Żywego słowa kultura

    2

    Czasami łapię się na tym, że zaczynam się zachowywać, jak jakiś Wernyhora albo inny Wajdelota. Słucham czegoś czy oglądam i już, już chciałbym zacząć … „a nie mówiłem”. Ale czasami po prostu milczę z zachwytu i to jest cały komentarz do zjawiska – wydarzenia, w którym dane mi było uczestniczyć. Najczęściej jest to uczestnictwo przypadkowe i wówczas zaskoczenie jeszcze bardziej wpływa na moje emocje.

    Ewa Demarczyk (fot wikipedia)

    W późny piątkowy wieczór, a nawet noc – ta rzecz miała się kilka chwil przed północą – olśnienie, choć niewiele mogło mnie dotychczas olśnić. Tym bardziej przed ekranem włączonego telewizora. A jednak w sobotę 11 czerwca właśnie przeżyłem taką chwilę. Może nawet nie chwilę, a ponad godzinę. I było to zupełnie przypadkowe. Nie jestem wielbicielem wszelakich festiwali i gal śpiewanych, bo zazwyczaj są one przewidywalne, nudne i nastawione na jeden rodzaj odbiorcy. Rozhuśtanego, machającego rękami i szczerzącego się na widok kamery – takiego typowego odbiorcy showmańskiej produkcji niezbyt wysokiego lotu. I sądziłem, że to, czym raczy rodaków publiczny Radiokomitet w mieście Opolu nie będzie niczym wyjątkowym. A jednak myliłem się i to bardzo. Przez zupełny przypadek stałem się świadkiem wieczoru poświęconego Wyjątkowej Kobiecie – Ewie Demarczyk. Zjawisku, które pamiętam i które wywarło znaczny wpływ na kształtowanie mojej wrażliwości. Wszystko, od początku do końca, było w nim hołdem dla Demarczyk – czarne suknie artystek, oszczędność i minimalizm w ich ruchach, światła, które nadały temu koncertowi właściwe ramy i wreszcie – wykonania. Nie było wśród nich złych, nie było przeciętnych ani nijakich. Pierwsza od wielu lat na tym festiwalu rzecz, której można żałować to ta, że nie widziało się tego koncertu na żywo. Wszyscy, którzy przyłożyli do niego rękę, a raczej głos, zasługują na wyjątkowe uznanie. Mnie najbardziej zachwyciła Kinga Preis i jej wykonanie „Tomaszowa”. Dojrzałe, przemyślane, dramatyczne i wzruszające jednocześnie. Preis po raz kolejny pokazała, że jest artystką dużego formatu. Elegancją i stylem powiało, gdy na scenie pojawiła się Katarzyna Groniec. Wszystko tego wieczoru było wyjątkowe i zachwycające. Marcin Kydryński, który- chyba tylko on jeden- mógł poprowadzić ten koncert bez wpadek, tanich dowcipów i sztucznego humoru oraz zbędnych fajerwerków. Zrobił to po prostu, jak zwykle, zawodowo. Zachwyciły także genialne aranże Krzesimira Dębskiego. Ten koncert był na festiwalu najlepszy. A największym paradoksem jest to, że był najmniej telewizyjny- bez chórków, tancerzy, latających kamer i machającej publiczności. I on chyba uratował moje wspomnienie o tegorocznym Opolu.

    I coś jeszcze. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę (choć wcale nie musiałem, bo mam tę świadomość od dawien dawna), jak ważna w życiu jest kultura żywego słowa. Dykcja, interpretacja głosowa wygłaszanego tekstu, sposób przekazywania myśli i emocji; precyzja, słyszalność, giętkość, frazowanie, przejrzystość, sugestywność, melodyjność wszelkiego słowa mówionego – wszystko to powoduje, że jesteśmy słuchani, rozumiani i nie męczymy otoczenia. Po prostu jesteśmy wówczas sobą. Tylko czy tego chcemy?
    Być sobą, jak, gdzie, po co? Odpowiedzieć na to pytanie musi sobie każdy z nas. W świecie, który promuje sztuczność, w którym prawda i naturalność schodzą na dalszy plan, nie jest to łatwe. Warto zastanowić się, czy maski, które nam proponują, bardziej pomagają czy przeszkadzają.
    Kształcenie kultury żywego słowa jest elementem kultury języka każdego człowieka, potrzebą starannego formułowania myśli. Głos powinien być naszą najlepszą wizytówką.  Zapominamy, że może być źródłem osobistej siły. Potrafi przecież w kilka chwil przekazać całą prawdę o nas. Codziennie używamy głosu, który jest mieszaniną społecznych doświadczeń, naszego dojrzewania i adaptowania się do życia w grupie. Gdy się mu bliżej przyjrzymy, możemy odkryć, że ten głos nie jest spójny z tym, kim jesteśmy. Świadomość tego, na ile nasz głos wyraża nas samych, to podstawa pracy nad głosem i rozwijania swoich wokalnych możliwości.  To także podstawowy element dla tych, których efektywność pracy  zależy od dobrego brzmienia. Jak choćby w tym przypadku opolskim.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułKulturalnie z Magazynem Swidnica24.pl
    Następny artykułDorota Sumińska „Autobiografia na czterech łapach, czyli historia jednej rodziny”