„Każdemu, kto tonie, należy podać rękę” – słowa ojca towarzyszyły Irenie Sendlerowej, nazywanej Matką Dzieci Holocaustu, przez całe życie. Co to motto może oznaczać dzisiaj, w 2018 roku? Na pytanie odpowiedzieli uczniowie szkół ponadgimnazjalnych ze Świdnicy i Strzegomia, którzy wzięli udział w konkursie, zorganizowanym przez portal Swidnica24.pl pod patronatem córki Ireny Sendlerowej, Janiny Zgrzembskiej oraz Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka. Dzisiaj zostali wyłonieni zwycięzcy.
W tym roku mija 10 rocznica śmierci Ireny Sendlerowej. Z inicjatywy Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka Sejm RP ustanowił 2018 rokiem warszawianki, która podczas okupacji z getta zdołała wraz z współpracownikami wyprowadzić 2,5 tysiąca żydowskich dzieci. O jej bohaterstwie świat dowiedział się za sprawą nastolatków. I to właśnie do młodych ludzi skierowane było konkursowe zadanie. Odpowiedzi w formie eseju podjęło się 30 uczennic i uczniów z Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Strzegomiu oraz I LO, II LO i III LO, Zespołu Szkół nr 1, Zespołu Szkół Budowlano-Elektrycznych i Zespołu Szkół Hotelarsko-Turystycznych w Świdnicy. Dzisiaj, zanim nastąpiło rozstrzygnięcie, młodzież wraz z opiekunami merytorycznymi, wzięła udział w wyjątkowym spotkaniu, zorganizowanym w Centrum Przyjaźni Dziecięcej w Świdnicy, prowadzonym przez Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Chorych „Serce”. Gośćmi młodych autorów byli Batia Gilad, przewodnicząca Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, Anna Czerwińska-Rydel, autorka opowieści biograficznej o Irenie Sendlerowej „Listy w butelce” oraz Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka.
Anna Czerwińska-Rydel (na zdj.) ze swadą opowiadała o kulisach powstania książki, która jest najnowszym wydawnictwem poświęconym Irenie Sendlerowej. Nie unikała trudnych pytań o ocenę dokonań Ireny Sendlerowej. Krytycy podważali liczbę dzieci, które dzięki jej staraniom zostały uratowane z warszawskiego getta. – A jeśli nawet to było JEDNO dziecko? – pytała autorka książki. – Jakie liczba ma znaczenie? Irena Sendlerowa uratowała przede wszystkim człowieczeństwo.
Batia Gilad (na zdj.) opowiedziała młodym słuchaczom o tym, jak dzieci były traktowane w Domu Sierot, prowadzonym przez Janusza Korczaka, z którym współpracowała także Irena Sendlerowa. Wie o tym doskonale z przekazów z pierwszej ręki, bowiem zna i utrzymuje kontakt z żyjącymi jeszcze wychowankami Doktora, którzy zdołali przetrwać Holocaust. – To była prawdziwa dziecięca republika. Oni byli zachwyceni tym, jak ich traktowano – z serdecznością i szacunkiem. Uczyli się też odpowiedzialności i pracy. Z jednej strony trudno było im się później odnaleźć w „normalnym” świecie, z drugiej dzięki nabytym umiejętnościom potrafili walczyć o przetrwanie w najstraszniejszych czasach.
Pochodząca z Polski, ale mieszkająca po przymusowym wyjeździe pod koniec lat 50. XX wieku w Izraelu Batia Gilad odniosła się również do sytuacji obecnej, pełnej napięć po znowelizowaniu przez PiS ustawy o IPN. – Intencje były dobre, bo nie można mówić, że to cały naród działał tylko dobrze czy tylko źle. To pojedynczy ludzie są dobrzy albo źli. Zabrakło jednak proporcji – mówiła dodając, że od lat ona i Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka dokłada starań, by budować porozumienie. Pytana, co dla niej współcześnie oznacza „pomagać” ze łzami wspomniała o Syrii. – Wielkie mocarstwa, wielkie organizacje patrzą na ten dramat i nie robią nic tak jak nie robiły nic, kiedy dział się Holocaust. Dlatego nie ma co na nich liczyć, świat nie wyciągnął żadnej nauki z przeszłości. To my, każdy z nas z osobna, musimy być wrażliwi i robić co tylko w naszej mocy, by ratować ludzi i położyć kres tej tragedii – podkreślała.
Rzecznik Praw Dziecka wspominał swoje spotkania z Ireną Sendlerową. – Była bohaterką, co do tego nie ma wątpliwości, bo pomagała w czasach, gdy za najmniejszy gest wsparcia okazany Żydom płaciło się życiem nie tylko swoim, ale też swojej rodziny – przypomniał i zaznaczył, jak istotne było to, że Irenie Sendlerowej nie towarzyszyła jej nigdy rozterka – czy pomagać, stawiała tylko pytanie – jak? – Na pewno się bała, dosłownie w każdej chwili mogła zostać zatrzymana, zabita, ale umiała zapanować na tym strachem.
„O prawo każdego człowieka do życia walczyła Irena Sendlerowa, tymczasem współcześnie pokolenie Z dzielnie stoi murem za tym, żeby pewnego dnia można było powiedzieć, że każdy, kto rodzi się na tym świecie, ma równe szanse na spokojną i szczęśliwą egzystencję.”– tak swój esej zakończyła Natalia Adamczewska, uczennica klasy II I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Świdnicy. To właśnie ta praca okazała się najlepsza w konkursie na esej, choć trzeba podkreślić, że wybór był ogromnie trudny. Wszyscy autorzy wykazali się umiejętnością obserwacji i wrażliwością. Nie zabrakło też gorzkich refleksji. Najcenniejszy jest jednak fakt, że młodzież w jednym była zgodna – za to, jak wygląda świat odpowiedzialna jest każda osoba. „Czułem się bezsilny, a najgorsze, co można zrobić, to odpuścić. Jeżeli się zawahamy i będziemy obojętni, to działamy na szkodę osoby, która nas potrzebuje. Więc nie bądźmy głusi na potrzeby innych. Spróbujmy pójść za wzorem Ireny Sendlerowej i otworzyć serce.” – napisał w swoim eseju Adam Burski, uczeń kl. III a Technikum w Zespole Szkół Budowlano-Elektrycznych im. Jana III Sobieskiego w Świdnicy, laureat II miejsca. „To nasza postawa ma wpływ na to, jak wygląda otaczający świat. Najważniejsze to wyzbyć się obojętności. A wtedy nasze postępowanie może zainspirować innych ludzi. Sama Irena Sendlerowa mówiła: „Dobro musi zwyciężyć”.” – to zadnie z eseju Izabeli Matwiejko, uczennicy klasy I LO w Zespole Szkół nr 1 w Świdnicy, laureatki III miejsca.
Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali gratulacje i podziękowania od wydawcy portalu Swidnica24.pl Marka Kowalskiego oraz od Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka, a także książki i upominki, ufundowane przez Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Laureaci konkursu w nagrodę pojadą na dwudniową wycieczkę do Warszawy.
Portal Swidnica24.pl dziękuje uczestnikom i opiekunom, Rzecznikowi Praw Dziecka, Annie Czerwińskiej-Rydel, Batii Gilad, Ewie Góreckiej, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Dzieci Chorych „Serce” za gościnę i pomoc, a także nieocenionemu świdnickiemu cukiernikowi Eugeniuszowi Kępie za pyszne ciasta.
Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia Dariusz Nowaczyński
***
Zapraszamy do lektury wszystkich prac, nadesłanych na konkurs. Temat: „Irena Sendlerowa: Każdemu, kto tonie, trzeba pomóc. Co to wezwanie oznacza w 2018 roku?”
I miejsce – Natalia Adamczewska, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Roszczeniowi indywidualiści. W pogoni za marzeniami lub w głębokiej depresji. Nierozerwalnie związani z Internetem, technologią, nie przeżyją minuty bez smartfona. Wiele wymagają, mało dają od siebie. Dostają drgawek na myśl o ręcznym pisaniu. Połowę życia spędzą na garnuszku u rodziców. Pokolenie Z, wkraczające właśnie w dorosłość, dojrzali ludzie często określają za pomocą tych epitetów.
Szybki rozwój techniki, postępująca globalizacja wykształciła zupełnie nowy model człowieka – mieszkańca rozwiniętego państwa. Krzywdzące stereotypy dotyczące nastolatków, stawianych przed sytuacjami, z którymi nikt nie może im pomóc, ponieważ nie zdarzały się dotychczas, potrafią doprowadzić do niestabilności psychicznej i emocjonalnej oraz utraty wiary w siebie. Powodowane są często niedopowiedzeniami i nieporozumieniami w komunikacji międzypokoleniowej – czymś, czego łatwo można by było uniknąć.
Jednak pokolenie Z nie jest takie, jaki jego obraz starają się nam sprzedać media. Gdyby tak było, wszyscy moglibyśmy dojść do wniosku, że świat dąży prosto do zagłady, ponieważ zainteresowania jego nowych mieszkańców sięgają tylko czubka własnego nosa. Jest wręcz przeciwnie. Dzisiejsi młodzi dorośli to ludzie, którzy w pełnym stopniu nauczyli się korzystać z zalet technologii. Nie istnieją dla nich granice między państwami, mogą w jednej chwili rozmawiać ze znajomymi z Tajlandii czy Peru nawet nie wychodząc z domu. Co ważne, tworząca się przez to społeczność globalnej wioski zwraca uwagę nastolatków nie tylko na różnorodność kultur, czy religii, ale także na codzienne problemy mieszkańców państw rozwijających się. To wszystko, oraz typowa dla pokolenia Z przedsiębiorczość, otwartość i skłonność do działania, składa się na rosnącą popularność ruchu zwanego „voluntourism”. Polega on na wyjazdach ludzi mieszkających na co dzień w krajach pierwszego świata w rejony, w których ludzie potrzebują pomocy. Łączy podróżowanie i poznawanie świata z pomocą drugiemu człowiekowi. Tym sposobem dzieci z nizin społecznych mają szansę na dostęp do edukacji, dorośli są uświadamiani w kwestiach takich jak HIV czy równouprawnienie kobiet, budowane są szkoły i szpitale. Taki wolontariat opiera się nie tylko na odrobieniu określonej liczby godzin w szkolnej klasie. Pozwala na dogłębne poznanie lokalnej kultury, wtopienie się w nią, co sprawia, że młodzi ludzie są bardziej globalnie świadomi. Każdy z wolontariuszy dostaje niepowtarzalną szansę – mogą zmienić ludzie życie na lepsze. Tysiące nastolatków z różnych państw decyduje się na taki sposób spędzania wakacji lub „gap year”, oddając swoją energię i czas na rzecz innych. W przyszłości właśnie to może zaowocować wyrównaniem różnic społecznych między regionami świata.
Oczywiście, taka działalność pozornie różni się od namacalnego ratowania ludzkiego życia. Dzieciom na przedmieściach Bangkoku nie grozi przecież rozstrzelanie ani komora gazowa. Jest to tylko złudzenie. Szkolnictwo, odpowiedni poziom opieki medycznej i opieka społeczna to idee, które w Europie uważane są za oczywiste, jednak w krajach rozwijających się, należy je dopiero zbudować. Podstawowym prawem człowieka jest oczywiście to do życia, ale nie można też zapominać o prawie do edukacji, wolności słowa, o równości wszystkich ludzi. O prawo każdego człowieka do życia walczyła Irena Sendlerowa, tymczasem współcześnie pokolenie Z dzielnie stoi murem za tym, żeby pewnego dnia można było powiedzieć, że każdy, kto rodzi się na tym świecie, ma równe szanse na spokojną i szczęśliwą egzystencję.
***
II miejsce – Adam Burski, Zespół Szkół Budowlano-Elektrycznych w Świdnicy, opiekun Marzena Kałwak
Każdy spotkał się z sytuacją, w której jakiejś osobie jest potrzebna pomocna dłoń. Nie zawsze dostrzegamy to, gdyż z reguły jesteśmy skoncentrowani na własnym ego. Gdy w dzisiejszym świecie spotykamy się z tzw. „miłosiernym samarytaninem” jego pomoc zazwyczaj jest chwytem marketingowym, który jest wykorzystywany do ocieplenia własnego wizerunku w oczach innych. Dlatego mam bardzo wielki szacunek dla osób takich jak Irena Sendlerowa, które nie szukają poklasku za swoje czyny.
Ludzie są bardzo skomplikowanymi istotami. Porzucamy życie realne i zagłębiamy się w odmęty Internetu poszukując rozwiązań naszych problemów. Jednak w wirtualnym świecie jesteśmy otoczeni przez masę treści, które niekoniecznie nam pomagają. Można spotkać się z takimi, którzy mają naprawdę poważne problemy, a agresywne komentarze powiększają tylko rany w ich sercu. Sam korespondowałem z paroma dziewczynami, które się okaleczały. Kiedy zapytałem, czemu to robią, odpowiedziały, że ich świat się zawalił i jedyne, co życie dla nich zgotowało, to ból i cierpienie. Chciałem im pokazać, że świat się nie skończył, chociaż i to przynosiło marne efekty. Jednak w niektórych przypadkach najlepszą pomocą, jakiej możemy udzielić, jest poinformowanie kogoś obeznanego w temacie i tak właśnie zrobiłem. Czułem się bezsilny, a najgorsze, co można zrobić, to odpuścić. Jeżeli się zawahamy i będziemy obojętni, to działamy na szkodę osoby, która nas potrzebuje. Więc nie bądźmy głusi na potrzeby innych. Spróbujmy pójść za wzorem Ireny Sendlerowej i otworzyć serce.
We współczesnym świecie często możemy się natknąć na osoby, które palą zioło, nadużywają alkoholu, zażywają jakieś inne świństwa, żeby żyć dalej w swoim świecie iluzji. Te osoby nie zdają sobie sprawy z konsekwencji takich właśnie działań. Świat ułudy nie jest wieczny i w końcu będą musieli powrócić do rzeczywistości. Świetnym na to przykładem jest film „Requiem dla snu”, gdzie bohaterom brakowało kogoś, kto by wylał na nich wiadro zimnej wody i powiedział „stop!”. Z tego filmu wyniosłem bardzo cenną lekcję. Widok przyjaciela, który się poddał, może być cierniem w naszych sercach do końca życia. Tym bardziej wtedy, gdy mogliśmy mu pomóc. „Każdemu kto tonie, należy podać rękę”. Nikt nie powinien kwestionować tych słów. Z pozoru niewielkie wsparcie okazane drugiej osobie może okazać się pierwszym promykiem nadziei pośród ciemności, w której nasz bliźni tonie. Czasami nie trzeba dokonywać tak heroicznych czynów, jak robiła to pani Irena. Wystarczy zwyczajnie być przy kimś i trwać – na dobre i na złe. By pomagać, nawet nie musimy ruszać się z domu. Coraz częściej można zobaczyć akcje charytatywne, w których każda złotówka może pomóc odmienić czyjś los. Zbiórki te działają na zasadzie „ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka”. Bardziej czynną formą pomocy jest praca w organizacji wolontariuszy, czyli niesienie pomocy tym najbardziej potrzebującym. Nie jest to łatwa sprawa. Niekiedy musimy mocno się natrudzić. Jednak zapłatą za to są szczere uśmiechy ludzi, które naprawdę dają spełnienie i popychają do dalszego czynienia dobra. Uważam, że bycie wolontariuszem może ukształtować nas jako ludzi XXI wieku.
Jest takie powiedzonko: „Jeżeli masz duże serce, musisz mieć twardą dupę”. Poniekąd z tym się zgadzam i uważam, że nie każdy potrafiłby dokonać tak niesamowitych czynów, jak Irena Sendlerowa. Była za nie torturowana przez Gestapo i prawie oddała życie w obronie swoich przekonań.
***
III miejsce: Izabela Matwiejko, klasa LO w Zespole Szkół nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
Siadając wieczorem wygodnie w fotelu, włączamy telewizor, aby obejrzeć dobry film. Tymczasem trafiamy na programy informacyjne, które ścigają się w najświeższych doniesieniach na temat konfliktów na świecie oraz fali przemocy. W takich momentach przychodzi zastanowienie, czy w dzisiejszym świecie można być porządnym człowiekiem.
Czy można dziś komuś pomóc, kiedy dookoła tyle zła, braku zrozumienia? Człowiek XXI wieku stara się za wszelką cenę zadbać o własne dobro i wygodę, nie patrząc, że blisko niego jest ktoś słabszy, kto może potrzebować pomocy, drobnego gestu. Słyszymy w telewizji o wojnie w Syrii, o potrzebie pomocy uchodźcom, zwłaszcza dzieciom. Jednak część krajów Europy zamyka swoje granice mimo zaleceń władz Unii Europejskiej, ignorując też wezwania Papieża do większej empatii. Niechętne uchodźcom społeczeństwa obawiają się, że napływ ludności innej kultury i wiary sprowadzi na nich wiele problemów. Jaką naukę daje to współczesnej młodzieży? Myślę, że młodych ludzi trzeba dziś zachęcać do niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebują, zagubionym zwierzętom, starszym ludziom, zamiast przechodzić obojętnie obok i powtarzać: „to nie moja sprawa”.
Zastanawiam się nad postacią Ireny Sendlerowej, która także w trudnych czasach, bo w czasie II wojny światowej, potrafiła nie być obojętną na krzywdę drugiego człowieka. Ratowała żydowskie dzieci z getta warszawskiego. Dobrze wychowana, wrażliwa i pełna empatii. Zapewne wzorowała się na ojcu, który będąc lekarzem, starał się robić coś dobrego dla ludzi. Założył pierwsze w Polsce sanatorium przeciwgruźlicze. Irena, tak jak on, pomagała ludziom bez względu na ich pochodzenie, bo jak sama zaznacza w swoim życiorysie: „Wychowana byłam w duchu, że obojętna jest sprawa religii, narodu, przynależności do jakiejś rasy – ważny jest człowiek!”. Poświęcając nieomal własne życie, uratowała wraz ze swoimi współpracownikami około 2500 żydowskich dzieci. Była to misja bardzo trudna do wykonania w tamtych warunkach. Jednak Irena była przekonana, że można pomóc dzieciom z getta. Wychowywała się z Żydami w dzieciństwie i nie chciała pozostać obojętna na ich los. Po utworzeniu Rady Pomocy Żydom „Żegota” wraz z innymi działaczami organizowała akcje przemycania dzieci, której później znajdowały dom w rodzinach adopcyjnych.
Film „Dzieci Ireny Sendlerowej” wyreżyserowany przez Amerykanina Johna Kent Harrisona odbił się szerokim echem na całym świecie. Bohaterska postawa Polki stała się inspiracją dla innych do czynienia dobra. Film stał się swoistym wezwaniem do niesienia pomocy innym. Świat dowiedział się o jej działaniach. Reżyser słynął z tego, że poszukiwał historii o odważnych ludziach, które potem przenosił na ekran. Przyjął sobie za ideę, że zobrazuje życie kobiety niezwykle dzielnej, która stawiła czoła nieograniczonemu złu. Film kończy się bardzo ważną, krótką wypowiedzią prawdziwej Ireny Sendlerowej. Jest to kwintesencja idei pomocy: „Miłość, tolerancja i pokora. Na tym kończę”.
Patrzę na tę historię, na film przedstawiający jej działania. Nasuwa się pytanie – dlaczego pomagała właśnie dzieciom? Może dlatego, że im najciężej przychodziło znoszenie trudów życia w getcie, groziła im śmierć, a ona chciała je ocalić. Dzieci to przecież przyszłość narodu. W licznych wywiadach Irenę wspomina Elżbieta Ficowska. Miała 6 miesięcy, kiedy została wywieziona z getta w drewnianej skrzyni. Według jej relacji, Sendlerowa zawsze była gotowa nieść pomoc innym ludziom. Przytacza słowa, które Irena często powtarzała: „ojciec mi mówił, że jak ktoś tonie, to trzeba mu podać rękę.” I to robiła.
Amerykański nauczyciel Norman Conrad wraz z uczniami dotarli do życiorysu bohaterskiej Polki i w Kansas City w Stanach Zjednoczonych stworzyli w 1999 roku widowisko teatralne pod tytułem „Życie w słoiku”. Tytuł nawiązywał do sposobu, w jaki Irena Sendlerowa przechowywała dane o ratowanych dzieciach. Były to wąskie paski papieru z przybranymi i prawdziwymi nazwiskami dzieci żydowskich, umieszczane w słoikach i zakopywane pod drzewem w ogrodzie. Sztuka przerodziła się w duży projekt, zyskała olbrzymi rozgłos. Powstała fundacja „Life in a Jar” propagująca postawę i bohaterstwo Ireny Sendlerowej. Przedstawienie trafiło też do Polaków i dzięki amerykańskiej młodzieży dowiedzieli się oni o bohaterskiej, skromnej rodaczce.
Szukam odzwierciedlenia słów Ireny Sendlerowej w dzisiejszym świecie i myślę, że można odnaleźć je w różnego typu akcjach charytatywnych. Słynna już jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która każdego roku łączy miliony osób, a tysiące młodych ludzi jako ochotnicy zbierają w jej ramach w całym kraju i na świecie środki potrzebne chorym dzieciom czy starszym ludziom. Widać tu wielką chęć niesienia pomocy, niczym nieprzymuszoną dobrą wolę. Ponadto na co dzień odnajdujemy podobne przykłady: Szlachetna Paczka, działalność charytatywnych fundacji, stowarzyszeń, hospicja, schroniska dla bezdomnych ludzi i zwierząt. Wielu młodych ludzi dołącza do tych instytucji jako wolontariusze, udowadniając, że los innych nie jest im obojętny.
Czy dziś można być porządnym człowiekiem? Czy można nieść pomoc każdemu, kto tego potrzebuje? Zajrzyjmy w głąb historii i poszukajmy autorytetów. Spójrzmy co zrobili w swoim życiu i jakie warunki im przy tym towarzyszyły. Nasuwa się wniosek: nieważne w jakim świecie żyjemy, ale ważne jacy jesteśmy. To nasza postawa ma wpływ na to, jak wygląda otaczający świat. Najważniejsze to wyzbyć się obojętności. A wtedy nasze postępowanie może zainspirować innych ludzi. Sama Irena Sendlerowa mówiła: „Dobro musi zwyciężyć”.
***
Alicja Drożdż, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
„Każdemu, kto tonie, należy podać rękę” – jest to cytat Ireny Sendlerowej, polskiej działaczki społecznej i charytatywnej, kierowniczki referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom. Sendlerowa w czasie wojny pomagała ludziom pochodzenia żydowskiego. Jest nazywana „matką dzieci Holocaustu”. Za swą działalność w 1965 r. otrzymała medal Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Obecnie uznaje się ją za ikonę polskiej szlachetności i bohaterstwa.
Z jej słów wynika, że pomoc jest obowiązkiem każdego człowieka i każdy na nią zasługuje, bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie. Ludzie pomagają innym z różnych powodów. Często z chęci zysku. Wtedy, chociaż działanie jest pozytywne w skutkach, traci swoją wartość, ponieważ to nie poprawa sytuacji osoby potrzebującej pomocy jest najważniejsza, ale nasza. Poszkodowany jest w tym wypadku jedynie narzędziem do realizacji innych celów. Prawdziwa pomoc wynika z empatii, ze zrozumienia innego człowieka. Wówczas to on staje się najważniejszą wartością. Taka świadomość jest bardzo ważna, ponieważ to właśnie stosunek do innych ludzi definiuje każdego jako człowieka.
Irena Sendlerowa działała w skrajnie trudnych warunkach. Ratowała żydowskie dzieci w czasach, kiedy było to zabronione, często narażając własne życie. Chociaż realia się zmieniły, jej słowa są nadal aktualne, bo zawsze, w każdym miejscu na świecie znajdują się ludzie potrzebujący pomocy. Należy o tym pamiętać, starać się zrozumieć sytuację, w której się znajdują i podjąć odpowiednie działania, oczywiście na miarę swoich możliwości.
***
Grzegorz Radziwiłko, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Irena Sendlerowa to niewątpliwie znacząca postać w historii Polski oraz świata. Podczas II wojny światowej podejmowała działania mające na celu ratowanie żydowskich dzieci. W czasie powstania warszawskiego była sanitariuszką, po wojnie pracowała w opiece społecznej i średnim szkolnictwie medycznym. Poprzez swoje działania realizowała postulat „Każdemu kto tonie, trzeba pomóc.” Ryzykowanie własnego życia w celu ratowania życia innych wymaga wiele odwagi. Jednak nie sądzę, aby to właśnie odwaga była w działaniach Sendlerowej głównym czynnikiem motywującym. Można przypuszczać, że kierowały nią uczucia jak poczucie niesprawiedliwości, bezsilności, odpowiedzialności, szeroko pojęta empatia i altruizm. Jednak historia nie pamięta o przyczynach i motywacjach do działania, zapamiętane zostają czyny, które w tym wypadku były tego niewątpliwie godne.
W obecnej sytuacji politycznej i społecznej niesienie pomocy może wydawać się trudne. Coraz rzadziej wychodzimy z domu, spotykamy się ze znajomymi lub nawet chodzimy na spotkania biznesowe. Większość relacji międzyludzkich odbywa się zdalnie, przez internet. Więcej i więcej dzieci wychowywanych jest samotnie, bez rodzeństwa, a wychowanie jest często pobłażliwe i „niewychowujące”. Dzieci nie są nauczane tego, że swoim dobrem i szczęściem trzeba się dzielić, że nie można być skupionym jedynie na sobie. Nie uświadamiają sobie tego, gdy dorastają, a ich egoizm jedynie rośnie w siłę. Niesienie dobra przez obecną młodzież często ogranicza się do przelania złotówki na fundację charytatywną lub udostępnienia posta na portalu społecznościowym. Przynajmniej takie wrażenie może odnosić osoba obserwująca środowisko młodzieżowe z perspektywy trzeciej osoby.
Prawda jest jednak nieco inna. Ludzie nie muszą być nauczani niesienia pomocy w sposób bezpośredni. Prawie każdy z nas jest zdolny do empatii i ta zdolność często daje o sobie znać. Gdy widzimy cierpienie ludzkie, bezsilność lub niesprawiedliwość, odczuwamy potrzebę pozbycia się tego zjawiska z naszego społeczeństwa. Jednak każdy człowiek postrzega te zjawiska w inny sposób, w różnym stopniu i o różnym nasileniu. Dla pięćdziesięciolatka rzeczy, które są niesamowicie ważne, dla młodzieży mogą wydawać się nieistotne. Właśnie dlatego obecne społeczeństwo postrzega się jako bezduszne i zimne, bo te osądy są stawiane przez ludzi dojrzałych, często starszych i „doświadczonych”, którzy w inny sposób rozumieją niesienie pomocy.
Weźmy za przykład najbardziej popularne środowisko młodzieżowe, czyli szkołę. Często spotykanym przykładem podawanym przez społeczeństwo jako niesienie pomocy jest pomoc w odrabianiu lekcji lub nauce. Podczas gdy kiedyś była to pomoc bardzo cenna ze względu na mniejszy dostęp do pomoc naukowych, korepetytorów i inne podejście do nauki, dziś nie jest to już tak ważne dla młodszych pokoleń, więc nieczęsto się ją widuje. Pomoc fizyczna, na przykład w noszeniu zakupów lub przechodzeniu starszym osobom przez ulicę, zanikła w sposób naturalny – po prostu, zakupy wozi się samochodem, a na skrzyżowaniach jest sygnalizacja świetlna. Jeśli jednak zdarzy się osoba niosąca ciężkie zakupy i zaproponujemy jej pomoc, często zostaniemy odesłani w kwitkiem. Jest jednak jedna, bardzo duża, sfera, w której widzimy wiele przejawów pomocy bliźniemu: Internet. Ponieważ technologia staje się coraz większą częścią naszego życia, to właśnie w tym aspekcie można doszukać się przejawów ludzkiej dobroci. Gry multiplayer, portale społecznościowe, blogi i serwisy internetowe. To tam spędzamy znaczną część naszego życia. Tam znajdziemy rady odnośnie dosłownie wszystkiego. Tam poznamy przyjaciół, znajomych, kochanków. Tam znajdziemy pomoc w zadaniu z matematyki, ugotowaniu obiadu, umycia szyb, zakupu auta, ubrania się i rozwijania swoich pasji, tam zapytamy o najbardziej intymne sprawy i nie zostaniemy wyśmiani.
Ludzie chcą pomagać. Nieważne czy z powodu chęci podwyższenia poczucia własnej wartości, uspokojeniu sumienia czy niesienia szczęścia innym. Historia nie pamięta motywacji, a działania. Dobro ludzkie i pomoc istniała, istnieje i istnieć będzie, bez względu na okoliczności. Przejawia się ona w różnych formach i miejscach, o różnych porach dnia i roku. Nie jest to wartość na pokaz, nie należy chwalić się nią i unosić, ponieważ jest ona fundamentem naszego społeczeństwa. Dlatego też tak często staramy się jej doszukiwać. Jednak zamiast szukać, powinniśmy sami ją rozpowszechniać szczególnie w naszym małym, skromnym gronie, jakim jest rodzina i przyjaciele, a nie bójmy się, wszystko będzie dobrze.
***
Jan Baranowski, I LO w Świdnicy, opiekun Wojciech Koryciński
W bieżącym roku przeżywamy liczne rocznice związane z historią naszej Ojczyzny. Są to między innymi: Jubileusz 100 lat Niepodległej Polski czy 50 rocznica wydarzeń Marca’68. W 2018 roku mija też 10 lat od śmierci Sprawiedliwej wśród Narodów Świata Ireny Stanisławy Sendlerowej. Ta drobna kobieta w wspaniały sposób realizowała w swoim długim życiu słowa, które sama wypowiedziała, „Każdemu, kto tonie trzeba podać rękę”. Co to wezwanie oznacza w 2018 roku? Jak młodzi Polacy mogą realizować to wezwanie?
Uważam, że w myśl tych słów należy udzielić pomocy każdemu, kto tej pomocy potrzebuje, niezależnie od jego pochodzenia, wyznania, poglądów politycznych, majątku.
Czym jest to wezwanie? Jest apelem, gorącym błaganiem o pomoc potrzebującym. Nie wystarczy wygłaszać pięknych słów o konieczności wspierania innych – trzeba dać też żywy i własny przykład. Taki jak dawała zwłaszcza podczas II Wojny Światowej Matka dzieci Holokaustu. To wezwanie jest bardzo ważne i musimy je realizować każdego dnia. To jest moralny obowiązek każdego z nas. Do tego wzywa nas Irena Sendlerowa. Do tego wzywa nas ludzkie poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka, do tego zobowiązują nas uniwersalne wartości wywodzące się z różnych źródeł, które każdy z nas wyznaje i na które powołują się w Preambule twórcy obecnej Konstytucji RP. Podobne w treści przesłanie pojawia się choćby w Księdze Izajasza Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! [Iz 1,17] Mimo upływu wielu lat te wezwania są nadal aktualne i będą aktualne każdego dnia. Do realizacji tych słów zobowiązany jest każdy z nas z racji bycia człowiekiem.
Jak możemy, my – młodzi, realizować to wezwanie dziś – kiedy obce jest nam osobiste przeżycie wojny, kiedy nie ma konieczności ratowania innych z niemieckich obozów zagłady? Obecnie nie występuje konieczność ryzykowania życia i zdrowia w celu udzielania pomocy innym. Irena Sendlerowa nie baczyła na swoje zdrowie i ruszała na pomoc – później przechodziła trudne konsekwencje, chorowała na bóle głowy, nerwicę i miała problemy ze stawami. Mimo świadomości jak wiele może stracić, że może zginąć, ruszała na ratunek. Jak brać z niej przykład dziś? Istnieje wiele różnorakich miejsc, gdzie młodzi, ale nie tylko młodzi, mogą zaangażować się w bezinteresowną pomoc – choćby pomagać swoim rówieśnikom w lekcjach, być wolontariuszami w hospicjach czy w domach dziennego pobytu, a tam wspierać chorych i cierpiących, często samotnych starszych ludzi, włączać się w zbiórki pieniędzy czy ubrań, które potem trafią do potrzebujących, uczestniczyć w akcjach propagujących pomaganie innym. Ważnym narzędziem w pomocy okazuje się Facebook, na którym profil posiada praktycznie każdy nastolatek – można na nim udostępniać różne inicjatywy charytatywne, dzięki czemu znajdują one duży rozgłos. Również bardzo ważne jest, aby media informowały swoich czytelników o organizowanych wydarzeniach charytatywnych. Pomoc to nie tylko wsparcie w cierpieniu czy chorobie.
Ludzie często potrzebują podpory w codziennych czynnościach. W odniesieniu do działania Ireny Sendlerowej można angażować się w pracę w instytucjach samorządowych i państwowych zajmujących się sprawami społecznymi i w organizacjach pomocowych. Często jednak do pomocy wystarczy uśmiech i podanie dłoni komuś samotnemu – to nic nie kosztuje, a często okazuje się bardzo ważne dla takiej osoby – powoduje u niej poprawę nastroju i samopoczucia psychicznego. W ten sposób pomagamy tym którzy, jak mawiała Irena Stanisława Sendlerowa, toną – czyli są już bezradni i tylko ratownik – drugi człowiek – może im pomóc. Bez tej pomocy utoną.
***
Maciej Śliwowski, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Jak wygląda sytuacja Europy podczas napływu imigrantów z Afryki północnej i Bliskiego Wschodu? Przez dłuższy czas patrzyłem na raport ataków terrorystycznych na terenie Unii Europejskiej z ostatnich lat, następnie porównałem kraje zachodniej Europy z krajami grupy Wyszehradzkiej. Informacje, jakie można było wyciągnąć są następujące, kraje sprzeciwiające się przyjmowaniu imigrantów dbają o bezpieczeństwo swoich obywateli. Jednak, czy słowa Ireny Sendlerowej nic nie znaczą współczesnym świecie? Pozwolę się odwołać do tego aspektu, wsparcie jest potrzebne, ale tylko, jeśli ktoś chce przyjąć naszą pomoc i wsparcie, pomoc dla żydowskich dzieci była czyniona podczas drugiej wojny światowej, nie w czasie pokoju, była to pomoc całkiem inna, niż czyniona w dzisiejszych czasach, żydzi mieszkający w Europie, byli jej częścią i byli poddawani represji ze strony Hitlerowskich Niemiec, których głównym celem było zabicie kultury żydowskiej w niemieckich obozach koncentracyjnych.
Wszyscy imigranci z krajów muzułmańskich, pozaeuropejskich, starający się o azyl w Europie, są imigrantami ekonomicznymi, przyjeżdżają tu z niczym, oczekując socjalnego finansowania, mieszkania i ogromnego wsparcia od państwa, co więcej oczekują praw dla swojej kultury i religii, a nawet zmuszenia Europejczyków do przestrzegania praw Szariatu i szacunku dla Koranu. Przykładów braku asymilacji społeczeństw muzułmańskich jest wiele, można tu podawać wiele przykładów, takich jak powstawanie klanów (takich jak Miri, czy Abou Chaker w Berlinie), czy gwałty, z których jednym z najgłośniejszych przykładów jest atak seksualny na polkę w Rimini. Jednak, co gorsza, przykładów jest więcej, można wymieniać dziesiątki przykładów z Szwecji, Niemiec, czy z Francji.
Brak aktywnej asymilacji ze strony „przybyszy” powoduje niechęć europejskiego społeczeństwa do wspierania projektu relokacji, następnym złym przykładem jest terrorystyczna działalność organizacji takich jak ISSI. W 2017 roku mieliśmy do czynienia paroma zaplanowanymi zamachami, jednym z nich w Londynie z dwudziestego drugiego marca, czy dwa miesiące później w Manchester po koncercie Ariany Grande. Łącznie w tych dwóch zamachach zginęło 28 osób. To niebyły jedyne zamachy terrorystyczne w 2017 roku.
Sprawa imigrantów pozostaje ciągle otwarta. Jednak na podstawie raportu dla Organizacji Narodów Zjednoczonych wynika, że ponad siedemdziesiąt pięć procent imigrantów to mężczyźni, którzy w większości pozostawili swoje żony i dzieci w strefie wojny, dlatego argument „trzeba przyjmować, bo uciekają przed wojną” do mnie nie przemawia.
Jednak powinniśmy być otwarci na pomoc dla tych, którzy ją naprawdę potrzebują, jako naród i państwo możemy dać pracę i wykształcenie Ukraińcom, których gospodarka nie jest, aż tak rozwinięta, jak polska. Jeszcze trzeba zwrócić uwagę na aspekt Polaków mieszkających na terenie dzisiejszego Kazachstanu, jeśli polski rząd ma wesprzeć finansowo jakąś rodzinę, niech to będzie wykonane w rozsądny sposób. Przyjmując ludzi obcych etnicznie i kulturowo narażamy się na niepotrzebną konfrontację, która może doprowadzić do konfliktów, które nie powinny mieć miejsca.
Dla mieszkańców krajów muzułmańskich można wprowadzić różnego rodzaju projekty edukacyjne, dzięki którym będą mogli rozpocząć normalne życie, Europa nie ma możliwość utrzymać mieszkańców tych krajów, ani u siebie, ani na miejscu, ale może pomóc rozpocząć bardziej wykształcone życie. Można postawić argument w rozważaniu na temat imigrantów, i powołać się na Św. Tomasza na temat prawa imigranckiego w starożytnym Izraelu, jednak w swoich rozważaniach nie podał możliwości faktu, że przybysze nie przyjmują lokalnej kultury, są skłonni zniszczyć czyjeś tradycje i obyczaje, a nawet są gotowi siłą narzucać własną religie.
Reasumując, musimy pamiętać, że jeśli jesteśmy gotowi pomóc, to nie za każdą cenę, zawsze trzeba zwracać uwagę na pozytywne i czasami niepozytywne skutki naszych działań, powinniśmy wesprzeć, czyli dać przysłowiową „wędkę”, a nie złowić i podarować komuś ryby, ponieważ tak nikomu nie pomożemy. Jedynym racjonalnym pomysłem jest wsparcie na miejscu, pomysł, jaki przedstawiły zachodnie kraje Unii Europejskiej jest nie do przyjęcia.
***
Marcelina Klimkowska, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Pomoc, według słownika PWN, jest to działanie podjęte dla dobra innej osoby. Istnieją różne rodzaje pomocy, zarówno te w kategoriach sposobu pomocy czy zakresu, w którym pomagamy. Ale czy każda pomoc jest potrzebna i uzasadniona? Czy wiemy komu pomagamy i czy na pewno nasze wsparcie otrzymują odpowiednie osoby? Jak wygląda pomoc w XXI wieku?
Bez wątpienia Irena Sendlerowa jest bohaterką i postacią godną naśladowania. Jej pomoc i ratowanie niewinnych ludzi była nieoceniona. Poświęciła siebie, swoją pracę i życie w imię dobra drugiego człowieka. Działała ona podczas wojny, w samym centrum wydarzeń, ratując ofiary okupacji. Wszyscy zgodzą się, że powinna być dla nas wzorem, jednak co to oznacza dla nas, dla współczesnych Polaków? W końcu nie ma już zagrożenia w naszym kraju. Idąc tropem wojny możemy myśleć chociażby o kontrowersyjnym teraz temacie uchodźców. Uciekają oni z krajów, w których panuje wojna. Jak powinniśmy im pomagać? Cóż, moim zdaniem najlepsza byłaby pomoc taka, jaką stosowała pani Irena – na miejscu, tym najbardziej bezbronnym. Lepiej dla wszystkich byłoby, gdybyśmy pomogli im zakończyć panującą wojnę i odbudować kraj zamiast przyjmować do krajów europejskich, w których niektórzy często nadużywają gościnności. Niestety nie możemy w żaden sposób sprawdzić, który uchodźca sprawia zagrożenie, a który wręcz przeciwnie, ale myślę, że bezpieczeństwo obywateli danego kraju powinno być najważniejsze. Bo jaki ma sens ratowanie jednego życia, jeżeli narazimy sto innych? Dopiero jeśli to by zawiodło, powinniśmy myśleć o pomaganiu dzieciom w zaczęciu nowego życia w lepszym świecie. Dlaczego tylko dzieciom? Bo one zawsze mają najmniej do powiedzenia i najmniej mogą.
W dzisiejszych czasach odnajdujemy wiele form pomocy zorganizowanej. Zbiórki pieniędzy czy dóbr materialnych w mediach społecznościowych, liczne kwesty. Jedną z popularniejszych form pomocy jest niewątpliwie przekazywanie 1% ze swojego podatku na cele charytatywne. Jest to łatwe, szybkie, a przede wszystkim nic nas nie kosztuje. Moi rodzice przez szereg lat przekazywali swój 1%, a także liczne drobne datki na pewną, dość dużą, organizację. Co jakiś czas przysyłali oni liczne gadżety w podziękowaniu za wsparcie, a także dodatkowe broszury informujące, na co w danej chwili zbierane są pieniądze. Posuwali się nawet do tego, że podawali minimalne kwoty, które można czy też należy wpłacać. Wtedy rodziły się pytania. Skąd oni biorą pieniądze na reklamę, prezenty, częste listy? Gdyby tego było mało, okazało się, że prezes tej fundacji zabierał pewien pokaźny procent datków i wydawał na siebie. W tym momencie wszyscy zwątpiliśmy w sens działania takich organizacji. Wysyłamy swoje pieniądze, i nawet nie wiemy, do kogo one trafią i co się z nimi stanie. Podobnie dzieje się z ubraniami, które wrzucamy do różnego rodzaju kontenerów. Często są one stamtąd wyciągane i po prostu sprzedawane. Nie mamy nad tym kontroli, dlatego też powinniśmy swoją pomoc kierować do konkretnych, znanych nam osób. Ale na tym też nie zawsze dobrze wyjdziemy, podam tutaj prosty przykład. Pewnego dnia do naszego domu zapukał pan i zapytał, czy moglibyśmy dać mu jedzenie, bo nie ma pieniędzy i jest głodny. Oczywiście daliśmy mu kilka rzeczy m.in pomidory, kawałek chleba i trochę drobnych. Kilka godzin później wychodząc do sklepu zauważyłam nasz chleb wyrzucony na trawniku 20 metrów od domu, a sam zainteresowany pojawiał się jeszcze u nas kilkukrotnie prosząc o to samo. Wtedy przekonałam się na własnej skórze, że pomoc pewnym jednostkom jest bezsensowna. Niestety tacy panowie dostają w noclegowniach wszystko i czują, że nie muszą robić nic i do niczego nie są zobowiązani. Zamiast takich rozwiązań dobrze byłoby dać im możliwość rozwoju i dalszej edukacji, ewentualnie przymus zdobycia pracy i finalnie wyjść na prostą. Zamiast ryby powinniśmy wręczać im wędkę. Trzymając się tematu muszę także wspomnieć o polityce państwa. Mam na myśli państwo opiekuńcze, które zdecydowanie nie jest dobre dla obywateli. Wypłacając liczne wysokie zasiłki, które w założeniu mają pomóc i polepszyć sytuację materialną, powoduje rozpuszczenie mieszkańców. Rezygnują oni z prac, nie robią nic i żyją sobie na utrzymaniu państwa, a co za tym idzie uczciwych podatników, którym być może nie przysługują żadne ulgi i żyje się gorzej od tych „biednych”. W pewnych sytuacjach dochodzi nawet do walk o prawa do dziecka, nie ze względu na samego potomka, ale na zasiłek i pieniądze, z których można spokojnie żyć. Łamane są przepisy, bo tacy ludzie czują się bezkarni i wydaje im się, że wszystko się im należy. Na szczęście są inne sposoby pomocy, jak chociażby pomoc psychologiczna, która moim zdaniem jest bardziej wartościowa w krajach pierwszego świata. W krajach afrykańskich za to lepiej sprawdziłaby się pomoc w edukowaniu społeczności, zaczynając chociażby od podstawowej wiedzy na temat chorób i zagrożeń życia, następnie stworzyć im możliwości rozwoju, pokazać jak robić pewne rzeczy, a nie robić je za nich i bezsensownie dostarczać darmowe materiały do życia, z których i tak nie wszyscy potrzebujący skorzystają.
Pomoc jest potrzebna, ale konkretna i zdecydowana. Przypisana do konkretnych jednostek. Nie powinniśmy dawać się zmanipulować czy oszukiwać i tak jak do wszystkiego w życiu podchodzić z głową i zdrowym rozsądkiem. Pomimo szlachetnej idei bezinteresownej pomocy materialnej, powinniśmy być ostrożni, bo kto wie, czy to nie obróci się przeciw nam, i czy to nie my zostaniemy zaciągnięci na dno.
***
Miłosz Kargol, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Irena Sendlerowa była polska działaczką społeczną i charytatywną, kierowniczką referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom. W czasie II wojny światowej współtworzona przez nią sieć ludzi i organizacji podjęła próbę uratowania ok. 2500 żydowskich dzieci.
Nakaz Ireny Sendlerowej ,,Każdemu, kto tonie, należy podać rękę!” mówi o tym, aby pomagać każdemu, kto potrzebuje pomocy, bez wyjątków. Zdanie to zgodne jest z chrześcijańskim: ,,Kochaj bliźniego jak siebie samego” i prezentuje głęboko humanitarny światopogląd. Niesie potężnie pozytywne przesłanie, lecz równocześnie utopijne i nieracjonalne. Czy kiedykolwiek było, jest, czy będzie możliwe wprowadzenie powszechnie tej idei? Według mnie nie.
Największą wartością dla ludzi jest ich życie, jesteśmy egoistami pod tym względem, nasze dobro jest dla nas najważniejsze. I nie ma w tym nic zaskakującego. W wielu przypadkach pomoc innym (tonącym) wiąże się z zagrożeniem dla nas samych. Chęć pomocy za wszelką cenę, bez odpowiednich umiejętności mija się z celem, ponieważ może spowodować destrukcyjne skutki dla nas samych. Pomagać należy z rozumem, heroizm i romantyczne postawy zostawmy kinematografii. Pomoc każdemu nie jest możliwa do wykonania, jest zbyt wiele osób potrzebujących pomocy, a za mało osób mogących w mądry sposób (nie przyczyniający się do wytwarzania zła) jej udzielić.
Życie nie jest zero-jedynkowe, jeżeli w efekcie udzielonej pomocy, tworzy się kolejna potrzeba udzielenia wsparcia, to czy pierwsza pomoc, mimo tego, że była czynem dobrym, w ostatecznym rozrachunku jest czymś pozytywnym?
Uważam, że nie powinno się pomagać za wszelką cenę, ponieważ koszt pomocy może być zdecydowanie większy, niż uczynione dobro. Dla niektórych dobro to dobro, nie można go zmierzyć, zważyć, ani policzyć. Dla mnie dobro prawdziwe jest wtedy, gdy nie przyczynia się ostatecznie do rozpowszechniania zła, i gdy w jego efekcie jak najmniej ludzi zostaje skrzywdzonych. Różne uwarunkowania należy wziąć pod uwagę, myśląc o pomocy mniejszej, czy tej zakrojonej na szeroką skalę. Sztuką jest roztropnie pomóc, i dopiero wtedy wziąć pod uwagę kulturowo-środowiskowe kodeksy, do których można zaliczyć nakaz Sendlerowej.
***
Aleksandra Klimkiewicz, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Czy Irena Sendlerowa była Żydówką?
Nie, pochodziła z polskiej rodziny. Jej ojciec był lekarzem, który oprócz prywatnej praktyki zajmował się leczeniem biedaków, również Żydów. Irena będąc jeszcze dziewczynką przyjaźniła się z dziećmi wyznania mojżeszowego. Miała okazję poznać Janusza Korczaka prowadzącego Dom Sierot „Różyczka”, gdzie odbyła praktyki podczas studiów. Również będąc studentką Uniwersytetu Warszawskiego stanęła pierwszy raz w obronie studentów pochodzenia żydowskiego, którym nakazano siadać w określonych ławkach, czym naraziła się władzom uczelni.
Czy Sendlerowa działała zgodnie z prawem?
Nie, jeżeli weźmiemy pod uwagę prawo działające w tamtym czasie. W 1941 gubernator warszawski Ludwig Fischer wydał obwieszczenie, zgodnie z którym każdy Polak udzielający ukrywającym się Żydom schronienia lub innej pomocy będzie karany śmiercią. W praktyce oznaczało to zagrożenie życia za najdrobniejszy gest życzliwości jak podzielenie się jedzeniem. Nie wystraszyło to Sendlerowej ani innych Polaków, którzy wbrew zbrodniczemu prawu dali świadectwo bohaterstwa i poświęcenia w tak trudnych czasach. Działali oni w wielu przypadkach wbrew środowisku, często okupując swą postawę wielką samotnością.
Czy Sendlerowa została doceniona za swą bohaterską postawę?
Uratowanie dwóch i pół tysiąca dzieci od niechybnej śmierci podczas drugiej wojny światowej nie przyniosło jej sukcesu komercyjnego. Tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata otrzymany w 1965 roku świadczy o tym, że Sendlerowa udzielała pomocy bezinteresownie, nie oczekując za nią żadnego wynagrodzenia. Po ludzku nie opłaciło jej się to. Uznanie ludzi zyskała stosunkowo późno, bo dopiero w dwudziestym pierwszym wieku.
W jaki sposób możemy dziś brać przykład z Ireny Sendlerowej?
Przecież Sendlerowa umarła dopiero w 2008 roku czyli żyła we współczesnych czasach. Od zawsze angażowała się w pomoc innym. Po wojnie organizowała domy dziecka, domy starców oraz domy opieki dla kobiet prostytuujących się. Starała się zmieniać świadomość ludzi tworząc i działając w instytucjach związanych z szerzeniem tolerancji. Gdy widziała potrzebującego człowieka, nie filozofowała, czy potrzebna mu ryba czy wędka, tylko działała. Nie martwiła się tym, że nie pomoże wszystkim potrzebującym albo że jej pomoc trafi do nieodpowiedniej osoby. W przeciwieństwie do dzisiejszego trendu, kiedy najpierw trzeba zrobić ankietę, wybrać grupę docelową, podyskutować nad metodami, wypromować siebie samego, ona cały czas widziała w centrum osobę potrzebującą. Obecnie częściej mamy do czynienia z pomocą zinstytucjonalizowaną czy sformalizowaną, która stanowi dla wielu swoiste alibi dla odpuszczenia sobie, w końcu kto inny jest za to odpowiedzialny. Nie można zwolnić kogoś z bycia człowiekiem. Nie można odwiesić na kołek godności. Dziś tonie się na milion różnych sposobów. I nie przywołam tu problemu uchodźców, terroryzmu, głodujących dzieci w Afryce i innych tematów zaprzątających programy informacyjne w głównych stacjach telewizyjnych. Wspomnę tu o grupach nastolatków pastwiących się nad rówieśnikiem, osoby borykające się z depresją lub uzależnieniami, osamotnione w walce ze sobą, samotnych starców wyczekujących wizyty wnuków w elitarnym domu seniora lub w piwnicy zaniedbanego domu, każdy fałszywy osąd nad bliźnim, każdy zaniedbany mały gest życzliwości. Tonie ten, kto czuje się samotny, niezrozumiany, zaszczuty, któremu zabrakło sensu życia. Wystarczy mały gest, uśmiech, podanie dłoni, kubek herbaty, wspólna rozmowa, żeby zmienić coś… zmienić siebie, zmienić kogoś. I zarazem cały świat.
***
Oliwia Drozdowicz, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Dobro jest czymś oczywistym. Uczymy się od pierwszych dni naszego życia, że należy postępować moralnie, pomagać innym, myśleć nie tylko o sobie, lecz o całym otaczającym nas świecie. W czasach, gdy każdy jest świadomy zła i szkód wyrządzonych przez wojny, świadomość potrzeby niesienia pomocy bardzo wzrosła. Jednak stało się to również zarazem o wiele łatwiejsze – organizowane są liczne zbiórki, istnieje wiele fundacji oraz organizacji, które wspierają najbiedniejszych i niezdolnych do funkcjonowania.
Zasięg pomagania również uległ znacznej zmianie. Poprzez globalizację, znajdując się w domu, pomóc możemy osobom oddalonym o tysiące kilometrów, wpłacając datki, podpisując petycje czy udostępniając odpowiednie informacje na wielu portalach społecznościowych. Internet stał się podstawowym narzędziem do komunikacji oraz informacji, przez co pomoc zdalna stała się środkiem równie ważnym, co doraźna. Moc sieci jest niewyobrażalna, przez nią każdy przecież ma bezpośredni dostęp do wiedzy, w tym też wiedzy potrzebnej do wsparcia innych.
W Internecie znajdziemy również biografie osób, które stały się symbolami pomocy. Taką osobą była właśnie Irena Sendlerowa. Pod względem zasięgu niesienia pomocy, tym sposobem każdy może stać się taką działaczką społeczną i charytatywną. Mówi się, że w ramach przez nią zainicjowanych działań podjęto próbę uratowania około 2500 żydowskich dzieci, co było dowodem jej wielkiej odwagi i dobroci. Wiele osób zawdzięcza jej życie, uniknęło zagłady w gettach i okrutnej śmierci. My, jako obywatele XXI wieku, nie musimy ryzykować życia, aby pomóc równie wielkiej liczbie osób. Począwszy od lokalnego wolontariatu, przez dalekie wyjazdy, skończywszy na pomocy zdalnej – ułatwić życie możemy nawet nie tylko 2500 osobom, ale znacznie większym grupom. Ziemia stała się lepsza, ponieważ ludzkość wie o tym, jak łatwo doprowadzić do konfliktów i wojen. Wie, że podczas I i II wojny światowej zginęło w sumie 70 milionów ludzi, a niezliczona ilość została ranna czy straciła cały swój dobytek. Każdy ma w rodzinie kogoś, kto został poszkodowany przez największy konflikt zbrojny wszech czasów. W ramach odkupienia win naszym obowiązkiem jest pomaganie słabszym, niezależnie od tego, czy są to osoby innych wyznań czy też innego koloru skóry. Każdy z nich jest człowiekiem, który zasługuje na godne i dobre życie – tym kierowała się właśnie Irena Sendlerowa, ratując Żydów.
Sama Sendlerowa mówiła, że mogłaby uratować o wiele więcej ludzi. Osób znajdujących się potrzebie jest dużo, a nawet trzeba powiedzieć, że za dużo. Każdy jest świadomy biedy i ubóstwa milionów ludzi, jednak wielu nie podejmuje żadnych działań, aby temu zapobiec. Tłumaczą się wieloma wymówkami, jednak nie chodzi tu o oddawanie wdowiego grosza – wystarczy, aby każdy pomógł małym nakładem pracy, jednym, małym procentem, a siła tej działalności będzie natychmiastowa i wręcz porażająca.
Jeśli widzimy, że możemy komuś podać dłoń, zróbmy to. Istnieje przecież mnóstwo sposobów, aby przeciwdziałać złu. Nikt przecież nie wie, co przyniesie nam jutro, czy to nie ci żyjący w dostatku i dobrobycie nie będą tym razem potrzebowali wsparcia. A jeśli tak się stanie, to kto im pomoże, jeśli nikt nie będzie na tyle silny, żeby to zrobić? Nie zakładajmy klapek na oczy, nie ignorujmy wołania niewinnych ludzi. Bo przecież każdemu, kto tonie, należy podać rękę.
***
Weronika Stańczyk, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Od początku cywilizacji mają miejsce patologie, ludobójstwa, brutalne obrządki religijne, wojny, stygmatyzacje społeczne czy epidemie. Mimo upływu czasu, każde z tych zjawisk jest nadal spotykane i stanowią one problem w dzisiejszym świecie. Przykład tego, jak walczyć z niesprawiedliwością otoczenia, w którym się żyje, dała Irena Sendlerowa – kobieta, która uratowała ok. 2500 ludzkich istnień w czasie II wojny światowej i powiedziała, że każdemu, kto tonie, trzeba pomóc.
Polska działaczka społeczna, która skrywała się pod pseudonimem ,,Jolanta”, hardo przeciwstawiała się antysemityzmowi. Mimo wielu zakazów i kar, związanych z nieprzestrzeganiem surowych zasad, Sendlerowa dzielnie pomagała Żydom, szczególnie w czasie, gdy w Warszawie powstało getto. Przynosiła im jedzenie, szczepionki i pieniądze. Wraz z ,,Żegotą” pilnowała mieszkań, w których ukrywali się judaiści. Zajmowała się zmienianiem życiorysów dzieci żydowskich tak, aby mogły być zaadoptowane przez polskie rodziny lub dorastały w sierocińcach. Dzięki jej zaangażowaniu wiele osób nie zginęło zabitych przez nazistów, tylko dostało szansę na lepsze życie. Jakiekolwiek życie. Według mnie, okupacja na terenach Polski w latach 1939-1945, była najbardziej barbarzyńskim okresem dla ludności, która żyła w tym kraju, w historii naszej ojczyzny. Oficjalne rachunki podają, że podczas wojny zginęło ponad 6 milionów obywateli polskich, z czego połowę stanowili Żydzi. Ludzie umierali m.in. w wyniku działań wojennych, życia w obozach i więzieniach (głodówek i trudnej pracy fizycznej), czy w rezultacie egzekucji. Te liczby powinny jeszcze przez lata szokować i zmuszać do refleksji. Czy do dzisiaj wiele się zmieniło? Owszem, w Europie stało się ciszej, wiele państw w ostatnich dziesiątkach lat wydostało się spod komunistycznych lub dyktatorskich rąk, tworząc demokratyczne potęgi, w których można dostatnio i spokojnie żyć, a co z resztą? Pełna przemocy wojna w Syrii, zamachy terrorystyczne ze strony państwa islamskiego, konflikty między USA i Koreą Północną. Do dyskusji europejskich należy problem fali imigrantów oraz ich przyjmowania przez poszczególne kraje. Szukając bliżej, tonący, to nie tylko Ci, którzy są zagrożeni przez wojnę. To również te osoby, które są uzależnione od narkotyków, alkoholu, seksu, internetu. Ci, którym nie starcza na jedzenie, bądź pomoc medyczną. Oni nie mieszkają na drugim kontynencie. Oni są tutaj, w Polsce, bramę obok, a może i nawet w naszym mieszkaniu. Inną osobą, która może szukać naszej pomocy, jest ta, chora na nerwicę albo depresję. Często powiązane z tymi chorobami są takie przyczyny jak: pracoholizm rodziców, patologia w domu, nietolerancja. Żyjemy w czasach, w których internet zmienił znaczenie i przebieg relacji międzyludzkich, mniej się troszczymy o drugą osobę, ciężej nam szczerze porozmawiać. Z takimi przypadkami Irena Sendlerowa również starała się walczyć, gdyż była kierownikiem Referatu do Walki z Włóczęgostwem, Żebractwem i Prostytucją, później dyrektorem Ministerstwa Opieki Społecznej, ale nie trzeba piastować wysokiego stanowiska w urzędzie, by pomóc. Wystarczy wyciągnąć rękę, postarać się, zawalczyć. Nie przechodzić obojętnie obok problemu, nie bagatelizować, nie unikać i nie bać się inności. Często nie trzeba więcej, niż kilka słów, bądź uśmiech. Drobnostka, bzdura? Skądże, to może uratować komuś życie. Sendlerowa zebrała grupę osób, która pomagała Żydom, aby nie być w swoich działaniach sama, bo w grupie można więcej, głośniej i dobitniej. Nikt nie mówi, że pomaganie w większej skali jest łatwe, Polka również borykała się z różnymi problemami, np. została zawieszona w prawach studenta. Kiedy zakończyła swoje czynności wolontariackie, powiedziała, że i tak nie zrobiła dla Żydów tyle, ile by chciała.
Każdemu, kto tonie, trzeba pomóc. Chciałabym, aby każdy człowiek starał się jak najczęściej pomagać osobie obok. Nie trzeba Boga, aby czynić cuda. Wystarczy być wielkim, małym sobą, jak I.Sendlerowa.
***
Weronika Twardowska, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
,,Nie byłam ślepa. Widziałam, co się dzieje. Ale wtedy naprawdę do mnie dotarło, że Żyd nie może liczyć ani na polskie państwo, ani na polskie społeczeństwo‘’
Sama Irena Sendlerowa przyznaje, że w tamtych czasach Polacy nie byli przychylni wobec społeczności żydowskiej. Dzisiaj rząd Polski wytyka błędy na pierwszy rzut oka nieistotne, awanturuje się, na zarzuty odpowiada atakiem. Wkłada wciąż palce w nie zagojoną ranę, dopatruje się krzywdy, a nawet uporczywie jej szuka. Zdrowy rozsądek ustępuję małostkowości i wyrośniętej dumie. Skłonny wyławiać kolejne wątki zamknięte, ignoruje nieczułość wobec ludzi realnie potrzebujących pomocy – tu i teraz – na rzecz przeszłości, pozornie zapomnianej oraz zaakceptowanej.
W naszym kraju, niestety na ulicy najłatwiej spotkać nienawiść wraz z obawą. Ludność podjudzana przez nagłówki gazet krzyczące o chorobach przenoszonych przez uchodźców i innych, napełnionych zawiścią skutkach przyjęcia ich, zaczyna się bać. Strach przysłania świadomość, iż wśród imigrantów są ludzie najzwyklejsi: nauczyciele, rzemieślnicy, księgowi, badacze literatury, matematycy, sprzątaczki. A przede wszystkim rodzice i dzieci, z którymi większość polskiego społeczeństwa może się identyfikować. Bowiem w każdym z nas drzemie potrzeba dbania o swoją rodzinę – a na pewno o samego siebie. Nieustannie dążymy do polepszania naszych warunków życia, tłumiąc w tyle głowy, że innym w spokojnym posiłku przeszkadza wojna, wojna dziejąca się tuż za oknem, za drzwiami, za ogrodzeniem domu. Tam, obecna od kilku lat.
Ile razy jeszcze przeczytamy historię opisującą akt ksenofobii podczas podróży autobusem w jednym z postów na którymś z mediów społecznościowych? Tak naprawdę czytamy to samo w kółko. Kolejny raz ktoś kogoś o ciemnej karnacji opluł i wyzywał. Jak długo jeszcze? Dwadzieścia razy dziennie w kilkudziesięciu miastach Polski ktoś komuś spojrzy w oczy i powie: ‘’hej, ty nie zasługujesz na życie, a co dopiero na życie w tym kraju!’’ Ewidentnie, społeczeństwo kraju leżącego nad Wisłą nie potrafi dostosować i zaakceptować obowiązku – wobec przynależności do Unii Europejskiej bądź wobec własnej przyzwoitości. Zatem, zamiast chociaż wziąć pod uwagę mądrą politykę imigracyjną, z miejsca, nie zastanawiając się wiele, odrzucamy pewne normy, jakie przyjęła Unia Europejska. Zamiast uczyć dzieci od najmłodszych lat o tolerancji, empatii, wyrozumiałości, dla chociażby siebie nawzajem, dla Polaków. Oprócz wymienionych wyżej wartości ważne jest życie w zgodzie ze sobą samym, ze swoją naturą. W programie nauczania nie ma lekcji o samoakceptacji. Również zakorzenienie miłości do świata w młodych ludziach jest niewystarczająco istotne.
Na świecie żyje ponad miliard katolików. Według danych amerykańskiego ośrodka badawczego Pew Research Center Polska zajmuje miejsce ósme w skali światowej, obok Francji i Hiszpanii.1 Ponadto 92,2 proc. Polaków to katolicy. W Polsce żyje 37,95 miliona (dane z 2016 roku). Szacując, około 35 milionów to katolicy. W 2016 roku odgórnie Parlament Europejski narzucił liczbę 7 tysięcy uchodźców, których Polska miała przyjąć. Jak wygląda stan obecny? Czy wartości chrześcijańskie nie zakładają pomocy potrzebującym jej? A my wciąż obawiamy się o swoją kulturę i tradycję chrześcijańską. Pytanie zatem brzmi: ile są warte nasze wartości, które tak bardzo chronimy?
Irena Sendlerowa z pewnością w sytuacji wojny zadawała sobie podobne pytanie, jednakże w innym kontekście. Posiadamy świadectwo, iż pani Sendlerowa była człowiekiem czynu. Po prostu – dostrzegała w człowieku człowieka. Nie musiała zajrzeć mu w oczy, żeby wiedzieć czy jest warty jej pomocy, ona założyła, iż każda istota ludzka zasługuje na pomoc, bez względu na religię bądź pochodzenie. Dla niej był to odruch, taki jak kłanianie się innym ludziom i mówienie ‘’dzień dobry’’.
***
Dawid Skowroński, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Jeżeli człowiek potrzebujący tonie, w takim razie cały nasz świat jest ogarnięty ogromną powodzią. Każdy, prędzej czy później, w mniejszym bądź większym stopniu, kiedyś będzie potrzebował pomocy. Słowa Ireny Sendlerowej, „Każdemu kto tonie, trzeba pomóc”, są bardzo szlachetne, ale obawiam się, że nie uniwersalne. Przede wszystkim, kiedy człowiek zaczyna tonąć? Czy jest to sytuacja, w której zagrożone jest życie ludzkie? Jeżeli tak, to zdecydowanie Irena Sendlerowa miała z tonącymi do czynienia na co dzień. Można powiedzieć, że stała się ona ratownikiem, która z narażeniem własnego życia, wraz z innymi Polakami starała się uratować jak największą liczbę żydowskich dzieci. Gdyby nie tacy jak Sendlerowa, ludzie ci „utonęli” by w piekle getta. Bez wątpienia był to czyn bohaterski, stanowiący wzór naśladowania, ale czy i dziś te słowa mają swą moc?
Pomoc z samej swej natury uznawana jest za coś dobrego. Trzeba jednak pamiętać, że pomoc nie jest czarno-biała i ma swoje inne strony. Bardzo podoba mi się metafora, którą sformułowała Irena Sendlerowa, dlatego postaram się ją tak rozbudować, by ukazać te problematyczne elementy. Załóżmy, iż mamy do czynienia z sytuacją dosłowną – człowiek tonie w rzece, i najwyraźniej sam sobie nie poradzi, my natomiast jesteśmy tego świadkami. Naturalnym odruchem więc byłoby wskoczenie do wody i wyciągnięcie stamtąd tonącego. I rzeczywiście, w idealnej sytuacji na tym by się kończyło, zdarzają się jednak przypadki, które zmieniają kontekst całości. Po pierwsze, co jeżeli nie potrafimy pływać? Możemy nadal starać się uratować człowieka, ale w rezultacie możemy razem pójść na dno – doprowadzić do większych szkód. Tak więc nieprawdą jest, że z pomocy wynika samo dobro. Cóż więc w takiej sytuacji zrobić? Czy nadal mamy obowiązek etyczny pomóc drugiemu człowiekowi, jeżeli musimy bezpośrednio narażać swoje zdrowie? Z drugiej strony, pomoc można osiągnąć przez różne działania – zamiast samemu wskoczyć do rzeki, możemy m.in. sprowadzić kogoś kompetentnego. Niestety często jest tak, że mamy czas tylko na ten pierwszy, w tym wariancie niebezpieczny dla nas, sposób. Wtedy natomiast, pomoc taka musi być zrodzona z czystej chęci czynienia dobra, skoro jest się gotów niemalże poświęcić. Nieliczni jednak są do tego zdolni, tak jak nieliczni pomagali Żydom podczas wojny, ryzykując swoim życiem.
Może być też tak, iż człowiek, któremu pomagamy, wcale nie tonie. Sam sobie by poradził, ale specjalnie udaje, tylko by zwrócić na siebie uwagę, odnieść jakieś korzyści. My, przekonani o pozytywnej wartości naszego czynu, cieszymy się, ale nie wiemy, że w rzeczywistości nasza pomoc była zmarnowana, bo w chwili gdy ratowaliśmy fałszywego tonącego, ktoś nieopodal mógł tonąć naprawdę, a nam nie starczyło już czasu czy sił. Znowuż więc to, co uznajemy za pomoc, pomocą być wcale nie musi.
Ponadto, w wielu przypadkach pomoc jednemu oznacza wyrządzanie szkody drugiemu. Najprościej to wytłumaczyć na przykładzie bójki. Dwóch mężczyzn ze sobą walczy, kiedy więc ruszamy na pomoc jednemu, jednocześnie stajemy się nowym wrogiem dla drugiego. Nie można powiedzieć, że jemu też pomagamy, byłoby to naginanie prawdy na własną korzyść. W rezultacie więc w tej samej chwili pomagamy i szkodzimy, mamy do czynienia z paradoksem. Tak myśląc, pomoc może też być całkowitym zaprzeczeniem początkowej idei.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w większości przypadków nie będziemy w stanie powiedzieć, czy mamy do czynienia z „fałszywym tonącym”, czy też na dłuższą metę nasza pomoc przyniesie komuś dotkliwe szkody. Wszystko to nie oznacza, że pomagać nie warto, wręcz przeciwnie, lecz musimy być świadomi, jakie mogą być konsekwencje naszych czynów. Tak jak podczas II wojny światowej, tak i dziś „Każdemu kto tonie, trzeba pomóc”. Nie każdy zasługuje na pomoc, ale nie mamy możliwości tego ocenić, dlatego też powinniśmy starać się czynić jak najwięcej dobra, byle nie zostać oślepionym przez nadmierny idealizm. Ostatecznie, nie uda nam się pomóc wszystkim.
***
Kacper Kuczyński, I LO w Świdnicy, opiekun Robert Kaśków
Jeżeli człowiek potrzebujący tonie, w takim razie cały nasz świat jest ogarnięty ogromną powodzią. Każdy, prędzej czy później, w mniejszym bądź większym stopniu, kiedyś będzie potrzebował pomocy. Słowa Ireny Sendlerowej, „Każdemu kto tonie, trzeba pomóc”, są bardzo szlachetne, ale obawiam się, że nie uniwersalne. Przede wszystkim, kiedy człowiek zaczyna tonąć? Czy jest to sytuacja, w której zagrożone jest życie ludzkie? Jeżeli tak, to zdecydowanie Irena Sendlerowa miała z tonącymi do czynienia na co dzień. Można powiedzieć, że stała się ona ratownikiem, która z narażeniem własnego życia, wraz z innymi Polakami starała się uratować jak największą liczbę żydowskich dzieci. Gdyby nie tacy jak Sendlerowa, ludzie ci „utonęli” by w piekle getta. Bez wątpienia był to czyn bohaterski, stanowiący wzór naśladowania, ale czy i dziś te słowa mają swą moc?
Pomoc z samej swej natury uznawana jest za coś dobrego. Trzeba jednak pamiętać, że pomoc nie jest czarno-biała i ma swoje inne strony. Bardzo podoba mi się metafora, którą sformułowała Irena Sendlerowa, dlatego postaram się ją tak rozbudować, by ukazać te problematyczne elementy. Załóżmy, iż mamy do czynienia z sytuacją dosłowną – człowiek tonie w rzece, i najwyraźniej sam sobie nie poradzi, my natomiast jesteśmy tego świadkami. Naturalnym odruchem więc byłoby wskoczenie do wody i wyciągnięcie stamtąd tonącego. I rzeczywiście, w idealnej sytuacji na tym by się kończyło, zdarzają się jednak przypadki, które zmieniają kontekst całości. Po pierwsze, co jeżeli nie potrafimy pływać? Możemy nadal starać się uratować człowieka, ale w rezultacie możemy razem pójść na dno – doprowadzić do większych szkód. Tak więc nieprawdą jest, że z pomocy wynika samo dobro. Cóż więc w takiej sytuacji zrobić? Czy nadal mamy obowiązek etyczny pomóc drugiemu człowiekowi, jeżeli musimy bezpośrednio narażać swoje zdrowie? Z drugiej strony, pomoc można osiągnąć przez różne działania – zamiast samemu wskoczyć do rzeki, możemy m.in. sprowadzić kogoś kompetentnego. Niestety często jest tak, że mamy czas tylko na ten pierwszy, w tym wariancie niebezpieczny dla nas, sposób. Wtedy natomiast, pomoc taka musi być zrodzona z czystej chęci czynienia dobra, skoro jest się gotów niemalże poświęcić. Nieliczni jednak są do tego zdolni, tak jak nieliczni pomagali Żydom podczas wojny, ryzykując swoim życiem.
Może być też tak, iż człowiek, któremu pomagamy, wcale nie tonie. Sam sobie by poradził, ale specjalnie udaje, tylko by zwrócić na siebie uwagę, odnieść jakieś korzyści. My, przekonani o pozytywnej wartości naszego czynu, cieszymy się, ale nie wiemy, że w rzeczywistości nasza pomoc była zmarnowana, bo w chwili gdy ratowaliśmy fałszywego tonącego, ktoś nieopodal mógł tonąć naprawdę, a nam nie starczyło już czasu czy sił. Znowuż więc to, co uznajemy za pomoc, pomocą być wcale nie musi.
Ponadto, w wielu przypadkach pomoc jednemu oznacza wyrządzanie szkody drugiemu. Najprościej to wytłumaczyć na przykładzie bójki. Dwóch mężczyzn ze sobą walczy, kiedy więc ruszamy na pomoc jednemu, jednocześnie stajemy się nowym wrogiem dla drugiego. Nie można powiedzieć, że jemu też pomagamy, byłoby to naginanie prawdy na własną korzyść. W rezultacie więc w tej samej chwili pomagamy i szkodzimy, mamy do czynienia z paradoksem. Tak myśląc, pomoc może też być całkowitym zaprzeczeniem początkowej idei.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w większości przypadków nie będziemy w stanie powiedzieć, czy mamy do czynienia z „fałszywym tonącym”, czy też na dłuższą metę nasza pomoc przyniesie komuś dotkliwe szkody. Wszystko to nie oznacza, że pomagać nie warto, wręcz przeciwnie, lecz musimy być świadomi, jakie mogą być konsekwencje naszych czynów. Tak jak podczas II wojny światowej, tak i dziś „Każdemu kto tonie, trzeba pomóc”. Nie każdy zasługuje na pomoc, ale nie mamy możliwości tego ocenić, dlatego też powinniśmy starać się czynić jak najwięcej dobra, byle nie zostać oślepionym przez nadmierny idealizm. Ostatecznie, nie uda nam się pomóc wszystkim.
***
Gabriela Rzepka, II LO w Świdnicy, opiekun Mariola Szaciło-Mackiewicz
Trening interwałowy z Ireną Sendlerową
Z natury jestem optymistką. Różowe soczewki kontaktowe wkomponowały się w mój światopogląd już chyba na stałe, dlatego trudno mi patrzeć, jak wszyscy pesymiści, rzucają sobie kłody pod nogi. Bo dlaczego zakładać z góry, że coś ma się nie udać? Jeśli planuje się wspinaczkę wysokogórską, a po wtoczeniu się na piąte piętro dostaje się migotania komór, to faktycznie może być problem. Ale nierealne cele są z góry skazane na porażkę, bo są… no cóż, nierealne. Na szczęście, ludzie mojego pokroju tego nie widzą.
Zgodnie z moim optymistycznym nastawieniem nieustannie próbuję zmienić moje życie na lepsze. Ostatnio, na przykład, powiedziałam sobie, że muszę zmienić tryb życia na zdrowszy. Zacznę w końcu regularnie trenować i zarażać innych pozytywną energią, zwłaszcza, że okoliczności były nader sprzyjające, bo w planach miałam siłownię. Podczas ćwiczeń zajęłam mózg czymś ambitniejszym niż „noga w górę, noga w dół”, z tej prostej przyczyny, żeby nie myśleć o bólu. Ale ten (zdradziecki!) dotarł do mnie dopiero po czasie. Po czasie również dotarła do mnie prawdziwa lekcja płynąca z treningu: bez dobrej rozgrzewki nawet nie ma co się zabierać do ćwiczeń. Rozcierając obolałą łydkę przypomniałam sobie historię, którą niedawno przeczytałam. Opowieść owa dotyczyła naszej rodzimej bohaterki, Ireny Sendlerowej, o której bohaterstwie świat zdaje się wiedzieć więcej niż Polska. Poczułam sympatię do Pani Ireny: Ona przeorganizowała nie tylko swój świat, a ponadto zabrała się do tego znacznie lepiej ode mnie.
ROZGRZEWKA: Pani Irena dzieciństwo spędziła na pomaganiu chorym w szpitalu, gdzie pracował jej ojciec. Nauczyła się wtedy mówić w jidysz. Na studiach odmówiła ignorowania dyskryminacji żydowskich studentów. To było coś (na miarę wyrzucenia z uczelni)! Ciekawe czy obecnie, w dobie takiego hasłowego krzyku o tolerancję, ktoś znalazłby odwagę, by realnie działać.
TRENING: Już jesienią ’39 roku pani Irena pomagała Żydom. W 1942 współuczestniczyła w założeniu Żegoty. (Zrobiłam risercz wśród moich rówieśników: całe szczęście – wiedzą, czym była Żegota). Jako sanitariuszka miała wstęp do getta. Wraz ze swoimi współpracownikami wyprowadziła, a tym samym ocaliła od zagłady, około dwóch i pół tysiąca ludzkich istnień.
WYCISZENIE: Po wojnie dzieło Sendlerowej zatarło się w ludzkiej pamięci. Żelazne chmury nie chciały przepuścić promieni słonecznych pamięci o wyciągniętej w kierunku ludności żydowskiej ręce. Dopiero w 2007 roku ( interwał!) świat odkrył panią Irenę na nowo, honorując ją Orderem Uśmiechu.
Czytając takie historie, moje polskie serce puchnie z dumy. Zbudowany z poprzecznie prążkowanych mięśni i pogody ducha organ musi się jednak zderzyć z nieczułym światem. Światem (nie)tolerancyjnym do bólu. Z jednej strony trochę mnie to nie dziwi, w końcu tyle się słyszy o tych wszystkich zamachach, niespełnionych obietnicach rządowego wsparcia dla resortu czegośtam, okradaniu ludzi w biały dzień, ale z drugiej.. dlaczego wszędzie musimy szukać skórki od banana, na której moglibyśmy się poślizgnąć? Szkoda kalorii na znajdowanie problemów tam, gdzie ich nie ma i omijanie tych prawdziwych.
Przestawmy się na interwałowe pomaganie: polega ono na tym, że zwiększa się „dozę” udzielanej pomocy, w miarę swoich możliwości. Działa to tak, że aktywność nawet po zakończeniu samego procesu, daje rezultaty. Motywuje do dawania z siebie jeszcze więcej dzięki sumie małych aktów wyciągnięć ręki w stronę bliźniego. Bo prawdziwa pomoc nie musi być przecież wielka. A gdyby tak kupić obiad dla wątłego malca? A gdyby wypełnić kwestionariusz osobowy Ukraińca, który ma z tym problem? A może warto zadzwonić, jeśli za ścianą znowu ktoś płacze? Życiowe podtopienia bliźnich są groźne, więc reagujmy, chociaż, żeby podjąć się większego dzieła, najpierw trzeba się rozgrzać, bo skończy się na poczuciu bezsensu pomocy. Albo na rozcieraniu łydki.
***
Roksana Blicharska, III LO w Świdnicy
Zamarznięte łzy
Ciągle mam przed oczami zdjęcia tych ludzi, wciąż czuje ich wzrok na twarzy i swojej skórze, niby minęło już wiele lat, ale oni wciąż żyją. Getta, to tam słone łzy Żydów spadały wielokrotnie na ziemię i choć brzmi to absurdalnie, każda z nich była niczym sól dla spękanej gleby. To one były dowodem na ból i tragedie, które miały tam miejsce każdego dnia, tylko te miały prawo wołać o pomoc. Coś strasznego, jedynie słone krople mogły zabrać głos. Irena Sendlerowa wiele z nich zebrała, bo zdarzało się, że zamarzały. Dzielna kobieta chowała je w swoim sercu i ogrzewała miłością.
Każdy z nas chce kochać i być kochanym. I każdy na to zasługuje, tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami i równie wartościowi. Kto wie…, kim my jesteśmy w oczach innych? Nawet jeśli bylibyśmy tzw. marginesem społecznym, to zapewne chcielibyśmy, aby w potrzebie ktoś wyciągnął do nas rękę. Z troską popatrzył w nasze oczy i po prostu był. Sendlerowa nie zważała na pochodzenie, traktowała drugiego człowieka w taki sposób, w jaki sama chciała być traktowana. Zapewne niewiele miała, przecież czasy wojny były bardzo ciężkie, ale ona dawała to, co najpiękniejsze… siebie. Sama powiedziała : „To, co najcenniejsze, każdy ma w sobie. W sercu.” Jeśli ktoś z nas był kiedyś odrzucony, wyśmiany, to dobrze zna uczucie samotności. Budzisz się rano i myślisz … Po co to wszystko?
Warto również wykorzystać własne doświadczenia, aby ratować innych, bardziej ich zrozumieć. Może ona też je wykorzystała, bo jako malutkie dziecko bardzo chorowała. Doznanie cierpienia pomogło jej zrozumieć ból innych osób. Co by było, gdybyśmy zaczęli pomagać każdemu, nie zważając na to, kim tak właściwie jest. Kiedy o tym myślę, moje serce zaczyna szybciej bić. Chęć czynienia dobra jest w każdym z nas, tylko czasami trudno ją wydobyć. Błądzi między naszymi racjami, przekonaniami, wartościami.
Możemy też pomyśleć o przyszłych pokoleniach. Wielokrotnie wspominana bohaterka już od małego obserwowała, jak wielką wartość ma pomoc drugiemu człowiekowi. Jej ojciec, Stanisław Krzyżanowski leczył przede wszystkim Żydów, a ona – jako mała dziewczynka – spędzała z nimi dużo czasu i nauczyła się języka jidysz. To miało duży wpływ na poglądy i przyszłość Sendlerowej. My również możemy zasiać w kimś ziarenko dobroci, jednak najpierw sami musimy odróżniać ciepło serca od jego chłodu, tego, który sprawiał, że żydowskie łzy zamarzały. Wiele zależy do nas, możemy dzielić się miłością, ale również nienawiścią.
Może warto zainspirować się postawą Ireny Sendlerowej i tak po prostu kochać? Czasami też zaryzykować. Wyprowadzała dzieci z Getta ze świadomością ogromnej kary, która jej groziła. Wyobrażam sobie, jak nie może się powstrzymać, jest tak przepełniona miłością, że nic nie jest w stanie jej przeszkodzić.
Nie musimy zmienić całego świata, nawet nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Po co próbować łapać gwiazdy, to absurdalne. Piękne widoki są tutaj na ziemi: góry, zachód słońca w ciepły, letni wieczór, delikatny deszcz podczas upalnego dnia. Zmieniać świat drugiego człowieka przez wyciągnięcie pomocnej dłoni można każdego dnia; ona to robiła, dawała drugie życie.
***
Maria Tomala, LO w ZS nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
Jakiś czas temu bardzo długo myślałam nad tym, dlaczego społeczeństwo, ludzie, którzy mnie otaczają, są tak bardzo zamknięci na siebie nawzajem. Przechodzą ulicą, mijają się. Nie potrafią czasem zwyczajnie się uśmiechnąć. Zjawisko, które bardzo mnie smuci, to ta obojętność. Ludzie są tak bardzo zabiegani, skupieni na sobie. Zadają pytanie „co u Ciebie?” ale już nie słuchają odpowiedzi. Zapędzeni, zabiegani nie potrafią dostrzec, że ktoś ma problem lub po prostu udają, że go nie widzą. Ignorują problemy innych, bo sami je mają. Czy tak powinno być? Mamy przecież wzorce do naśladowania, z czasów, w których każda pomoc była równa z zagrożeniem utraty życia.
Powinniśmy pamiętać o bohaterach, którzy zapisali się na kartach historii, którzy bezinteresownie pomagali innym. Taką osobą była Irena Sendlerowa. Niezwykła kobieta, pełna empatii, dobra, a przede wszystkim bohaterka. Narażała własne życie i zdrowie, by pomóc innym przeżyć okrutne czasy wojny. Nie myślała tylko o sobie. Dla niej było oczywiste, by nieść pomoc ludziom, którzy tej pomocy potrzebowali. Sprzeciwiała się nierównemu traktowaniu ludzi, ponosząc tego konsekwencje. W czasie wojny uratowała wraz z innymi kobietami tysiące dzieci żydowskich, młodzieży i dorosłych – przemycała szczepionki, wywoziła dzieci z getta, przekupywała strażników, aby pomóc dorosłym. Trafiła za to na Szucha, gdzie była maltretowana podczas przesłuchań. Uratowali i ją. Jednak konsekwencje poniosła. Czy zaprzestała swoich działań? Nie! Dla niej dobro innych ludzi było najważniejsze. I nie miało znaczenia, czy ten ktoś ładnie wygląda, czy pachnie, czy jest umyty itd… Ta wspaniała kobieta po prostu ratowała innych, bo jak sama podkreślała „Każdy człowiek, by tak zrobił”.
Warto przypomnieć sobie o tej niezwykłej postaci, gdy widzimy kogoś, kto siedzi sam, a jego oczy są pełne smutku. Wystarczy podejść, zapytać czy wszystko dobrze, uśmiechnąć się. Ta osoba może nas odepchnąć, ale liczy się sam gest podania ręki. Powinniśmy czasami zwolnić, zobaczyć, co dzieje się wokół nas. Traktować ludzi z szacunkiem, nie zwracając uwagi na pozory, jakie początkowo sprawiają, bo to może być mylące. Uważam, że Irena Sendlerowa udowodniła, że podanie pomocnej dłoni osobom w potrzebie nie jest czymś, co robimy z przymusu, ale to dobroć płynąca z serca.
A dobro wraca zwielokrotnione do każdego, kto je czyni. Pomagajmy sobie wzajemnie.
***
Sara Fujawa, LO w ZS nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
Dla każdego słowo „pomagać” ma różne znaczenie. Dla jednych jest to przydatność do czegoś, a dla innych wsparcie w trudnych sytuacjach. Według mnie pomóc można w różny sposób, ważne, by to robić, nie dlatego, że tak wypada, tylko dlatego, że jest zgodne z naszym sumieniem. Dzięki temu wiemy, że zrobiliśmy coś dobrego nie tylko dla siebie. W dzisiejszych czasach coraz rzadziej widzę, jak młodzi ludzie pomagają tym, którzy na tę pomoc czekają i jej potrzebują. Młodzież woli nie interesować się problemami innych, lecz takie myślenie według mnie jest zgubne. Sama staram się służyć wsparciem ludziom, którym jest to potrzebne.
Podziwiam osoby, które w trakcie wojny pomagały Żydom, ukrywającym się przed wywiezieniem do obozu. Jedną z osób, które warto podziwiać, jest Irena Sendlerowa. Pomagała ona ludności żydowskiej pomimo trudności. Wraz ze swoimi współpracownikami, wnosiła do getta jedzenie, żywność, szczepionki, i uratowała w ten sposób tysiące ludzi. Wiedziała, że gdy Niemcy odkryją jej działania, będzie groziła jej śmierć, lecz była gotowa na takie ryzyko. Uważam, że była bardzo odważną osobą. Nie patrząc na swoje bezpieczeństwo, chciała być wsparciem, kimś, kto może uratować tych ludzi od okrutnej śmierci.
Dzisiejsza Polska jest już wolna od nieludzkich działań niemieckich nazistów. Jesteśmy niepodległym państwem, w którym każdy może żyć, nie będąc prześladowanym, ani za religię, ani za poglądy. Nasz świat byłby lepszy, gdyby chociaż część z nas brała do serca słowa Papieża Franciszka: „Jakże byłoby pięknie, gdyby każdy z nas mógł wieczorem powiedzieć: dzisiaj zrobiłem gest miłości wobec drugiego”.
Nasze współczucie nie musi się ograniczać tylko do ludzi, gdyż zwierzęta też go potrzebują. Tak samo jak my odczuwają ból. Dlatego cieszy mnie, że wielu ludzi w różnym wieku, nawet ci najmłodsi, biorą udział w licznych akcjach dobroczynnych na rzecz .
Uważam, że młode pokolenie powinno częściej angażować się w pomoc potrzebującym, gdyż to nic nie kosztuje, za to wiele można zyskać. Widząc osobę, która potrzebuje wsparcia, powinniśmy umieć okazać jej serce. Nikt nie zasługuje na obojętność.
Dzięki Irenie Sendlerowej, wiemy co to miłość, współczucie i bezinteresowna pomoc.
***
Tomasz Rogowski, LO w ZS nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
Dzisiejsze czasy obfitują w wiele niemiłych i aroganckich zachowań. Ludzie w głównej mierze myślą przede wszystkim o sobie oraz o tym, czy dana sytuacja przyniesie im korzyść. W swoim otoczeniu zdołałem zauważyć trzy typy ludzi – jedni są chętni do pomocy innym i traktują wszystkich z uprzejmością, drudzy wykorzystują niewygodnych dla siebie ludzi, aby pozyskać m. in. aprobatę podobnych ludzi albo zwyczajnie zdobyć dla siebie jakąś korzyść, zaś trzeci są osobami z pogranicza – dla jednych są dobrzy, dla drugich źli. Ani taka selekcja, ani też wykorzystywanie innych, nie są niczym dobrym. Winno się działać w sposób całkowicie odwrotny i być dla ludzi, a nie patrzeć, żeby to nami się zajmowano. Oczywiście ciężko jest, aby każdy tak postępował, ponieważ jeden może mieć charakter empatyczny a drugi sadystyczny. Niełatwo jest wykorzenić z człowieka takie samolubne podejście do życia. Być może i warto poszukać w naszym otoczeniu takich osób i dokonywać obserwacji dlaczego jest tak a nie inaczej (gdyż nie mając odpowiedniego doświadczenia nie dalibyśmy rady nawrócić tej osoby). Zapewne taka osoba zapytana dlaczego tak robi, odpowiedziałaby, co nas to interesuje. Stwierdzenie, że człowiek miły i pomocny jest przez wszystkich lubiany, jest błędne. Dlaczego? Ponieważ nie każdy docenia tę pomoc. Chcąc być miłym i pomocnym dla innych, nie patrzmy na korzyści z tego płynące, tylko na to, że możemy komuś poprawić jakość życia.
***
Wiktoria Szeliga, LO w ZS nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
Czy każdemu, kto tonie, należy podać rękę? Czy każdego byłoby stać na wzajemną pomoc? Potrafimy wyciągnąć dłoń? Zrobić jakikolwiek drobny miły uczynek dla bliźniego? Czy jest szansa na to, żeby tak właśnie było? To pytanie może zadać każdy z nas. Uważam, że nie każdy miałby odwagę, aby to uczynić. Nawet symboliczna pomoc jest zawsze mile widziana i doceniana. W dzisiejszych czasach niestety nie każdy ma ochotę pomagać innym, bo większość ludzi nie widzi w tym własnej korzyści. A myślą tak dopóki oni sami nie będą potrzebować owej pomocy.
Pisząc to, chciałam się przede wszystkim odnieść do przykładu Ireny Sendlerowej, Warszawianki, która działała społecznie oraz charytatywnie i podczas drugiej wojny światowej uratowała tysiące żydowskich dzieci. Nie patrzyła na nie obojętnie. Nie obchodziło jej, czy sama przeżyje w tamtym momencie, liczyło się dla niej tylko to, aby dać im szansę na wolność. Oddała im całe swoje serce. Można sobie teraz tylko wyobrazić, ile musiała zaryzykować, ile musiała włożyć wysiłku, starań w to, aby wszystko poszło zgodnie z jej planem. Dowiadując się takich informacji o Irenie, byłam zaskoczona, bo obecnie, w wygodnym XXI wieku, nie spotyka się takiego poświęcenia. Przypuszczam, że większość ludzi dzisiejszych czasów raczej zajmuje się swoimi sprawami a nie myśli o cudzych dzieciach.
Irena powinna być dla nas przykładem do naśladowania. Nie musimy ratować tysięcy osób na raz. Wystarczy, że kupimy bułkę biednemu, pomożemy trafić zgubionemu dziecku do domu, czy też okażemy troskę chorej osobie. Nie jest ważne, że nasze gesty wypadają skromnie w porównaniu z czynami wielkich filantropów. Liczy się to, ile serca włożymy w nasze działania. Owszem, każdy człowiek jest inny. Jeden się dużo uśmiecha, drugi chodzi cały czas smutny, nikt nie jest taki sam. Mimo to każdy zasługuje na dobro, pomocną dłoń.
Przypominam sobie polską siatkarkę Agatę Mróz, która była współczesnym przykładem poświęcenia dla innych. Zaryzykowała utratę wygodnego życia gwiazdy sportu, zostawiła rodzinę, przyjaciół i karierę, by urodzić córeczkę. Czy to nie jest największa ofiara?
Czasem warto jest po prostu poświęcić się dla drugiej osoby. Niekoniecznie wielkimi czynami, bohatersko oddając przy tym swoje życie. Czasem wystarczy okazać komuś trochę serca, pamiętając, że my też kiedyś możemy tego serca potrzebować. Cały czas wierzę w to, że znajdą się dobrzy ludzie, którzy zrobią choć drobną rzecz i pomogą komuś, kto będzie tonął we własnych problemach.
***
Wioletta Szymczak, TŻ w ZS nr 1 w Świdnicy, opiekun Aneta Pachanowska
KAŻDEMU, KTO TONIE, NALEŻY PODAĆ RĘKĘ
Uważam, że każdemu, kto tonie, należy podać rękę. Pomaganie ludziom powinno sprawiać nam przyjemność oraz satysfakcję. Niektórzy twierdzą, że w tych czasach nie ma już bezinteresownej pomocy. Ja twierdzę inaczej.
Często widzimy organizowane rożnego typu pieniężne lub rzeczowe zbiórki, których celem jest pomoc ludziom w trudnej sytuacji czy też opuszczonym zwierzętom. Zazwyczaj do takich akcji przyłączają się licznie ludzie z różnych środowisk, co świadczy o powszechnej wrażliwości na krzywdę innych. W większym gronie łatwiej jest zgromadzić środki niezbędne dla potrzebujących.
Dobrym przykładem potęgi ludzkiej empatii jest coroczna ,,Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”. Dzięki Panu Jerzemu Owsiakowi zakupywany jest sprzęt do szpitali, który pomógł wielu dzieciom w prawidłowym rozwijaniu się i radzeniu sobie podczas poważnych chorób. Sądzę, że każdy, kto brał udział w tej akcji, powinien być naprawdę dumny i szczęśliwy, że taka duża część naszego społeczeństwa wspomaga tę zbiórkę.
W codziennym życiu też zauważam bezinteresowną pomoc dla potrzebujących. Ludzie kupują żywność, środki czystości, chemię, żeby wspomóc tych, których nie stać na kupno niezbędnych rzeczy. Oddawane są odzież, koce, kołdry. Uważam, że takie gesty są bardzo ważne dla ludzi w trudnej sytuacji. Bezinteresowna pomoc drugiej osobie to najlepsza nauka drugiego człowieka. To nie tylko nauka udzielania pomocy ale też proszenia o nią. Trzeba pamiętać, że w każdej chwili nas również może dotknąć nieszczęście. Powinniśmy zwracać uwagę na tych, którzy pomocy potrzebują. Można stać się w ten sposób lepszym człowiekiem. Doceniając to, co mamy, warto widzieć, że są ludzie, którzy trudniejszą sytuację. Pomagając im, dowiadujemy się, co przeszli i dlaczego znaleźli się w takiej sytuacji. Jest to bardzo wartościowe doświadczenie.
Sądzę, że Irena Sendlerowa, pomagając dzieciom i starszym ludziom żydowskim, pokazała, że nie powinno się myśleć tylko o sobie i o własnych problemach. Powinniśmy pomagać nie tylko rodzinie i przyjaciołom, a wszystkim, którzy są w potrzebie. Pomagajmy a świat będzie lepszy.
***
Adam Nowak, Zespół Szkół Budowlano Elektrycznych w Świdnicy, opiekun Anita Klepacz
Pomaganie. Jakże jest to wspaniały gest serca i ręki każdego z nas, ale czy potrafimy pomagać ludziom biednym, wykluczonym ze społeczeństwa i opuszczonym przez najbliższych? W dobie Internetu i ogólnego zobojętnienia społeczeństwa na ból i nieszczęście, nie widzimy, a raczej nie chcemy zauważyć obecnej tragedii człowieka. Podejmując się tego jakże trudnego tematu potrzebowałem dużo czasu na dokładne przemyślenie problemu. Dlaczego ludzie w tych czasach, podobno bardzo nowoczesnych i zupełnie innych od poprzednich wieków, nie potrafią zachować się po ludzku wobec drugiej osoby? Dlaczego w jakże makabrycznych w skutkach czasach drugiej wojny światowej, mimo ogromnego strachu i jasnych konsekwencji, pojawiały się tak wybitne osoby jak Irena Sendlerowa?
Pani Irena była młodą działaczką społeczną, zwykłą dziewczyną, a jednak potrafiła zachować zimną krew, zapanować nad strachem i z wielką wolę pomocy dzieciom z warszawskiego getta, dzięki temu wyprowadziła ich około 2500. Zastanawiałem się ostatnio nad jej słowami „ każdemu kto tonie, należy podać rękę” i doszedłem do wniosku, że mimo iż staram się pomóc osobom tego potrzebującym, to i tak skutki moich działań nigdy nie będą tak spektakularne jak pani Ireny. A może to dobrze, pomaganie nie polega zawsze na wyciągnięciu jak największej liczby ludzi z ich problemów, postarajmy się pomóc choć jednej osobie, ponieważ nawet najprostsza rozmowa może wiele zdziałać. Problem w tym, że my nawet nie próbujemy zauważyć tych najmniejszych i najbardziej poszkodowanych. Obecnie nie działa na nas żadna presja, może jedynie opinia społeczeństwa, boimy się, że skoro podamy dłoń osobie tonącej w jej problemach to zostaniemy automatycznie wyśmiani i „naznaczeni”, moja ocena może wydawać się co najmniej zabawna lecz podejście wielu młodych ludzi jest właśnie takie. Któregoś razu idąc na zakupy zauważyłem mężczyznę siedzącego pod sklepem. Widząc twarze ludzi podążających do sklepu, nie raz z twarzami skierowanymi w telefony, postanowiłem podejść do owego mężczyzny i dać mu coś więcej niż pięć złotych, postanowiłem podarować mu rozmowę i chwilę, by wysłuchać jego historię. Swoimi słowami Irena Sendlerowa chciała właśnie przekazać do naszych czasów wiadomość, że ratować ludzkie życie możemy na różne sposoby. Pani Irena była tą osobą, którą każdy z nas w głębi serca chciałby być, ratując tych młodych ludzi którzy często byli najgorzej traktowani, pokazała wielką klasę i odwagę. Potrafiła zrezygnować z własnego poczucia bezpieczeństwa po to by osoby bardziej potrzebujące „tonące” mogły przeżyć!
Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że jeśli mam bardziej dotrzeć do każdego
z czytelników, notabene tak naprawdę niełatwego tematu to powinienem popatrzeć na słowa tej wybitnej kobiety bardziej dosłownie, więc zastanówmy się zatem czy nie pomoglibyśmy osobie pod którą załamał się lód i właśnie potrzebuje twej dłoni będącej wsparciem? Tym właśnie jest twoja pomoc dla każdej osoby potrzebującej, właśnie taką dłonią wyciągniętą w kierunku tonącego w zimowy dzień. Wezwanie to jest jakże bardzo aktualne, pokuszę się o stwierdzenie że jest dziś bardziej aktualne niż w czasach wojny, ponieważ mimo łatwiejszych czasów, nam jest trudniej pomagać. Na świecie nadal jest wiele zła, które ujawnia się w formie wojen domowych, oraz różnego rodzaju prześladowań. Na świecie jest wielu dobrych ludzi, którzy starają się wspomóc najbardziej potrzebujących. Forma pomocy zmieniła się na przestrzeni czasu, dostęp do informacji poszerzył się. Jesteśmy często na bieżąco z informacjami dotyczącymi ataków terrorystycznych, sytuacji w zniszczonych wojną, miastach, a jednak trawi nas ta wiele razy wypominana przeze mnie choroba, wszechobecna obojętność. Autorka przytoczona w temacie realizowała je w rzeczywistości, a gdy ona sama potrzebowała pomocy to dobro, które ofiarowała innym, wróciło do niej ze zdwojoną siłą. My również pamiętajmy o tym, że to co robimy zawsze zostawia ślad.
Podsumowując, mimo iż ten świat i ta rzeczywistość różni się od rzeczywistości okupacji, w której działała Pani Irena Sendlerowa, to moim zdaniem powinniśmy, korzystając z jej mądrości, zatrzymać się na moment i poszukać wokół siebie ludzi którzy potrzebują naszej dłoni, tej jednej dłoni w tłumie pogardliwych pięści.
***
Konrad Witek, Zespół Szkół Budowlano-Elektrycznych w Świdnicy, opiekun Marzena Kałwak
Ostatnie tygodnie zdominowane były przez informacje na temat kwestii polsko-żydowskiej. Zastanawiałem się, co ja-młody człowiek powinienem na ten temat wiedzieć, jakie fakty winny utkwić w mojej pamięci, aby mieć swoje zdanie, którego mógłbym bronić rzeczowymi argumentami. Przeglądając artykuły dotyczące okresu II wojny światowej natknąłem się na takie motto: “Każdemu kto tonie należy podać rękę”.
Autorką była Irena Sendlerowa. Zainteresowałem się tą postacią, wiem teraz, jak dobrym człowiekiem była: ratowała Żydów w czasie II wojny światowej. Nie robiła tego dla poklasku, pieniędzy, nagród ale z ludzkiego poczucia powinności pomocy temu, kto jej potrzebuje. Sama mówiła o sobie, ze nie jest żadną “bohaterką”, że w domu rodzinnym nauczyła się pomagać innym.
Mimo tylu lat, czy ja i moi rówieśnicy bylibyśmy zdolni do takich czynów jak Pani Irena?
W moim domu rodzinnym przekazuje się takie wartości, jak: dobro, życzliwość, pomoc. Gdybym znalazł się w sytuacji, w której musiałbym wybierać między swoim egoistycznym interesem a bezinteresowną pomocą, na pewno bym pomagał. Nie wiem tylko, czy jeżeli ta pomoc oznaczałaby zagrożenie mojego życia, to byłbym w stanie to zrobić. Nie jestem tego pewien, bo nigdy nie byłem i mam nadzieję nie będę w takim położeniu, jak moi rówieśnicy z czasów wojny. Oni nie wahali się, kładli swoje życie na ołtarzu śmierci, a wszystko dla umiłowanej Ojczyzny.
Współcześnie można pomagać na różne sposoby – klikając smsa w telefonie czy wysyłając pieniądze przelewem. Wiem, że dużo ludzi angażuje się w pomoc chorym dzieciom, nieuleczalnie chorym dorosłym. Często słyszy się o zbiórkach internetowych na operacje ratujące życie. Odzew jest ogromny: w kilka chwil można uratować komuś życie. Nie wymaga to żadnego ryzyka, ważne, że ludzi dobrej woli jest tak dużo i czynią dobro.
Myślę, że słowa Ireny Sendlerowej są aktualne i dziś. Każdy człowiek, powinien pomagać w sposób, w jaki może. I jeżeli ktoś tonie – tak naprawdę to ratuje się tonącego, jeżeli samemu umie się pływać. Trzeba wiedzieć, jak pomagać, aby jeszcze nie pogorszyć sytuacji osoby, której pomagamy.
Wielu moich rówieśników ma różne kłopoty – jedni domowe, inni zaś z nauką. Zawsze starałem się pomóc, jeśli tylko potrafiłem. Ta pomoc to czasami dobre słowo, często przykład. Zdarza się jednak, że wymaga wyrzeczeń, poświęcenia czasu i pieniędzy. Nigdy jednak nie wymagała ode mnie ryzykowania własnym życiem. Tak ryzykowała Pani Irena wyprowadzając dzieci żydowskie z warszawskiego getta. Uratowała wiele istnień ludzkich. Do dzisiaj ich liczba nie jest znana. Uważa się, że było ich 2500. Dane dzieci- prawdziwe nazwiska i imiona spisywała na paskach bibułki, które wkładała do słoików, a słoiki zakopywała pod jabłonką.
Pomagała innym, mimo że „nie potrafiła pływać” – tal bym to określił, bo za każdym uratowanym dzieckiem jest ona i jej pomoc, jej narażanie się na śmierć.
Uważam, że postać Sendlerowej powinna być dla mojego pokolenia wzorem, wyznacznikiem wartości, które winniśmy pielęgnować, by później przekazać je swoim dzieciom. By nigdy w przyszłości nie trzeba było przeżywać horroru żadnej wojny.
***
Paweł Figiela, Zespół Szkół Budowlano-Elektrycznych w Świdnicy, opiekun Marzena Kałwak
Poza utarty szlak
Od zawsze fascynował mnie temat ludzkiego nieszczęścia. Postanowiłem więc dowiedzieć się, co myślą o tym moi znajomi. Napisałem do dwudziestu osób z różnych środowisk i zadałem im dwa pytania: „Jakie trzy pierwsze słowa przychodzą ci na myśl, kiedy słyszysz: Irena Sendlerowa?” oraz „Jakie trzy słowa przychodzą ci do głowy, kiedy słyszysz: uchodźcy?”. Na pierwsze pytanie padły takie odpowiedzi jak: odwaga, miłość oraz bezinteresowność. Nastawienie do drugiego pytania było zróżnicowane: tolerancja, współczucie, pomoc… negatywnie nacechowanych stwierdzeń pozwolę sobie nie przytaczać ze względu na kulturę osobistą (były zbyt wulgarne). Czemu miał właściwie służyć ten eksperyment?
Był to wstęp do nurtującego pytania, które zadaje sobie od jakiegoś czasu, a które większość z nas zadaje sobie w znaczących momentach swojego życia: Co to znaczy być dobrym człowiekiem? Zawsze byłem zdania, że każdy z nas wybiera swoją drogę, ale wielcy ludzie nie stąpają po utartym szlaku; szlaku zbudowanym na ludzkim cierpieniu. Definicja sprawiedliwości nie zmienia się, jedyne co się zmienia to interpretacja tego pojęcia.
Irena Sendlerowa jest postacią, która po dziś dzień wywołuje dobre skojarzenia (potwierdza to nawet moje proste badanie). Otrzymała tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata za to, że mimo niszczycielskich działań okupacyjnego rządu niemieckiego uratowała tysiące istnień niewinnych dzieci żydowskiego pochodzenia. Była zdania, że najokrutniejsze co można ujrzeć, w swoim życiu, to ludzkie cierpienie; na które nie musimy się zgadzać, a czasami warto narazić swoje życie w imię większego dobra. Radość i szczery uśmiech drugiego człowieka jest doskonałym dowodem na to, że moje słowa nie są pisane palcem na wodzie. Co mamy więc myśleć o uchodźcach?
Narodowość nie jest jedynym wyznacznikiem szacunku i tolerancji. Bez względu na dzielące nas różnicę, każdy powinien mieć prawo do życia bez strachu. Nie możemy więc przez pryzmat publikacji medialnych porzucić naszej ludzkiej natury. „Daj rękę tonącemu. Ratuj go, nawet jeżeli nie umiesz pływać”, „Trzeba walczyć o dobro. Dobro musi zwyciężyć.” – to przesłanie, według którego powinniśmy żyć i które powinno być podstawą stosunków międzyludzkich. Tak naprawdę wszyscy żyjemy w getcie. Możemy być więźniami, oprawcami albo wyzwolicielami. To od nas zależy, jaką rolę będziemy odgrywać. Każdy z nas jest odpowiedzialny za życie nie tylko swoje, ale i innych; przez wszystkie nasze czyny, a w najgorszym wypadku przez ich brak.
Irena stąpała drogą pełną śmierci; martwych dzieci, które wraz z całymi masami ludzi były posyłane na śmierć. Tak naprawdę tylko garstce z nich udało się przeżyć, a dzięki niej ta garstka zwiększyła się o około 2500 ludzkich istnień. Każdy człowiek czuje strach, ale tylko ci odważni są w stanie stanąć z nim do walki; działać i pomagać.
W czasach młodości, kiedy mieszkała w Otwocku, wychowywała się z żydowskimi rówieśnikami; zżyła się z nimi. Dlatego nie była w stanie przez pewien czas zrozumieć, dlaczego jej przyjaciele umierali. Nie ze swojej winy, lecz z winy ludzi pochłoniętych złem i obłudą. Pojawia się tu pytanie: Dlaczego w ludziach panuje tyle nienawiści?
Człowiek ma określone pragnienia; dom, bezpieczeństwo oraz możliwość swobodnego wyrażania swoich uczuć. Niektórzy, z którymi miała kontakt Sendlerowa, żałowali swojego pochodzenia; bali się być sobą. To całe zło, które pojawia się na świecie od wieków jest tylko i wyłącznie wytworem człowieka. „To ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Nie można uratować wszystkich, ale nie oznacza to, że nie należy działać. Pomoc lokalna i nawet drobne czyny wpływają na kształtowanie rzeczywistości dookoła nas. Każde wsparcie generuje dobro, a trzeba żyć po ludzku. Zwłaszcza w świecie pełnym nienawiści, gdzie sprawiedliwy człowiek jest na wagę złota. Skoro mamy tendencje do podziwiania wielkich ludzi, powinniśmy wzorować się na Irenie Sendlerowej. Podać rękę tonącemu, uratować go i zbudować nasz własny humanitarny świat.
***
Aleksandra Toporowska, Zespół Szkół Hotelarsko-Turystycznych w Świdnicy, opiekun Agnieszka Paprzycka
Słowa wypowiedziane przez ojca Ireny, gdy miała zaledwie kilka lat: „Jeżeli widzisz kogoś tonącego, musisz skoczyć i spróbować go uratować, nawet jeśli nie umiesz pływać”, stały się dla niej drogowskazem życia. Od tamtej pory, pierwszym jej dobrym czynem w stosunku do dzieci było przeniesienie się na żydowską stronę w klasie, kiedy trwała segregacja rasowa. Za to groziło jej wyrzucenie z uczelni. Dziś widzi się coraz więcej ukraińskich dzieci w polskich szkołach. Nie zawsze są witane ciepło przez innych uczniów. A co, gdyby Polska zaczęła przyjmować równie niewinne dzieci- emigrantów ? Czy ktoś w dzisiejszych czasach odważyłby się na ten czyn? Zgaduję, że jakaś jedna wyjątkowa osoba by to zrobiła. Niestety, z biegiem lat nic się nie zmienia. Tak jak wtedy- zapał i chęć do pomocy niewinnym dzieciom i ludziom miała jedyna Irena, tak jest i dziś. Zawodzi wszystko poza wolą pojedynczego człowieka i jego determinacją, aby stanąć po stronie słabszych za cenę własnego życia.
Kolejnym problemem jest niewyobrażalne cierpienie dzieci z Syrii. Wojna trwa już siedem lat. To siedem lat strachu, niepewności i bólu, jakiego nie powinno doświadczać żadne dziecko. Chore, pozbawione bezpiecznego schronienia i często ranne dzieci walczą o każdy dzień. Prawo do nauki pozostaje jedynie zapisem na papierze, gdyż prawie połowa dzieci nie chodzi do szkoły. Każdy z nas coś na ten temat słyszał. To dlaczego zachowujemy w sytuacjach ekstremalnych bierność? Wygrywa strach, obojętny jest nam los innych, obcych nam ludzi. . Natomiast, dlaczego niektórzy, bardzo nieliczni, potrafią ryzykować własne życie, aby ratować innych – jest wielkim pytaniem, na które odpowiedź znaleźć trudno. Pani Irena wyznała dwa uczucia, dwie przyczyny, jakie sprawiły, że podjęła największe ryzyko i uratowała ogromną liczbę żydowskich dzieci. Jedną przyczyną była miłość, drugą – pozornie tylko zaskakująco – nienawiść. Nienawiść do zła. „Ludzie pytają się często, czy się bałam. Tak, bo każdy chce żyć. Ja też się bałam. Ale nienawiść do tego, co robili Niemcy, ci bandyci, była silniejsza. Nienawiść – silniejsza niż strach”. Warto wiedzieć, że istnieją w Polsce takie akcje, jak UNICEF, która pomaga dzieciom z Syrii od początku konfliktu. W ten sposób kilka milionów dzieci zostało zaszczepionych na polio oraz zostało objętych wsparciem psychologicznym. Ty również możesz wpłacić swoją darowiznę. jest to czyn, który można porównać do działań naszej bohaterki, ponieważ w ten sposób również ratujesz czyjeś życie z taką różnicą, nie ryzykujesz życia, nie biedniejesz ani nie grozi ci za to kara.
„Hitler stworzył piekło w całej Polsce, ale jeszcze większe piekło stworzył Żydom, a największe piekło stworzył dzieciom, tym najbardziej bezbronnym istotom” – powiedziała Pani Irena. Jej biografia jest heroiczna. Mówi się przecież o 2,5 tysiącach uratowanych dzieci. W jaki sposób, w dzisiejszych czasach można mówić o podobnym heroizmie? Weźmy pod uwagę sytuację dzieci w Polsce. Przemoc w polskich rodzinach rośnie z roku na rok. Zabójstwa, pobicia, okaleczanie i niszczenie psychiki dziecka przez rodziców jest coraz częstszym zjawiskiem. Mimo tego że nie jesteśmy bierni w tego typu sytuacjach, to mamy to do siebie, a raczej polskie sądownictwo, że „druga szansa” jest dawana sprawcą a nie ofiarom. Oznacza to tyle, że mimo wiedzy na temat przemocy w domu, od razu nie są podejmowane działania najwyższe – odebranie dzieci. Ograniczanie wolności dzieciom, nie wypuszczanie z domu, stosowanie surowych kar. Dzieci w domach często są podporządkowane rodzicom i dom działa na ściśle określonych zasadach. A w gettach jak były traktowane dzieci? Identycznie. Tyle tylko, że nie przez rodziców lecz przez okupantów . Jednak ich los pozostaje taki sam. Bezbronność. Z raportu „Dzieci się liczą”, który przygotowała Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, wynika, że co roku 150–200 tys. dzieci trafia do szpitali z powodu urazów, oparzeń, zatruć toksycznymi substancjami. Pomoc jest niezbędna. Jak możemy zapobiegać takim sytuacjom? Przede wszystkim nie bójmy się działać. Każdemu powinien być znany ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia” 800-12-00-02, czynny przez całą dobę. Dzwoniąc, uzyskasz wsparcie i pomoc psychologiczną.
Irena niosła pomoc nie na miarę możliwości, ale znacznie ponad miarę możliwości. Znalezienie ratunku dla tylu dzieci graniczyło z cudem i ten cud się zdarzył. Najwyższy czas, aby ktoś zajął się tą sprawą porządnie, choć nikt nie mówi, że jest to łatwe. Bohaterka wspominała: „Czy świat mi pomagał, gdy ratowałam te dzieci? Szłam ulicą getta i płakałam z bezsilności”. Z okazji Dnia Pamięci o Holokauście Irena wypowiedziała słowa: „Świat niczego się nie nauczył z doświadczeń II wojny światowej i Zagłady”.
***
Alicja Komar, Zespół Szkół Hotelarsko-Turystycznych w Świdnicy
O II wojnie światowej można pisać dużo, jednak najwięcej na ten temat wiedzą ci, którzy mieli z nią styczność. Ludzie, którzy urodzili się w wolnej Polsce nie zdają sobie sprawy z tego, co działo się w tamtych czasach. W gettach żydowskich ludzie walczyli o życie. Żydzi umierali z głodu oraz z roznoszących się chorób, które były skutkiem ciasnoty, brudu i nieprzyjemnego zapachu. Musieli wtedy przyzwyczaić się do zaistniałych warunków. Ich los nie był wszystkim obojętny.
Czytając artykuł poświęcony Irenie Sendlerowej podziwiam jej działalność – z jakim sprytem funkcjonowała cała organizacja, którą stworzyła. „Wychowana byłam w duchu, że obojętna jest sprawa religii, narodu, przynależności do jakiejś rasy – ważny jest człowiek!” – pisała w swoim życiorysie. I tak właśnie było. „Każdemu kto tonie należy podać rękę”, a tym kimś, w tamtych czasach byli Żydzi. Dzieci żydowskie rodziły się, aby umrzeć z głodu lub z zimna. Organizacja „Żegota” miała na celu pomóc im i zapewnić lepsze życie. Jako pracownik ośrodka pomocy społecznej miała przepustkę do getta, gdzie nosiła Gwiazdę Dawida jako znak solidarności z Żydami oraz jako sposób na ukrycie się pośród społeczności getta. Irena Sendlerowa i jej łączniczki przemycały dzieci na różne sposoby, np. w samochodzie, który na teren getta wwoził środki czystości, a wracał z dziećmi, które wywożono w pudle, skrzynce lub w worku. Dzieci oddzielane od rodziców, dziadków były tak przerażone, że płakały i krzyczały. Kierowca zabierał do samochodu psa, który szczekaniem miał zagłuszać płacz. Dlaczego ryzykowała własne życie, aby ktoś inny mógł przeżyć?
Tego również dowiedziałam się z filmu „Dzieci Ireny Sendlerowej”, w którym sytuacje dzieci została przedstawiona w sposób naturalistyczny oraz realistyczny. Irena pomagała, bo czuła, że może coś zmienić, że może uratować choć w jakimś stopniu ludzki los. Nie bała się konsekwencji tak jak inni Polacy, nie bała się rozstrzelania ani tortur ze strony wojsk nazistowskich. Ryzykowała w każdym możliwym momencie. Wszędzie ktoś mógł zauważyć, że prowadzi za rękę dziecko żydowskie. Ufała innym Polakom, którzy za własne życie mogli ją wydać w ręce okupantów. Życie za życie.
Jestem pod wielkim wrażeniem jej działań i tego, w jakim stopniu poświęciła się dla drugiego człowieka. Nie oczekiwała niczego w zamian, bo czuła, że jest to jej powołanie.
Kierowała się również słowami ojca: „Daj rękę tonącemu, ratuj go, nawet jeśli nie potrafisz pływać”. Dlatego postanowiła wyprowadzić dzieci z getta. Prowadziła ich kartotekę, a wszelkie dane o nich zapisywała na małych rulonikach, które następnie były zakopywane pod drzewem. Jednak w 1943 roku sprawa wymknęła się spod kontroli. Irena Sendlerowa została aresztowana i za swoją działalność torturowana i skazana na śmierć. Tylko ona znała całą prawdę i tylko ona mogła ją wyjawić światu. Po jakimś czasie organizacja „Żegota” zdołała ją uwolnić. I wciąż nieprzerwanie działali w obronie dobra.
Wciąż zastanawiam się nad sensem jej działań, lecz jedno wiem, było to ciche ponadczasowe wezwanie do młodych ludzi, do młodych Polaków, aby nie dbali tylko o swoje dobro, ale także rozglądali się wokół, bo na świecie dzieje się zbyt wiele zła, którego czasem nie chcemy widzieć i odwracamy głowę. Nie powinniśmy być głusi na cierpienie innego człowieka.
***
Natalia Kuc, Zespół Szkół Hotelarsko-Turystycznych w Świdnicy, opiekun Agnieszka Paprzycka
Jedno jest pewne, że tych ludzkich wartości, które możemy zdobyć tylko i wyłącznie dzięki otwarciu się na innych ludzi, nie kupimy za żadne pieniądze. To, że ktoś potrzebuje właśnie naszej pomocy, a my możemy mu ją dać, to bardzo pozytywny i bardzo humanitarny odruch. Uśmiech człowieka, któremu pomagamy, jest naszym wewnętrznym zwycięstwem, a jego łzy radości w podziękowaniu to największe bogactwo świata.
Czy nie powinniśmy pomagać bezinteresownie? Oczywiście, tak i tylko tak. Wspierać ludzi, którzy najbardziej potrzebują pomocy, a nie mają szans samemu uporać się z problemem. W wielu przypadkach tacy ludzie są bezsilni, nie mają nikogo, na kim mogą polegać. Staje się to powodem tracenia wiary i nadziei na lepsze jutro. Irena Sendlerowa jest przykładem człowieka, który pragnął pomóc innym bez względu na swoje bezpieczeństwo.
W czasie Holokaustu dokonano ludobójstwa oraz eksterminacji około 6 milionów europejskich Żydów. Polskich Żydów też czekał okrutny los. W 1940 r. przystąpiono do odseparowywania Żydów od pozostałej ludności, umieszczając ich w tzw. gettach, czyli w specjalnie izolowanych dzielnicach. Ciasnota, ciężka praca, brak żywności i lekarstw stały się przyczyną bardzo wysokiej śmiertelności wśród ludności żydowskiej. Właśnie wtedy swoją działalność rozpoczęła Irena Sendler.
Podczas okupacji niemieckiej była zatrudniona jako opiekunka społeczna w Referacie Opieki Otwartej. W październiku 1939 r. władze niemieckie zakazały jakiejkolwiek pomocy ludności żydowskiej. Irena miała zorganizowaną grupę koleżanek. Na początku było tylko 5 osób, a następnie 10. Mimo narażenia własnego życia, jak i życia całej grupy, nie poddała się. Odwaga Ireny Sendlerowej zaimponowała mi, gdy kobieta, chcąc w dalszym ciągu pomagać, posunęła się do tego, by zdobyć legitymację pracownika kolumny sanitarnej. Uzyskanie legitymacji wiązało się z serią uciążliwych szczepień, ale dzięki przepustce Irena, do stycznia 1943 r., mogła poruszać się po getcie. Nosiła tam żywność, odzież, pieniądze i lekarstwa.
W czasie II wojny światowej można było stracić życie za niestosowny wyraz wypowiedziany przy nazistach, a co dopiero za pomoc Żydom. Nie każdy człowiek jest zdolny do podjęcia decyzji o pomocy za cenę własnego bezpieczeństwa. Irena jest dla mnie bohaterką i wzorem. Dzięki niej wiemy, że na świecie istnieją ludzie otwarci, pomocni i wielkiego serca, którzy pomogą odrzuconym przez resztę społeczeństwa, przy tym nie będą oczekiwali od nich jakiejkolwiek zapłaty, nagrody czy wyjaśnień. Czy to nie jest definicja miłości? Miłości do drugiego człowieka, którego należy szanować. W Irenie Żydzi widzieli nadzieje, dzięki niej ok 2,5 tysiąca osób ocalało z getta. Znalezienie ratunku dla tylu dzieci graniczyło z cudem i ten cud się zdarzył. Wyprowadzanie dzieci z getta wymagało niesamowitej odwagi, której jej nigdy nie brakowało. Wyobrażam sobie, jak bardzo się bała, przecież ratowała małe dzieci, jeden nieprzemyślany ruch i mogłoby się to skończyć okrutnie. Dzieci były usypiane, lecz, mogły się przecież obudzić i zacząć płakać, a wtedy naziści nie szczędziliby swej brutalności, byli ślepi na krzywdy i rozstrzelaliby wszystkich, którzy przyczynili się do jakiejkolwiek pomocy. Irena szukała dla ocalałych miejsc, gdzie będą mogli żyć pod zmienioną tożsamością. Nasza bohaterka prowadziła także kartoteki, w których opisywała każde uratowane dziecko, aby po wojnie mogło odnaleźć się w żydowskim społeczeństwie. Przez takie zapisy Irena narażała się jeszcze bardziej, lecz zrobiła to z miłości i współczucia do ludzi poniżanych w tamtych czasach – Żydów. Pragnęła, aby po wojnie odnaleźli swoje rodziny. Kobieta wykazała się pomysłowością i determinacją. To wszystko utwierdza mnie w wielkim przekonaniu ze Irena, jak i cała jej grupa, to bohaterowie narodowi. Jesienią, w październiku 1943 r., Irena została aresztowana przez Gestapo. Niewyobrażalne jest to, jaką presję musiała czuć. Śmierć zbliżał się wielkimi krokami. Przecież jeżeli naziści znaleźliby u niej kartoteki z uratowanymi dziećmi, rozstrzelaliby ją. Koleżanka naszej bohaterki zabrała kartoteki i schowała je pod pachami, okrywając się ubraniem. Mimo tego że nic nie znaleźli w jej domu, postanowili ją aresztować. Irena została osadzona na oddziale kobiecym Pawiaka. Była tam torturowana, lecz nie wyjawiła żadnej informacji, po czasie została wypuszczona. Pragnęła pomóc za wszelką cenę, nawet za cenę swojego życia. Po II wojnie światowej Irena podjęła pracę na stanowisku zastępcy naczelnika Wydziału Opieki Społecznej Zarządu m.st. Warszawy. Pomagała w budowaniu domów dziecka w wyniszczonym mieście.
Tortury przypominają książkę Aleksandra Kamińskiego. W 1943 r. Jan Bytnar Rudy został aresztowany przez Gestapo. Mężczyzna nie chciał, tak samo jak Irena Sendlerowa, wyjawić żadnej informacji. Nie chciał narazić swoich rodaków, wydając informacje o grupie szturmowej. Rudy był torturowany, a katusze, jakie przechodził, były jak z najgorszego filmu grozy.
Ich poświęcenie i odwaga zawsze zostaną w moim sercu. Bo to dzięki takim ludziom żyję. Wybawienie od śmierci tych wszystkich, którzy znaleźli się w oceanie wojny, wydawało się niemożliwe, ale właśnie takie osoby, jak pani Irena, ratowały tonących. Dobro zwycięża.
Frapuje mnie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego wśród nas są ludzie pełni nienawiści? Sytuacja biblijnego Kaina i Abla powtarza się i niestety będzie się powtarzać. Człowiek jest podatny na zranienia i cierpienie. Kiedy jego słabość wyjdzie na światło dzienne, znajdą się tacy, którzy będą to wykorzystywać. Nikt z nas nie powinien wymierzać sprawiedliwości bliźniemu, tylko Bóg ma taką władzę.
Mimo tego że w naszym kraju nie ma już wojny, to nie brakuje ludzi potrzebujących wsparcia. Niesienie pomocy każdemu, kto „tonie”, dla mnie oznacza to, iż nieważne, kim jesteś, skąd pochodzisz, zawsze zasługujesz na pomoc. Pomoc może być małą ingerencją. Drobne ludzkie sprawy są tak samo istotne, ludzie potrzebują odrobiny zrozumienia.
Pamiętam dokładnie letni dzień, kiedy wracałam ze szkoły do domu. Na ławce w parku siedział starszy pan w podartym płaszczu, z psem na kolanach. Widziałam, że był bardzo głodny, jego twarz mówiła sama za siebie. Postanowiłam, że dam mu swoje kanapki. Przyznam, że było mi wstyd, kiedy pomyślałam, że ja wybrzydzam, kiedy inni ludzie nie mają co jeść. Pan Mirosław- tak miał na imię, uśmiechną się i podziękował. Usiadłam obok i rozmawialiśmy. Widziałam, że potrzebował rozmowy- był samotny. Opowiedział mi, jak stracił żonę chorą na raka piersi i popadł w depresję. Powiedział, że ta sytuacja pokazała mu, jak bardzo ją kochał. Zrozumiał, że w życiu najważniejsza jest miłość. Spotkał także ludzi otwartych na pomoc, którzy nie oceniając go, pomogli mu, dając swoje stare ubrania, ciepłe jedzenie i swój czas- rozmowę. Od tego czasu na pierwszym miejscu stawiał: miłość, dobroć i zrozumienie.
Ten człowiek pokazał mi, że życie mamy jedno i możemy wykorzystać je na wiele sposobów. Lecz mimo to możemy także otworzyć się na bliźniego. Nie oceniając człowieka po powierzchowności, ale po jego wnętrzu, czyli charakterze. Pomagając na miarę naszych możliwości. Wiem, że dobro wraca.
Otwierając się na świat można zobaczyć bez liku biednych, chorych, zmarzniętych, wygłodniałych oraz samotnych ludzi. Niejeden z nich żebrze o kawałek chleba. Dlaczego tak się dzieje? Los jest niesprawiedliwy- to wielka loteria chybił-trafił. Wiem, że bez naszej pomocy ci najsłabsi psychicznie i fizycznie nie dadzą sobie rady, jesteśmy ich ratunkiem. Ratunkiem, który kiedyś będzie zapisany w naszej księdze ludzkich trofeów: na pierwszym miejscu zasiądzie satysfakcja, potem dobro, empatia i miłość – to wszystko z bycia pomocnym i dobrym człowiekiem. Dlatego każdemu, kto tonie – trzeba pomóc. Bo nie trzeba być świętym, aby moc być dobrym.
***
Angelika Szymańska, Zespół Szkół Ogólnokształcących w Strzegomiu, opiekun Małgorzata Kucharska
Maj jakoś posmutniał… Nasionko pięknego drzewa zakopane pod ziemią, kiełkuje nowym życiem…
12 maja 2008 roku kolejny anioł zamieszkał na Warszawskich Powązkach. Tym aniołem o gołębim sercu, srebrzystych włosach, łagodny uśmiechu i olbrzymim harcie ducha okazała się Irena Sendlerowa – polska działaczka społeczna i charytatywna, członkini PPS i kierowniczka referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom („Żegoty”). Sprawiedliwa wśród Narodów Świata, dama Orderu Orła Białego i Orderu Uśmiechu. Ryzykowała własnym życiem, by ratować żydowskie dzieci z getta. Uważała, że nikt nie ma prawa dzielić ludzi ze względu na rasę, wyznanie, narodowość… A liczy się to, jakim kto jest człowiekiem. Swą postawę otwartości na innych kształtowała już w domu rodzinnym, w którym wpajano jej, co znaczy być dobrym człowiekiem. Mówiła o tym w prostych słowach: „Tak zostałam wychowana, że kto najbardziej potrzebuje, temu trzeba pomóc”. Nie dziwi nas zatem fakt, ze tak często pomagała. Wyciągała rękę do tych, którzy „tonęli” i ratowała ich z najgorszych kłopotów. A wspierała przecież osoby, które najbardziej potrzebowały pomocy. Miała wybór, jak każdy z nas. Podejmowała trudne decyzje, gdyż życie i bezpieczeństwo potrzebujących wsparcie były dla niej najwyższymi wartościami. Jakież to bliskie słowom Czesława Miłosza, który tak oto (w „Traktacie moralnym”) wołał do nas – obojętnych, biernych, konformistów, ślepych i głuchych na wołanie bliźnich (a wołał przecież do każdego z osobna): „Nie jesteś jednak tak bezwolny,/A choćbyś był jak kamień polny,/Lawina bieg do tego zmienia,/Po jakich toczy się kamieniach. /I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,/ Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny./Łagodź jej dzikość, okrucieństwo, / Do tego też potrzebne męstwo,/A chociaż nowoczesne państwo/Na służbę grzmi samarytańską,/Zbyt wieleśmy widzieli zbrodni,/Byśmy się dobra wyrzec mogli/I mówiąc: krew jest dzisiaj tania /Zasiąść spokojnie do śniadania,/Albo konieczność widząc bredni/Uznając je za chleb powszedni”.
W dzisiejszych czasach nie każdy z nas ma na tyle odwagi, ile miała Irena Sendlerowa. Choć dziś Polska nie tonie w morzu krwi, wciąż potrzebuje pomocy. XXI wiek jest czasem pustki duchowej. Ideały człowieczeństwa nie uwydatniają się w postawach wielu ludzi. Brakuje zwykłej uczciwości, szczerości, szacunku. Myślę zatem, że hasło „Każdemu, kto tonie, należy podać rękę” nie jest bliskie sercom wielu młodych Polaków. Żyjemy w świecie zobojętnienia i braku miłości do drugiego człowieka. Boimy się krytyki ze strony tych, którzy fałszywą postawę obojętności. A przecież… Pani Irenie groziła śmierć, a mimo tego pomagała. Wbrew innym. Wbrew strachowi, od którego pewnie i ona – anioł w ludzkim przebraniu – nie była wolna. Wydaje mi się, że dziś bardzo brakuje nam miłości, odwagi i szczerości. Sądzę, że gdyby każdy z nas myślał o drugim człowieku jak o swoim bliskim (a to wpisane jest już w słowo „bliźni”) i podchodził do niego z zainteresowaniem, miłością, empatią, świat zmieniłby swe smutne oblicze.
Chciałabym, aby słowa „Każdemu, kto tonie, należy podać rękę” były nam bliższe. Dzisiaj wielokrotnie (przepraszam za pesymizm), niestety, nie są. Odnoszę wrażenie, że zamykamy się skorupie konsumpcjonizmu. A ja z całego serca liczę na to, że potrafimy zmienić. Moim zdaniem słowa Pani Ireny skłaniają nas do przemyśleń. Ona uratowała tak wiele istnień ludzkich, a my… Spróbujmy pomóc komuś z naszego najbliższego toczenia. Może chorej sąsiadce, koleżance z pracy? A może wujkowi, który nie umie już samodzielnie robić zakupów? Dobro wraca. Są ludzie, którzy są w stanie oddać wszystko dla dobra drugiego człowieka. Bierzmy z nich przykład i „nieśmy” dobro w świat tak od siebie, bezinteresownie. I uczmy tego innych. Ale… Uczyć przecież warto się od najlepszych. Ludzi należy ratować także duchowo. Bierzmy przykład z misjonarzy, ludzi świeckich, którzy nie dostając nic w zamian wyjeżdżają tysiące kilometrów od domu, aby głosić Słowo Boże i pomagać innym. Oddając przy tym całych siebie i wkładając w to całe swoje serce. Warto wziąć się w garść. Przestać narzekać na to, że jest źle. A naśladujmy prostych ludzi. Takich jak Irena Sendlerowa, która parała się różnymi zajęciami, a w każde z nich angażowała się tak, jak tylko potrafiła. Może nasza rolę nie jest dziś pełni funkcji sanitariuszy w powstaniu, ale przecież możemy być misjonarzami dobrych postaw dla wszystkich, których spotykamy na swojej drodze. A może wtedy świat stanie się odrobinę lepszy. Tak jak mówiła Pani Sendlerowa: „Nikt nie jest święty, ale każdy może być dobry i pomagać potrzebującym”. Weźmy sobie te słowa do serca. I zapamiętajmy, że zawsze najważniejszy jest drugi człowiek. Dzisiaj, żeby pomagać, rzadko musimy ryzykować życiem. A pomagać zawsze warto. To co najcenniejsze każdy człowiek ma w sercu, więc otwórzmy swoje serca. „Każdemu, kto tonie, należy podać rękę”, nawet gdy samemu nie umie się pływać. Ja podam rękę. A ty? Razem możemy więcej.
Spójrz na drzewo, które Irena Sendlerowa zasadziła w Jad Waszem w maju 1983 roku. Stań w jego cieniu. Aby ludzkość korzystała z daru tego drzewa, musi zrozumieć, czym ono jest. Ono przecież kiełkowało w jej szczerym sercu wiele lat wcześniej. Wtedy, gdy praktykowała w filii Domu Sierot w Wawrze. Kiedy jako bardzo młoda dziewczyna otwarcie sprzeciwiła się antysemityzmowi, zasiadając obok swych braci-Żydów w getcie ławkowym. Gdy ratowała dzieci przed wywózką do Treblinki i śmiercią w komorze gazowej.
Jak silne musi być to drzewo i jak mocne ma korzenie, skoro wyrasta z gleby bogatej w takie wartości, jak szacunek do drugiego człowieka, dobro, godność i bezinteresowna chęć pomagania. Choć korzenie tego drzewa są splątane, nie wyrosło ono na darmo. „Każde dobre drzewo rodzi dobre owoce” – warto powtarzać za Pismem Świętym. Warto też pamiętać, że zawsze stał będzie przy nim anioł, którego imię (Irena) oznacza „istotę niosącą pokój.
Warto zapatrzyć się w to drzewo. Czerpać z niego siłę. I mieć zawsze wyciągniętą rękę w kierunku drugiego człowieka. I odtąd kojarzyć maj ze słońcem, radością i uśmiechem. Z Panią Ireną, która postawiła przed nami nie lada zadanie.