W ostatnich tygodniach do świdnickiego schroniska dla bezdomnych zwierząt wpłynęło wiele zgłoszeń dotyczących dzikich zwierząt pojawiających się na obszarach zabudowanych. Równie liczne są pytania o to, jak należy postępować w przypadku napotkania nieudomowionych gości. Prowadzący schronisko zespół z Fundacji Mam Pomysł postanowił zebrać garść porad na ten temat i przywołać kilka z podejmowanych niedawno interwencji.
Sarny u bram
Pandemia koronawirusa przyniosła ograniczenia w przemieszczaniu się. Młodzież nie podróżowała każdego dnia do szkół, ruch pojazdów na ulicach został mocno ograniczony przez wiele tygodni. Ciekawskie i co odważniejsze sarny postanowiły wypróbować nowe bazy pokarmowe na terenie Świdnicy. Na obrzeżach miasta swoją siedzibę ma wiele firm, które dysponują ogrodzonymi placami pełnymi soczystej, zielonej trawy. Wcześniej takie obiekty oddzielała bariera, którą stanowił właśnie ruch samochodów.
Pewnego kwietniowego poranka zaniepokojony mieszkaniec przekazał informację dyżurnemu Straży Miejskiej dotyczącą kilku saren przebywających na ogrodzonej działce. O pomoc zostali poproszeni pracownicy schroniska w Świdnicy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że działka nie posiada bramy, a sarny zwabione spokojem i pyszną trawą ochoczo przystąpiły do żerowania. Co było dalej? Nic. Zwierzęta nie były w potrzasku, żadne z nich nie kulało, nie miało złamanej kończyny. Mogły opuścić działkę w każdej chwili. Dlaczego nie interweniowaliśmy? Wszystkie jeleniowate wykazują się bardzo niską odpornością na stres. Wystarczy godzina gonitwy, by w organizmie zwierząt doszło do procesów uszkadzających nerki. Dodatkowo stres działa na organizm tak silnie, że może dojść do zerwania mięśni, a to dla sarny oznacza wyrok śmierci.
Inaczej wyglądała interwencja w innym zakładzie na terenie miasta. Sarna utknęła w szczebelkach ogrodzenia. Nie miała szans wyjść stamtąd samodzielnie. Takie działania wymagają maksymalnego zrozumienia zestresowanego zwierzęcia. Zawsze na miejscu pracuje tylko kilkoro pracowników, funkcjonariuszy służb miejskich zabezpieczających teren zdarzenia. Sarnę udało się uratować. Wyjęcie jej spomiędzy szczebelków zajęło chwilę i odpowiednio zabezpieczona została przewieziona poza granice miasta. Wróciła na wolność i pobiegła przed siebie.
Mała sowa na podwórku
Temat odbierania dzieci ich matkom i naturze jest rzeką. Oczywiście zasada jest złota: nie odbieraj młodych. Młode sarny, jelenie, czy zające znajdziesz ukryte w trawach, bez samic-matek. To taka strategia ochrony przed pracującymi węchem drapieżnikami. Młode nie mają zapachu, więc aby im go nie przekazać, matki pojawią się tylko w porach karmienia. Poza tym czasem są oddalone i obserwują je z bezpiecznej odległości. Nie dotykamy takich zwierząt, nie zabieramy. One nie są porzucone.
W przypadku ptaków mamy jeszcze do czynienia ze zjawiskiem podlotów. Podlot to taki ptak, który nie jest pisklakiem czekającym na rodzica w gnieździe, ale też nie jest dorosłym, w pełni samodzielnym ptakiem. Ma już pióra połączone z puchem na całym ciele, potrafi podlatywać na niewielkie odległości, podskakiwać lub wspinać się (podloty sów). Takie ptaki są karmione przez rodziców. Uczą się latać, dopiero opuściły gniazda. Wyglądają niezdarnie i puch często myli zgłaszających, którzy uznają je za niesamodzielne, porzucone pisklaki.
Pewnego majowego dnia poproszono nas o interwencję dotyczącą pisklęcia sowy. Te zwierzęta są pod ochroną, ich odchowem zajmują się specjaliści i uznane ośrodki. Pomoc jest im niezbędna ze względu na ochronę gatunków, toteż ruszyliśmy na pomoc. Jak się okazało, niepotrzebnie. Mieszkańcy próbowali złapać spanikowanego, ale w pełni zdrowego podlota, biegając za nim i dodatkowo stresując. Pamiętajmy, że ptaki to delikatne i wrażliwe na stres stworzenia, śmierć wskutek stresu jest spotykanym u nich zjawiskiem.
Mylącym w przypadku podlotów sów (tzw. gałęziaków – ze względu na to, że uciekając wspinają się po np. pniach drzew) jest duża ilość puchu na ciele. Te dorosłe pióra są mniej widoczne i wydawać się może, że mamy do czynienia z bezbronnym pisklęciem. Sowa oczywiście powróciła pod drzewo, na którym założono gniazdo, w którym pierwotnie mieszkała. Na odchodne nawet przeszybowała nad pobliskim rowem.
Zaplątane jeże
Kiedy zatem interweniować? Z powyższego wynika, że zazwyczaj mamy do czynienia ze zwierzętami zdrowymi, bez kontuzji, które wystarczy uwolnić z zagrodzonych terenów bądź pozostawić w spokoju. Jest wiele zdarzeń, w których zwierzę ucierpi i należy go wyłapać, udzielić pomocy, przewieźć do lecznicy, czy ośrodka rehabilitacji zwierząt dzikich.
Jeże tak dobrze zaaklimatyzowały się w przydomowych ogrodach, że często zdarzy się wypadek. Uwielbiają przechodzić przez siatki ogrodzeniowe i… wpadać w pułapkę. Najczęstszymi zgłoszeniami są zaplątane w siatkę jeże. Potrafią też wpychać się w odpady i jeśli znajdują się w nich jakieś materiały typu: siatka, sznurki, szybko się zaplątują i utkną tam na wiele godzin, dopóki nie wypatrzy go zgłaszający. Podobne losy spotykają ptaki wodne (kaczki, łabędzie). Wyplątujemy je wtedy z żyłek, siatek i jeśli nie ma poważniejszych urazów, wracają na wolność. Niestety, jeże często padają ofiarą kosiarek, ale wtedy zazwyczaj nie ma dla nich ratunku – poważne obrażenia głowy, brzucha, krwotoki pozwalają tylko skracać cierpienie jeży.
Kiedy zwierzęciu dzikiemu bezwzględnie potrzebna jest pomoc?
- Gdy jest to leżący, ranny ptak albo ptak taki jak: jerzyk, czy jaskółka (zazwyczaj bywają osłabione bądź ogłuszone po zderzeniu z szybami).
- Gdy jest to zwierzę po wypadku komunikacyjnym.
- Gdy zwierzę utknie w ogrodzeniu, siatce, jakiejkolwiek barierze i nie potrafi się wydostać.
Gdzie zgłaszamy?
Policji, Straży Miejskiej, urzędom gmin. Współpracują ze stosownymi podmiotami, które uwolnią zwierzę z opresji. Nie działaj na własną rękę, nie dotykaj takich zwierząt. Zwierzęta w panice potrafią zranić, ugryźć, czy kopnąć, ale również Ty nie wiedząc jak ograniczyć stres w trakcie interwencji możesz zrobić zwierzęciu krzywdę. Nigdy nie ganiaj, nie płosz, nie strasz dzikiego zwierzęcia – stres je zabije.
Jeśli masz pytanie, chcesz wiedzieć jak pomóc, widzisz trudną sytuację – zadzwoń do Fundacji Mam Pomysł. Udzielimy Ci wskazówek, gdzie zgłosić ranne, dzikie zwierzę albo na miarę naszych możliwości pomożemy zorganizować pomoc. Jeśli wahasz się w kwestii zabrania ptaka wyrzuconego z gniazda, zrób zdjęcie, prześlij nam i nie dotykaj go. Pamiętajmy, że dzikie zwierzęta zostaną z nami już na zawsze. Doskonale zasymilowały się ze środowiskiem człowieka i mając łatwo dostępny pokarm, nigdzie się nie wybierają. Ludzie sami spowodowali osiedlanie się zwierząt dzikich w pobliżach domostw. Jesteśmy niezbyt porządni – rozrzucamy resztki jedzenia, odpadki. Dokarmianie takich zwierząt bardzo im szkodzi – w upalne dni w psujących się kawałkach mięsa może zajść proces tworzenia jadu kiełbasianego. Zwierzę dzikie, nieświadome ryzyka, podejmuje nieświeży pokarm, dochodzi do zatrucia i w rezultacie śmierci. Wystarczy wiązać worki oraz nie dokarmiać ludzkim jedzeniem dzikich zwierząt… Szanujmy je, gdyż nie są szkodnikami, a sojusznikami choćby w walce ze szkodnikami upraw, czy uciążliwymi komarami (w zastępstwie stosowania chemicznych odstraszaczy tych owadów).
Tekst przygotowany przez zespół Fundacji Mam Pomysł