Strona główna 0_Slider Czekali kilka godzin na udzielenie pomocy w szpitalu. „Dzieci siedziały na korytarzu,...

Czekali kilka godzin na udzielenie pomocy w szpitalu. „Dzieci siedziały na korytarzu, w kale i wymiocinach, bez dostępu do bieżącej wody”

0

Opieka nad małymi dziećmi na pediatrii nie może tak wyglądać – irytuje się matka dwóch chłopców, którzy w niedzielę trafili do Regionalnego Szpitala Specjalistycznego „Latawiec” w Świdnicy z silną jelitówką i według relacji rodziców dopiero po trzech godzinach czekania otrzymali pomoc ze strony personelu placówki. Zaniepokojeni rodzice obawiali się o zdrowie i życie swoich synów. Teraz myślą nad podjęciem kroków prawnych w związku z sytuacją, jaka ich spotkała. Do sprawy odnieśli się przedstawiciele świdnickiego szpitala.

2-letni Ignacy oraz 3-letni Dominik nabawili się grypy żołądkowej, której towarzyszyła biegunka oraz wymioty. Skala dolegliwości wywołała zaniepokojenie u rodziców, którzy postanowili zwrócić się o pomoc do medyków. W niedzielę, około godziny 1.00 w nocy ojciec zawiózł dzieci do świdnickiego Latawca. – Na szpitalnym oddziale ratunkowym zostali przekierowani do pogotowia, na nocną opiekę świąteczną. Tam lekarka powiedziała, że najlepiej będzie im w domu. Mąż poprosił o taką decyzję na piśmie. Lekarka w tej sytuacji wystawiła skierowanie do szpitala. Po powrocie na SOR, po pewnym czasie przyszła do nich lekarz pediatra z oddziału dziecięcego, która również miała mówić, że dzieciom lepiej będzie w domu. Po kolejnej prośbie o przedstawienie tego na piśmie okazało się, że lekarka przyjmie dzieci na oddział. To była godzina 2.00 w nocy – opisuje pani Anna, mama Ignacego i Dominika.

– Lekarka zaznaczyła jednak, że szwankuje jej system komputerowy, dlatego poinformowała, że dzieci zostaną przyjęte za godzinę. Ostatecznie to zajęło to znacznie dłużej. Chłopcy w tym czasie byli w kale, w wymiocinach i odwodnieni. Czekali na korytarzu, bez dostępu do prysznica, bez jakiejkolwiek pomocy. Mąż przewijał synów na podłodze. W międzyczasie podejmował próby interwencji i ponaglał lekarkę, ale nie przyniosło to rezultatu. Cały czas tłumaczono, że nie działa system komputerowy. Tylko co to kogo obchodzi, że system nie działa? Prąd był. Można było zapewnić dzieciom dostęp do bieżącej wody, do kroplówki, do łóżka przede wszystkim. Po wielokrotnych telefonach i prośbach o pomoc lekarka przyjęła dzieci po trzech godzinach na oddział – relacjonuje matka chłopców.

Nie może być tak, żeby w ten sposób wyglądała opieka nad małymi dziećmi na pediatrii. Skoro te dzieci wymagały przyjęcia do szpitala, to znaczy, że wymagały natychmiastowej pomocy, a nie po trzech godzinach. My tego tak nie zostawimy. To były zagrożenie zdrowia, a może nawet życia. Chcemy, żeby sprawa trafiła do sądu. Będziemy konsultować się z adwokatem – zapowiada pani Anna. Rodzice złożyli oficjalną skargę u dyrektora świdnickiego „Latawca” oraz zgłosili sprawę do Rzecznika Praw Pacjenta oraz planują zawiadomienie Rzecznika Praw Dziecka.

Dzieci pozostają w szpitalu.

– W odpowiedzi na państwa zapytanie informujemy, że prowadzimy obecnie postępowanie w celu wyjaśnienia okoliczności opisanego zdarzenia. W związku z faktem, iż zawiadomienie o zdarzeniu wpłynęło do SPZOZ w Świdnicy bezpośrednio od rodziców dzieci, sprawa rozpatrywana jest w trybie skargi. O wynikach postępowania poinformujemy wszystkie zainteresowane strony niezwłocznie, z zachowaniem ustawowego terminu na rozpatrzenie skargi – poinformował Łukasz Czajkowski, kierownik Działu Funduszy Zewnętrznych, Projektów Rozwojowych i Marketingu świdnickiego szpitala.

Michał Nadolski
[email protected]
Zdjęcia udostępnione przez rodziców

Poprzedni artykułZawór kulowy w instalacjach przemysłowych
Następny artykułDlaczego warto zdecydować się na przydomową oczyszczalnię ścieków?