Długo zastanawiałam się, jak i z której strony „ugryźć” recenzję „Diuny”. Jest ona pierwszą częścią w sześciotomowym cyklu i według mnie najlepszą.
To opowieść z przyszłości, w której manipulacje genetyczne, podróże w czasie i przestrzeni oraz niesamowicie rozwinięta technika są na porządku dziennym. Książęcy ród Atrydów musi porzucić przyjazną planetę Kaladan i objąć w posiadanie surową, pustynną Diunę. W jej głębi żyją rdzenni mieszkańcy planety Fremeni – dumni i niezależni. Pustynia jest ich domem, kryjówką, ale także zagrożeniem, głównie za sprawą „stworzycieli” – gigantycznych bestii pożerających wszystko, co spotykają na swojej drodze. A jednocześnie maleńkie stworzyciele są źródłem cennej przyprawy – melanżu narkotycznej substancji, która jest najcenniejszą monetą Arrakis. Kontrole nad wydobyciem i dystrybucją chce zdobyć chciwy ród Harkonennów. Książę Leto Atryda przybywa na Diunę wraz z konkubiną i synem Paulem. W skutek zdrady i spisku ginie, a Paul staje się głównym bohaterem powieści.
Herbert stworzył świat, którego nie ma. Opisał ze szczegółami i zaludnił postaciami. I właśnie ten ogrom kreacji jest w książce najbardziej fascynujący. Świat Diuny jest rozbudowany i zarazem bardzo spójny, olbrzymi i porywający w swoim bogactwie. W literaturze tylko Tolkien stworzył kreację świata podobną. I w ten niezwykły świat wplecione zostały ludzkie losy. Cóż z tego, że niektórzy z bohaterów mają nadludzkie umiejętności? Cóż z tego, że otacza ich technika trudna do ogarnięcia? Ludzkie problemy pozostają.
Herbert napisał powieść o władzy i precyzyjnej manipulacji, religii i wpływach, rozgrywkach, poplecznictwie i politycznym makiawelizmie. Jakoś to wszystko dziwnie znajome. Czyż nie….?
Mnie zafascynował w powieści wątek ekologiczny. Natchniona wizja Fremenów chcących uczynić z pustynnej i wypalonej Arrakis żyzną i zieloną planetę przy pomocy wody. Plan rozłożony na tysiąclecia, a każdy Fremen realizuje go od maleńkości aż po śmierć, kiedy to woda odzyskana z jego ciała staje się własnością plemienia i trafia do specjalnego zbiornika. Woda jako wartość najwyższa, ważniejsza niż życie… Oj, inaczej patrzy się po tej lekturze na beztrosko odkręcony kran.
Mnogość wątków i krwistość postaci fascynacja autora kulturą wschodu z jego specyficzną mentalnością, wyobraźnia i rozmach – wszystko to czyni „Diunę” powieścią niezwykłą, złożoną, na swój literacki sposób barokową.
Dawid Lynch zrobił na postawie książki film i narobił tym w diunowym świecie niezły zamęt. Powiem tak: dla mnie to nie jest dobry film i nie miejsce tu, by to uzasadniać. Myślę, że pokłady wyobraźni Herberta wdarły się w moją wyobraźnię bardzo głęboko stwarzając mi pod powiekami i w głowie obraz z goła inny od lynchowego. Ale, jak powiadają „de gustibus…..”. I jeszcze mała osobista refleksja. „Diuna” pełna jest cytatów i sentencji. Ja przyjęłam za swoją tę:
„Nie wolno się bać, strach zabija duszę
Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.
Stawię mu czoło
Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.
A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja.”
Izabela Jankowska