Świdnicki magistrat zajmie się opracowaniem miejskiego programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in-vitro. Po wyjątkowo ożywionej wymianie zdań podczas obrad Rady Miejskiej, radni przyjęli złożoną w tej sprawie petycję, pod którą mieszkańcy złożyli 842 podpisy. – To jedna z najważniejszych uchwał w ostatnich latach – mówiła prezydent Świdnicy.
11 lutego do Urzędu Miejskiego w Świdnicy skierowana została petycja dotycząca wdrożenia miejskiego programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in-vitro. Wśród celów programu wymieniono: zapewnienie parom małżeńskim lub partnerskim dostępu do wysokiego standardu leczenia niepłodności z zastosowaniem procedury zapłodnienia pozaustrojowego, obniżenie wskaźnika bezdzietności wśród mieszkańców Gminy Miasto Świdnica, zwiększenie skuteczności leczenia par z zastosowaniem metody zapłodnienia pozaustrojowego, u których stwierdzono niepłodność i wyczerpały się inne dostępne metody jej leczenia, obniżenie kosztów leczenia niepłodności u osób zakwalifikowanych do programu, poprawa trendów demograficznych.
W Świdnicy potencjalną populację docelową, kwalifikującą się do programu oszacowano na około 38 par. Zgodnie z zapisami złożonego projektu, program zakłada “dofinansowanie kosztów jednego cyklu zapłodnienia pozaustrojowego lub adopcji zarodka dla każdej zakwalifikowanej pary w wysokości do 100%, ale w maksymalnej kwocie do 5 000 zł, pod warunkiem przeprowadzenia co najmniej jednej procedury przewidzianej w programie“. Koszt ewentualnych kolejnych prób ponosili by pacjenci. Program miałby być realizowany w latach 2020-2023 z możliwością przedłużenia na kolejne lata. Jak stwierdzono w projekcie, przewidywany koszt w pierwszym roku trwania programu miałby wynieść 40 tys. złotych, zaś w kolejnych latach byłoby to 50 tys. złotych rocznie. Szacuje się, że całkowity koszt programu wyniesie 190 tys. złotych.
– Cztery lata temu z mężem staraliśmy się o drugie dziecko. Niestety nie udało się, nie pozwoliła na to moja choroba. Od czterech lat choruję na endometriozę i jestem po trzech operacjach, z czego dwie zostały wykonane na NFZ, a trzecią odbyłam w Dortmundzie i musiałam ją sfinansować sama – koszt leczenia wyniósł około 50 tys. złotych i objęło wycięcie nacieków na jelicie grubym, guzów na jajnikach, usunięto mi jajowody. Nie ma możliwości, aby mogła mieć dziecko. Nie ukrywam, że jest to dla mnie ciężka sytuacja, podobnie jak dla innych kobiet ze Świdnicy, które nie mogą urodzić dziecka siłami natury, a którym zależy na tym, aby mogły mieć możliwość dzięki in-vitro. Leczenie jest niestety bardzo kosztowne, a nie każdego na nie stać. W innych miastach możliwe jest udzielenie wsparcia parom starającym się o dziecko, dlaczego więc w naszej Świdnicy miałoby się to nie odbyć – mówiła w emocjonalnym wystąpieniu Anna Gromek, pomysłodawczyni uruchomienia świdnickiego programu dofinansowania in-vitro. To właśnie złożoną przez nią petycją zajmowali się w piątek świdniccy radni.
Pomysł rozpoczęcia miejskiego programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in-vitro spotkał się z głosami sprzeciwu ze strony części samorządowców. O wątpliwościach mówił m.in. radny Andrzej Ora, który tłumaczył, dlaczego in-vitro nie jest dobrym rozwiązaniem. – Po pierwsze, oczywistym nadużyciem i manipulacją jest określanie tej metody „sposobem leczenia niepłodności”. W rzeczywistości nie wpływa ona na wzmożenie płodności u żadnego z parterów, a staje się tylko techniką umożliwiającą poczęcie dziecka w warunkach laboratoryjnych. Do drugie, z wielu opublikowanych badań wynika, że in-vitro może mieć negatywny wpływ na zdrowie kobiety. Manipuluje się jej organizmem aplikując środki stymulujące po to, by metoda in-vitro stała się bardziej skuteczną. Skutki uboczne takiego działania pojawiają się już na etapie stosowania tej metody lub po jej zakończeniu. Po trzecie, zastosowanie metody in vitro umożliwia poczęcie dziecka poza małżeństwem, na przykład przez osoby samotne czy pary homoseksualne. To co przedstawia się zatem jaką metodę pomocy rodzinie, w praktyce często staje się środkiem wsparcia dla zwolenników różnych, alternatywnych stylu życia. Osobą która najbardziej na tym traci, jest dziecko przychodzące na świat poza naturalną rodziną – wskazywał Ora, mówiąc też o medycznych ingerencjach w „najbardziej intymną sferę życia ludzkiego” oraz występowaniu „około 40% więcej wad wrodzonych u dzieci urodzonych dzięki in-vitro”.
Jego wypowiedź wywołała głośny sprzeciw ze strony prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej. – Chciałabym uporządkować to wszystko co usłyszeliśmy i powiedzieć po pierwsze, że zawsze mi jest przykro, kiedy mężczyźni wypowiadają się na temat zdrowia kobiety, płodności, ciąży. Nie jesteście matkami, nie będziecie matkami i uważam, że mamy naturalne prawo wypowiadać się na ten temat, na temat swoich poglądów, swoich odczuć, swoich emocji i swoich chęci posiadania dziecka. (…) Nie odmawiajmy tego prawa tym parom, które mogą skorzystać dzisiaj z nowoczesnych metod leczenia, usankcjonowanych przez cały świat, stosowanych w całym świecie, potwierdzonych statystykami co do skuteczności tych metod leczenia – mówiła prezydent Świdnicy, odnosząc się do kolejnych argumentów wyliczonych przez radnego.
Podczas trwającej ponad godzinę wymiany zdań, pojawiały się też pytania dotyczące braku wcześniejszych działań ze strony władz miasta w zakresie przygotowania programu dofinansowania in-vitro, a także głosy przypominające, że dyskusja dotyczy w tym momencie jedynie złożonej petycji popartej przez kilkuset świdniczan. – Uważam, że dyskusja na tym etapie jest niewłaściwa. Jeżeli przyjmiemy tę petycję, to Urząd Miejski w Świdnicy dopiero zajmie się przygotowaniem programu, który następnie zostanie przestawiony radnym do przedyskutowania. Uważam, że wtedy będzie czas na to, aby zabrać głos w sprawie tego, czy nam ten program odpowiada, czy też nie. W tej chwili głosujemy tylko i wyłącznie w kwestii tego, czy petycja jest zasadna czy jest niezasadna. Każdy może to rozpatrzyć w zgodzie ze swoim sumieniem – mówił radny Tomasz Kempa. O pohamowanie emocji przez obie strony sporu apelował też radny Marcin Paluszek, który złożył wniosek o zakończenie dyskusji.
Ostatecznie petycję złożoną przez Annę Gromek poparło 14 radnych (Bokszczanin, Dzięcielski, Fasuga, Gadzińska, Gaszyński, Grudziński, Kempa, Kuc, Morańska, Paluszek, Rumiancew-Wróblewska, Wach, Wołosz, Żurek), a ośmiu było przeciw (Cygan, Jaśkowiak, Lewandowski, Makowski, Nowaczyńska, Ora, Skowrońska-Wiśniewska, Struzik). Żaden z radnych nie wstrzymał się od głosu. Taka decyzja radnych oznacza, że do prac nad programem dofinansowania in-vitro mogą teraz przystąpić miejscy urzędnicy.
Michał Nadolski
[email protected]