Strona główna Magazyn Turystyka Belfer w podróży: O edukacji w innych krajach cz. 2.

Belfer w podróży: O edukacji w innych krajach cz. 2.

3

W pierwszej części przedstawiłam system edukacyjny, jaki obowiązuje w Indiach oraz Kambodży. Teraz czas na bardziej cywilizowane kraje Dalekiego Wschodu. Jak tam wygląda nauka w szkole? Zapraszam do lektury!

JAPONIA

Będąc w Japonii natrafiłam na samą końcówkę I semestru, który trwa od kwietnia do lipca. Tak, tak rok szkolny zaczyna się tutaj 1 kwietnia, podzielony jest na 3 semestry, pomiędzy którymi istnieją przerwy i kończy się pod koniec marca. W okresie tych przerw możemy wyróżnić 40 dni wakacji letnich, 2 tygodnie ferii noworocznych i 2 tygodnie ferii wiosennych. Nie jest to jednak czas beztroskiego wypoczynku, albowiem każdy nowy semestr rozpoczyna się testem sprawdzającym wiedzę z okresu poprzedniego.

Ogólnie system edukacyjny w Japonii jest podobny to tego, jaki istniał w Polsce przed reformą edukacyjną z 2017 roku i obejmuje: przedszkole (3-6 lat), szkołę podstawową (6-12), szkołę średnią niższego stopnia (12-15), wyższego stopnia (15-18) oraz uniwersytet, podobnie jak u nas licencjat i magisterka.

Teoretycznie przedszkole nie jest obowiązkowe, jednak rodzice chętnie posyłają do niego swoje dzieci. Podyktowane jest to dwoma względami: swobodny powrót do pracy oraz większe szanse edukacyjne dziecka w późniejszym okresie. Edukacja w Japonii jest na bardzo wysokim poziomie, dobre szkoły są drogie i trzeba do nich się zapisać dużo wcześniej. Rodzice za wykształcenie swojego dziecka są w stanie naprawdę wiele zapłacić. Często jedna pensja przeznaczona jest na naukę i to od najmłodszych lat.

Obowiązkowe są mundurki szkolne. U dziewcząt składają się ze spódnicy, często plisowanej, w ciemnym kolorze, białych podkolanówek oraz białej bluzki z wszytym emblematem szkoły. Natomiast strój chłopięcy składa się z ciemnych spodni i jasnej koszuli. Większa swobodę w ubiorze mają dzieci ze szkoły podstawowej, gdzie wymagana jest przede wszystkim biała koszulka z kołnierzykiem. Istnieje całkowity zakaz malowania się czy farbowania włosów. Jednak młodzież japońska stara się obejść te wszystkie ograniczenia, zakładając kolorowe gumki, buty, bransoletki czy przywieszki do plecaka.

Nauka w szkole japońskiej wymaga wielu poświęceń i pracowitości, zwłaszcza jeśli marzy nam się nauka na renomowanej uczelni. Stąd na każdym etapie przeprowadzane są egzaminy testowe. W szkole podstawowej uczniowie uczą się japońskiego, nauk przyrodniczych, matematycznych, muzyki, sztuki, zasad prowadzenia domu oraz kaligrafii. Do tego służą im specjalne zeszyty, w których mogą szlifować swoje umiejętności.

Dopiero uczeń 15-letni, czyli pod koniec niższego etapu, jest w stanie swobodnie przeczytać codzienną gazetę. Do tego potrzebna jest znajomość około 1940 znaków, czyli tak zwanych kanji oraz sylabariuszy kana. Jeśli natomiast chce czytać literaturę, musi kształcić się dalej i znać minimum 5000 znaków. Tyle zna przeciętny Japończyk.

Zajęcia w szkole zaczynają się o godz. 8.30. Najpierw jest krótki apel a następnie o 9.00 rozpoczynają się lekcje. Trwają one do 15.30 i są podzielone na dwie części, pomiędzy którymi jest czas na obiad. Pierwsza część to nauki „ścisłe”. Każda lekcja trwa 50 minut, pomiędzy nimi mamy 5 minutowe przerwy i maksymalnie są tutaj 4 godziny lekcyjne. Co do oceniania – skala ocen podobna jak w Polsce od 1-5, jedynie w szkole podstawowej od 1 do 3. Jednak oceny nie mają nic wspólnego z promocją do następnej klasy, która jest po prostu automatyczna. Oceny to tylko wskazówka dla rodzica i nauczyciela nad czym należy jeszcze popracować. Następnie obiad. I tu rzecz fantastyczna, ucząca uczniów odpowiedzialności, pracy własnej, zaangażowania. Posiłek wydają sami uczniowie, podzieleni wcześniej na odpowiednie grupy i tak samo to oni sprzątają po posiłku.

źródło:youtube

W drugiej części dnia odbywają się zajęcia „lżejsze” sport, sztuka czy języki obce. Ponadto uczniowie uczą się w szkole origami a zwłaszcza tworzenia żurawi. Ma to związek z Hiroszimą i czasem II wojny światowej, ale to znajdziecie niebawem w osobnym poście.

Zajęcia zwykle kończą się o 15.30, ale to nie wszystko. Po tym czasie dzieci i młodzież rozpoczynają zajęcia dodatkowe, zgodne ze swoimi zainteresowaniami. Miałam niebywałe szczęście natrafić na prezentację muzycznego koła zainteresowań, które w ramach swoich popołudniowych zajęć zaprezentowało się przed mieszkańcami miasta na parkingu samochodowym!

Uczniowie wychodzą ze szkoły najwcześniej o godzinie 17.00, oczywiście po wcześniejszym posprzątaniu placówki! Klasy podzielone są na grupy, które danego dnia są odpowiedzialne za porządek w całej szkole. Sprzątane są klasy, korytarze, toalety, pomieszczenia wspólne i niekiedy przyszkolny ogródek.

źródło:youtube

Japoński uczeń nie wraca jednak swobodnie do domu, często udaję się dalej, do prywatnej szkoły tzw. Juku, która przygotowuje go do egzaminów. Około 90% uczniów korzysta z tej formy. I tak dopiero w granicach godziny 20 – 21 młody człowiek powraca do domu …

W okresie wakacyjnym również nie jest za wesoło. Często w tym czasie szkoły organizują obowiązkowe wyjazdy dla swoich podopiecznych. Mnie osobiście zachwycił element zbiórki na dworcu. Wszyscy uczniowie mają siedzieć na podłodze, gdyż w tłumie mogliby się zgubić. Jeden z uczniów odczytuje coś na zasadzie zaleceń bądź regulaminu jaki ich obowiązuje podczas wyjazdu.

Japonia zachwyciła mnie swoim podejściem do edukacji, ale i przeraziła. Czas poświęcony nauce jest niezwykle długi i pracochłonny, ale umiejętności jaki nabywa uczeń są fascynujące! Wspólne dbanie o dobro szkoły, utrzymywanie jej w czystości, szacunek do starszych kolegów i nauczycieli, to coś czego czasem brakuje w naszych placówkach… Więc powoli to wprowadzajmy!

CHINY

Podobne podejście do edukacji jest w Chinach. Wykształcenie jest bardzo ważnym elementem życia człowieka. Poświęca się mu równie dużo czasu, zaangażowania, ale i wiele łez. Rodzice potrafią oddać dziecko już w wieku 3-4 lat do placówki z internatem, tylko po to, by umiało więcej od innych. Zaintrygował mnie fakt takiego bezdusznego postępowania. Okazało się, że dziecko traktowane jest przez rodziców jako zabezpieczenie na starość. System emerytalny w Chinach dopiero raczkuje, co oznacza, że osoby już niepracujące pozostają na utrzymaniu swoich dzieci. I tu koło się zamyka. Im lepiej wykształci się dziecko, tym znajdzie lepszą, dobrze płatną pracę i będzie w stanie zaopiekować się rodzicami. Można byłoby podsumować, że i w Japonii, i Chinach edukacja jest jednym z najważniejszych elementów życia człowieka. Jednak metody, jakimi się to osiąga, są zdecydowanie rozbieżne.

Szkoły chińskie nierzadko stosują wobec uczniów przemoc fizyczną. Za jakiekolwiek przewinienia nauczyciel ma prawo uderzyć ucznia. O ile szkoły miejskie zaczynają odchodzić od tego, tak w placówkach wiejskich nadal jest to na porządku dziennym. Ważna jest sprawność fizyczna młodych ludzi, dlatego dzień rozpoczyna się od apelu i rozgrzewki. Następnie ustawiają się na baczność, podnoszona jest flaga szkolna a dyrektor wita uczniów odczytując bieżące informacje z Chińskiej Republiki Ludowej. Ćwiczenia powtarzane są po 3 lekcji oraz o godzinie 14.

Zajęcia w szkole trwają w granicach 10 godzin i zaczynają się o 8 rano. Po skończeniu zajęć uczniowie odrabiają dużą liczbę zadań domowych oraz uczęszczają na dodatkowe zajęcia. Rodzice i szkoła naciskają na dobre wyniki. W klasach wiesza się tak zwane tablice wyników, gdzie na bieżąco aktualizuje się osiągnięcia uczniów.

Pozycja nauczyciela jest bardzo wysoka, tak jak i osób starszych. Często to seniorzy, w postaci dziadków, babć są osobistymi trenerami dzieci. Wspólnie ćwiczą, rozciągają się. Byłam świadkiem, kiedy to dziadkowie krzykiem i szturchańcami zmuszali dziecko do kolejnego wysiłku fizycznego. Dla nas sytuacja niepojęta – tutaj często norma. Należy jednak wiedzieć, że Chińczycy z natury są narodem głośnym. Spowodowane jest to tym, iż mówią w kilku dialektach i żeby zrozumieć się w tym tłumie, po prostu głośno do siebie mówią. Dodatkowo ich język dla Europejczyka jest krótki, stanowczy, wydaje się być wręcz nakazowy.

Ewenementem w systemie kształcenia jest szkoła umieszczona w klasztorze Shaolin. Po tym słynnym miejscu tak naprawdę niewiele już zostało. Większość budynków to odnowione części, stworzone na potrzeby turystyki. Nie zawsze też mnich, którego rozpoznajemy po pomarańczowej szacie, jest tak naprawdę mnichem. Można rzec, że komercja zaczęła rządzić tym miejscem i należy pokazać nam turystom to co chcemy, to co kojarzymy z klasztorem. Autentyczna jest  stworzona w tym miejscu szkoła sztuk walki.

Adepci w pocie, bólu i niesamowitej dyscyplinie, od najmłodszych lat zgłębiają tajniki sztuk walki m.in kung–fu. Mit Bruce’a Lee czy Jackie Chana jest tak silny, że większość uczniów marzy o podobnej, błyskotliwej karierze medialnej. Jeśli chcecie zgłębić tajniki nauki w klasztorze to polecam program Martyny Wojciechowskiej „Kobieta na krańcu świata – Dziewczyna z Shaolin”.

Mówią, że co kraj to obyczaj. Niby edukacja wszędzie ma ten sam cel – nauka pisania, czytania, liczenia, poznawanie otaczającego nas świata i zjawisk w nim zachodzących. Niby wszędzie tak samo, ale metody osiągania tych celów całkowicie różne. Jako belfer znalazłabym w każdym państwie coś, co wrzuciłabym do naszego systemu edukacyjnego. A co, pomarzyć można …

Tekst i zdjęcia Marzena Zięba
Felieton pochodzi z bloga „Belfer w podróży”

Poprzedni artykułPiękniejszy świat Beaty: W stronę inspiracji
Następny artykułWeekendowy Magazyn Swidnica24.pl