Po raz kolejny prezydent Świdnicy składa pod obrady Rady Miejskiej projekt, naprawiający błędy w uchwale o Strefie Płatnego Parkowania. Poprawki wymusił wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dla kierowców nie zmieni się wiele, bo opłaty mimo niewyznaczenia miejsc postojowych są i będą nadal pobierane. Chociaż urzędnicy zmieniają nieco retorykę i deklarują, że są gotowi linie malować. Ale tylko trochę…
Sprawa sporu, jaki od ponad roku toczy się wokół legalności pobierania opłat w centrum Świdnicy, stanęła podczas spotkania Komisji Rozwoju Gospodarczego i Infrastruktury. O zmianach, które zawarte są w kolejnej już poprawianej uchwale o Strefie Płatnego Parkowania, a także o tym, nad czym dodatkowo za zgodą władz miasta pracują urzędnicy, mówili dyrektor wydziału komunikacji Maciej Gleba i zastępca prezydenta Marek Suwalski. Radni wysłuchali także Henryka Kosiorowskiego, który walczy o stosowanie w Świdnicy przepisów, wskazanych w ustawie o drogach publicznych, rozporządzeniu ministra infrastruktury i uchwałach Najwyższego Sądu Administracyjnego o warunkach, w jakich opłaty w SPP mogą być pobierane. A te warunki są dwa: muszą być znaki pionowe i znaki poziome.
Tymczasem w Świdnicy opłaty są pobierane, mimo że linii poziomych na jezdniach nie wymalowano na większości ulic, objętych opłatami. Albo do zaprzestania pobierania opłat, albo do właściwego oznakowania strefy władze miasta wzywał świdniczanin Henryk Kosiorowski. W 2016 roku rzeczniczka magistratu tłumaczyła, że przepisy są niejasne, zawierają wiele sprzeczności i konieczne jest stanowisko odpowiedniego ministra. Dodawała także, że wprowadzenie oznakowania poziomego doprowadzi do zlikwidowania połowy miejsc w strefie (tyle miejsc kierowcy zajmują obecnie niezgodnie z przepisami – np. tuż przy przejściach dla pieszych, ale miasto i tak za to pobiera opłaty). Ta retoryka zmieniła się po opinii ministra, o którą wystąpił starosta świdnicki. Opinia była jednoznaczna – nie ma linii, nie ma opłat. Wówczas miasto zmieniło taktykę i zwróciło się do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z pytaniem, czy takie oznakowanie można malować w zabytkowej części miasta. Jak informował radnych na wczorajszym posiedzeniu komisji dyrektor Gleba, wojewódzka konserwator w ogóle nie zajęła stanowiska. Wydział komunikacji UM pytanie wysłał więc do wałbrzyskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Ówczesna kierownik delegatury Maria Ptak wydała opinię, że linii malować nie wolno. – Odwołaliśmy się do ministra kultury, ale on podtrzymał stanowisko konserwatora – rozkładał ręce dyrektor Gleba dodając, że nad tym, czy to wystarczy, by uznać za zgodne z prawem dalsze pobieranie opłat bez wymalowania oznakowania debatowali radcy prawni urzędu miejskiego i uznali, że tak, wystarczy. Dla wzmocnienia tego głosu prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska zleciła wykonanie wrocławskiej kancelarii prawnej, w której partnerem jest były minister sprawiedliwości Krzysztof Budnik, wykonanie opinii. Z budżetu miasta za tę opinię zapłacono 2 tysiące złotych. Była po myśli władz miasta. Miejsc postojowych nie wyznaczano, choć zakaz konserwatorski nie przeszkodził w tym czasie na wymalowaniu farbą linii na łuku ulicy Grodzkiej, tuż przy Rynku:
Tymczasem nastąpił niespodziewany zwrot. Maciej Gleba podjął kroki, by jednak jakieś oznakowanie poziome pojawiło się. Jak wyjaśniał wczoraj, do wałbrzyskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków 21 maja został wystosowany kolejny wniosek o zgodę na wymalowanie linii, które „trochę” wyznaczą miejsca postojowe. Trochę – to znaczy w zgodzie ze znakiem P-19, czyli będą stanowiły zarys tychże miejsc bez wymalowania poszczególnych obszarów dla każdego samochodu. Skąd taka nagła zmiana, skoro w ostatnich miesiącach urzędnicy kategorycznie trzymali się decyzji konserwatora? Maciej Gleba tłumaczył to gotowością do kompromisu, choć takie oznakowanie nie spełni wymogów ustawy o drogach publicznych, a przy okazji złamie zakaz konserwatorski. Czyli i tak źle, i tak niedobrze. Oznakowanie, jeśli w ogóle, pojawi się po wakacjach.
Niewiele z kolei zmienią dla kierowców poprawki wnoszone po wyroku WSA do uchwały o Strefie Płatnego Parkowania, mają bowiem charakter wyłącznie porządkowy. Istotną zmianą jest ta, że nie będą już pobierane opaty w podwórzu ulicy Kotlarskiej i ul. Bohaterów Getta (parking za bankiem) oraz przed Miejskim Domem Handlowym. Zdaniem Henryka Kosiorowskiego taka akurat zmiana w ogóle nie jest potrzebna, bo także w poprzednich wersjach uchwały pobieranie opłat w podwórzach było zakazane. Świdniczanin generalnie dąży do zlikwidowania strefy. Wspólnie z radnym Dariuszem Sienko zebrał blisko 300 podpisów pod obywatelskim projektem rozwiązania SPP.
– W mojej opinii jest dziś absolutnie niemożliwe likwidowanie SPP. Nie ma w Polsce miasta średniego lub dużego, które nie ograniczałoby czasu postoju poprzez wprowadzenie opłat w centralnej strefie. Większość miast bazuje na starówkach, których infrastruktura drogowa powstała kilkadziesiąt czy też kilkaset lat temu. W takim przypadku jest też Świdnica, której główny układ urbanistyczny powstawał przed stuleciami. Dziś wygospodarowanie dodatkowych miejsc parkingowych w tym miejscu jest niemożliwe, stąd też utrzymanie strefy jest jak najbardziej rozważnym rozwiązaniem – mówi prezydent, Beata Moskal-Słaniewska.
Innego zdania jest Henryk Kosiorowski. Podkreśla, że samorząd nie ma obowiązku ustanawiania płatnych stref parkowania, a kwestię ograniczonego postoju można rozwiązać za pomocą znaku D-39, na mocy którego w centrum można by się zatrzymywać tylko na 45 minut. Janusz Solecki, przewodniczący komisji infrastruktury przypomniał, że powstaniu strefy towarzyszyła chęć udrożnienia wiecznie zajętych ulic w centrum miasta. – Wtedy koszty były bardzo niskie, strefa obejmowała tylko kilkanaście ulic i nikt na niej nie zarabiał – przypomniał. Dziś Kierowcy w SPP zostawiają rocznie ponad 1,6 miliona złotych, z czego ponad 600 tysięcy pochłania utrzymanie pracowników Biura Płatnego Parkowania, siedziby biura, obsługi parkometrów i oznakowania.
Podczas komisji padło także pytanie, dlaczego problemów ze strefą nie ma Wrocław, gdzie spełnione są wszystkie wymagania dotyczące znaków poziomych i pionowych także w najbardziej zabytkowej części miasta? Poziome linie są wymalowane nawet na starówce przy Kościele Garnizonowym. Wiceprezydent Suwalski odpowiedział: Być może Wrocław ma innego konserwatora zabytków, innego ministra.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]