią przebudową. Zdjęcie ze strony Świdnica Moje Miasto
Po przebudowie, zdjęcie wykonane w 2020 roku.
– Umówiliśmy się z panią dyrektor Kogut na spotkanie w Parku Centralnym. Już przez telefon dostaliśmy informację, że zostanie nam wyznaczone miejsce na posadzenie, ale to nie będą skarpy. Gdy zapytałem dlaczego, usłyszałem w odpowiedzi, że przez liście woda gnije. Poprosiłem, aby nie używać takich absurdalnych argumentów, dla wierzb jest to idealne stanowisko, a ilość liści z 3 wierzb jest na skalę parku po prostu marginalna – opisuje Paweł Gromek.
20 kwietnia do parku przyszło czworo członków społecznej grupy i aż czterech urzędników. – Wspomniana pani Renata Kogut, pan Hubert Kozłowski z ochrony środowiska, pan Krzysztof Jaśkowiak i pan Jarosław Kozłowski. Czterech urzędników w godzinach swojej pracy przyszło powiedzieć nam, że nie będziemy mogli posadzić naszych drzew w Parku Centralnym (mimo że dostaliśmy zgodę pani prezydent) – dziwi się Paweł Gromek. – Oznajmili nam, że możemy nasze drzewa posadzić gdzieś przy placu zabaw nad zalewem za bosmanatem. Na pytanie, dlaczego nie możemy posadzić drzew tutaj w Parku, tam gdzie kiedyś rosły i były wizytówką tego miejsca. Oto odpowiedzi: 1. Miasto pozyskało środki z NFOŚiGW i obowiązuje ich umowa z której rzekomo wynika, że nic w parku nie można zmieniać przez okres 5 lat od zakończenia prac. (oczywiście jest to bzdura, nie ma takich zapisów, a okres karencji 5-letniej obowiązuje na rośliny, które zostały posadzone i mają zachować żywotność w tym okresie. Nie dotyczy to wzbogacenia parku o nowe nasadzenia). Poprosiliśmy panią Kogut o podstawę prawną, na którą się powołuje. Odpowiedzi brak, ale przez 5 lat w parku nie możemy sadzić żadnych drzew. 2. Drugim argumentem, którego użyła p. Kogut to liście, które brudzą wodę 3. Następnym argumentem to było, że wierzby to są kruche drzewa i jak będą duże, to mogą spaść na kogoś, bo po drugiej stronie nasypu jest ścieżka (fakt, to są kruche drzewa, ale drzewa można pielęgnować, a ryzyko – jeżeli w ogóle wystąpi – to może za 50 lat). Zastanawiające jest, jak świdniccy urzędnicy bardzo dbają o bezpieczeństwo spacerujących osób a pomijają bezpieczeństwo najmłodszych świdniczan proponując posadzenie tak „złowrogiego i niebezpiecznego” drzewa przy placu zabaw dla dzieci. 4. Kolejny argument to ten, że te same złowieszcze drzewa swoimi korzeniami zniszczą kamienne umocnienia wału i ścieżkę znajdującą się na nim (i znowu rozmawiamy o sytuacji, która może mieć miejsce za 50 lat. Zgadzam się z tym że korzenie mogą wpływać na ścieżkę i na kamienie, ale zasugerowałem, że możemy zamontować ekrany antykorzeniowe, a zresztą po 50 latach i tak park będzie wymagał kolejnej rewitalizacji i problem ten nie będzie dotyczył już żadnej z osób, które spotkały się tego dnia w parku). Podczas rozmowy pojawiały się zdania odrębne, ale jak mantrę wszyscy powtarzali „karencję” – opisuje społecznik.
Cała grupa wybrała się nad zalew, by obejrzeć proponowane przez urzędników miejsce. – Po drodze zatrzymaliśmy się w Parku Centralnym, w miejscu gdzie kiedyś płynął stary ciek Młynówki i tam nam urzędnicy wskazali miejsce nasadzeń. Chciałbym przypomnieć, że 5 minut wcześniej, jakieś niespełna 100 metrów dalej, opowiadali nam o 5-letnim okresie karencji, która obejmuje cały Park Centralny. Wtedy stało się dla nas jasne, że nie chodzi tu o żaden okres karencji, ani o gnijącą wodę, czy bezpieczeństwo. W mojej ocenie było to celowe zagranie, aby nasza grupa nie mogła posadzić drzewa w parku. Jak widać, pani prezydent, albo podlegli jej urzędnicy (albo wszyscy razem wzięci) mają do nas uraz za to, że obnażyliśmy ich brak kompetencji i wpadki, którymi wykazali się podczas wcześniejszych rewaloryzacji świdnickich parków. Do tego stopnia są mściwi i zacietrzewieni, że nie pozwolili na posadzenie 3 wierzb, które idealnie pasują do tego miejsca, zarówno kompozycyjnie jak i siedliskowo. A teraz na siłę wymyślają kolejne absurdalne argumenty, które mają nam uniemożliwić posadzenie drzew w tym parku – mówi z żalem Paweł Gromek.
O oficjalne stanowisko w sprawie zgody, a potem odmowy posadzenia zaledwie 3 wierzb, zwróciliśmy się do rzeczniczki prasowej Urzędu Miejskiego. – Prezydent Świdnicy przychylna jest wszelkim akcjom ekologicznym, które organizują mieszkańcy, również tym mającym na celu wzbogacenie miejskiego drzewostanu. Nie ma jednak możliwości posadzenia wierzb w Parku Centralnym w miejscu, gdzie pierwotnie one rosły. Grupie społeczników wskazany został inny teren. Przypomnę, że wierzby w Parku Centralnym rosły na umocnieniach brzegowych. Ich system korzeniowy doprowadził do ich degradacji. W związku z tym, w trakcie rewitalizacji parku, w pierwszym etapie robót dokonano odbudowy zniszczonych umocnień. Posadzenie wierzb w tym samym miejscu, ponownie doprowadzi do degradacji tych umocnień – twierdzi Magdalena Dzwonkowska.
Do tego argumentu już wcześniej odniósł się Paweł Gromek. Społecznik przekonuje, że pierwotna zgoda prezydent Świdnicy nie była obwarowana żadnymi warunkami. – Pani prezydent, proszę bardzo o odłożenie swoich pobudek personalnych w stosunku do mnie i grupy, która walczy o świdnickie drzewa na drugi, albo trzeci plan. Chcemy posadzić drzewa tam, gdzie rosły i zgodnie z pani obietnicą, która brzmiała „obiecuję, że wierzby wrócą do parku”. Jeżeli tak strasznie boi się pani o istniejące ścieżki i nabrzeża, to obiecuję pani, że Firma Drzewoznawca, której jestem właścicielem, na własny koszt zamontuje specjalistyczne ekrany antykorzeniowe (po 5 metrów długości, od strony ścieżki i 5 m długości od strony wody), aby mogła pani spać spokojnie. Świdnica to nie jest tylko pani miasto.
Agnieszka Szymkiewicz