– Zwierzęta nie potrzebują naszej miłości, tylko szacunku – mówi z przekonaniem Andrej Hercuń, współgospodarz Kraszowickiej Zagrody i założyciel Kraszowickiej Sokolarni w Świdnicy, gdzie w ostatnich tygodniach znalazły schronienie i pomoc dzikie ptaki. – Trzy z nich w ogóle nie powinny do nas trafić.
Siadamy na leżakach na antresoli nad zagrodą dla kóz, z widokiem na kurnik, woliery z dzikimi ptakami, malowniczy stopień na rzece Bystrzycy i kulejącego bociana Kubę, który ignoruje biegającego po posesji psa i całą resztę menażerii. – Nasz świadomy wybór to dwa myszołowce Henry i Dasy i dwie sowy: puchacz zwyczajny Bubu i szlarogłówka zwyczajna Tofik – wylicza mieszkańców wolier Andrzej Hercuń. Od kilku tygodni pojawiają się także mieszkańcy tymczasowi, kierowani do sokolarni przez weterynarza Jarosława Zajączkowskiego i Schronisko dla bezdomnych zwierząt w Świdnicy. – To są ptasie bidy po wypadkach, z problemami. Mamy wiedzę, mamy pożywienie i miejsce, więc pomagamy.
Wspomniany Kuba jest trzecim bocianem, który trafił do sokolarni. – Pierwszy był po ciężkiej operacji, nie przeżył doby. Drugi był w świetnej kondycji. Potrzebował odżywienia, suplementacji, by nabrać sił. To było wspaniałe przeżycie! Gdy staliśmy w drzwiach zagrody, bocian najpierw przedefilował przed nami, wziął rozbieg, odbił się i poleciał. Nie zatrzymał się na dachu sokolarni, tylko wzbił się w powietrze, zrobił krąg nad zagrodą i poleciał w stronę Modliszowa. Podobnie do wolności doprowadziliśmy trzy pustułki. Oczywiście nie jesteśmy ośrodkiem dla dzikich ptaków, naszą pomoc niesiemy doraźnie.
Andrzej Hercuń ma nadzieję, że naturze uda się przywrócić także boćka Kubę, który w wypadku samochodowym złamał nogę. Ptak ma się coraz lepiej. Śpi na zaimprowizowanym gnieździe, ma poidła z wodą i sporo miejsca do trenowania zrośniętej już nogi. Być może i on odleci.
Zwierzęta, które uległy wypadkom, są ranne na pewno wymagają pomocy i opieki człowieka. Często jednak pomoc po prostu szkodzi. – Jeżeli chcemy pomagać ptakom, to doradzam rozsądek. Z czterech pustułek, które w tym roku do nas trafiły, trzy nie powinny do nas w ogóle trafić. Jedną bawił się kot – ok., ratujemy od kota, chociaż ten ptak doskonale się sam bronił dziobem, szponami. Ale reszta to były podloty zabrane z ulicy. To, że ptak jest akurat sam, nie oznacza, że matki nie ma w pobliżu. Z reguły jest i obserwuje młode, a ma doskonały wzrok. Warto oddalić się na sporą odległość i poczekać, czy dorosły ptak przylatuje do malucha. Jak będziemy przy nim siedzieć, nie przylecą go nakarmić. Jeśli ptak nie krwawi, nie przewraca się, jest ruchliwy, nie dotykajmy, obserwujmy! Nie ratujmy pochopnie ptaków, bo robimy im krzywdę!
Założyciel sokolarni w lipcu przeprowadził akcję informacyjną na Rynku w Świdnicy, a także we Wrocławiu i zamierza je ponawiać w przyszłym roku. Kładzie nacisk nie tylko na ptaki, ale także na wszystkie dzikie zwierzęta, apelując, by nie ruszać małych saren czy zajęcy. – Matki specjalnie odchodzą od swoich młodych, by nie ściągać uwagi drapieżników. Leżąca w wysokiej trawie płowa sarenka jest niewidoczna i ma większe szanse na przeżycie. Matka przychodzi, by ją nakarmić. U zajęcy wystarcza jedno karmienie na dobę! Podobnie jak w przypadku człowieka, matka najlepiej wie, jak zadbać o swoje dziecko. Nie ingerujmy! Zwierzęta nie potrzebują naszej miłości, tylko szacunku – dodaje Andrzej Hercuń.
Losy kraszowickiej menażerii można codziennie śledzić na facebookowym profilu „Kraszowicka Sokolarnia”.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]
fot. Agnieszka Szymkiewicz i Przemysław Gołębiowski
O tym, jak mądrze pomagać i gdzie szukać wsparcia przypomina ulotka, przygotowana przez Schronisko dla bezdomnych zwierząt w Świdnicy: