Strona główna Magazyn Turystyka Małki w podróży: Zamek na wodzie w Wojnowicach

Małki w podróży: Zamek na wodzie w Wojnowicach

0
Do Wojnowic docieramy po kilkunastu minutach od wyjazdu z Wrocławia. Gdy tylko wysiadamy z auta, zewsząd zaczyna nas otaczać soczysta zieleń, a błogą ciszę zakłóca jedynie zażarta dyskusja, jaką toczą ze sobą niezliczone rzesze mieszkających tu ptaków. To wręcz idealne tło na krótki, kilkugodzinny wypad poza miasto. Zdają się to potwierdzać grupki rowerzystów, które co rusz przekraczają bramę wjazdową na teren kompleksu zmierzając w kierunku zamku na wodzie. Ich widok nie powinien tu nikogo dziwić, w końcu znajdujemy się na trasie Szlaku Rowerowego Odra-Barycz. 

Kiedy pierwszy raz spoglądamy na wyłaniający się zza rozłożystych, wiekowych drzew pałac, momentalnie uruchamia się nam wyobraźnia podpowiadając obrazy rodem z filmów romantycznych. Wieczór, rozgwieżdżone niebo odbijające się w gładkiej tafli wody, świece… Od razu nachodzi nas myśl, że chyba na całym Dolnym Śląsku nie znajdziemy drugiego takiego miejsca, gdzie powyższa scena byłaby równie realna i odpowiednia. Nic dziwnego zatem, że młode pary tak chętnie wybierają renesansowy zamek w Wojnowicach, by w jego XIV-wiecznych murach organizować swoje imprezy weselne.

Zamek w Wojnowicach
Zamek w Wojnowicach – na pierwszym planie zachowany fragment drugiego pierścienia fosy

Nie da się ukryć, że zamek na wodzie nigdy nie przejawiał aspiracji by być potężną twierdzą. Położony nieco na uboczu od głównych szlaków handlowych, od początku raczej pomyślany był tak, aby po prostu chronić majątek swoich właścicieli przed zakusami zazdrosnych sąsiadów. Trzeba przyznać, że do tej roli przygotowano go doskonale. Dwa pierścienie fosy oraz zwodzony most, który można było w łatwy sposób podnosić na wypadek ataku, przez stulecia sprawdzały się świetnie. Budowla do XX wieku przetrwała praktycznie nienaruszona, stając się jednym z nielicznych, tak dobrze zachowanych, obiektów na terenie całego Dolnego Śląska. Nawet Wojna Trzydziestoletnia, mimo że doprowadziła do unicestwienia i obrócenia w ruinę większości podobnych jak to miejsc, z Wojnowicami obeszła się łagodnie. Dopiero wydarzenia z lat 1939-1945 oraz kolejne dwie dekady rozkradania wszystkiego co przedstawiało jakąkolwiek wartość i nie zostało zabrane wcześniej przez „przyjaciół” z ZSRR spowodowały, że zamek stopniowo zaczął chylić się ku upadkowi. Dziś jednak powoli, aczkolwiek systematycznie, zaczyna on odzyskiwać swój dawny blask. Jednocześnie z każdym rokiem  przyciąga co raz większą liczbę turystów. Wygląda na to, że dla zamku karta znów się odwróciła…

Zamek w Wojnowicach – ceglany most
Zamek w Wojnowicach – ceglany most

Postanawiamy rozpocząć od zwiedzenia wnętrz pałacu. Do jego środka prowadzi tylko jedna droga, która wiedzie przez niewielki, ceglany most. Powstał on w latach 60-tych XIX wieku zastępując wysłużoną, drewnianą przeprawę zwodzoną. Przechodzimy przez niego oraz bramę wejściową ozdobioną portalem z herbami dawnych właścicieli – rodziny znanych wrocławskich bankierów Bonerów i trafiamy do niewielkiego, przytulnego hallu. Z miejsca daje się odczuć, że ten dzień dla obsługi zamku będzie bardzo pracowitym. Wszyscy krzątają się nosząc a to talerze, a to znów obrusy. Z kuchni tutejszej restauracji do naszych nozdrzy docierają z kolei zapachy gotowanego rosołu. To czas imprez komunijnych. Tu popołudniu odbędą się aż trzy. Co ciekawe, mimo faktu, że wszyscy wokół pochłonięci są przygotowaniami, a w najbardziej reprezentacyjnych salach stoją już uroczyście przybrane stoły, to nikt nie robi jakichkolwiek przeszkód byśmy mogli się nieco rozejrzeć w środku. Wręcz przeciwnie. Ze szczerym uśmiechem jedna z pracownic otwiera nam nawet pomieszczenia, które jeszcze chwilę wcześniej były niedostępne oraz podaje garść ciekawostek o tym pięknym miejscu.

Zamek w Wojnowicach – wnętrza
Zamek w Wojnowicach – wnętrza
Zamek w Wojnowicach – wnętrza

Zwiedzenie wnętrz zamku na wodzie nie zajmuje nam długo. Może kilkanaście minut. Owszem znajdujemy tu troszkę wyglądającego na zabytkowe wyposażenia i mebli ale trudno przypuszczać, by oryginalnie pochodziły one właśnie stąd, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę jak wiele lat wojnowicka perełka była rozkradana. Całość bardziej przypomina w środku szlachecki dworek rodem z romantycznych opisów Mickiewicza, niż renesansowy zamek. Można powiedzieć, że ze względu na nieduże rozmiary samej budowli jest wręcz przytulnie i ciepło. Z wizyty w wiekowych murach zapamiętujemy przede wszystkim niewielki, dziedziniec wewnętrzny, w którego centralnym punkcie umieszczono studnię z czworoboczną, kamienną cembrowiną. Dziś, to właśnie tu najbardziej odczuwamy klimat oraz dawnego ducha posiadłości. Jego obecny wygląd nie zmienił się praktycznie od 1560 roku, czyli od czasów, kiedy przyziemia jednego ze skrzydeł ozdobiono renesansowymi arkadami.

Zamek w Wojnowicach – Dziedziniec z kamienną studnią z 1560 roku

Wychodzimy na zewnątrz i z miejsca zapada decyzja, że czas obejść tę wyjątkową budowlę dookoła. To właśnie z tej perspektywy prezentuje się ona najbardziej malowniczo i niesamowicie. Pstrykamy chyba z setkę zdjęć i wciąż nie możemy przestać się zachwycać widokiem, który zastaliśmy na miejscu. Zielona barwa wody, błękitne niebo oraz ceglane mury świetnie ze sobą współgrają, tworząc wręcz idealne tło dla sesji fotograficznych. Spacer w takich okolicznościach to czysta przyjemność, więc robimy co w naszej mocy, by ta ulotna chwila trwała jak najdłużej. Jednocześnie dokładnie przyglądamy się samemu zamkowi nie mogąc wyjść z podziwu, że konstrukcja zbudowana na dębowych palach wbijanych w bagniste podłoże i wypełnionych głazami oraz gliną przetrwała w tak dobrym stanie aż tyle stuleci.

Zamek w Wojnowicach
Zamek w Wojnowicach

Z przyjemnego letargu skutecznie wybudza nas Madzia, która zdecydowanie jest tego dnia w swoim żywiole. Dosłownie rozpiera ją energia. Idziemy więc do parku, gdzie będzie mogła dać upust szaleństwom i wyładować co nieco wewnętrzne akumulatory. Przestrzeni do zabawy z pewnością jej nie zabraknie, gdyż całe założenie ma prawie 9 ha. Niestety współcześnie miejsce to jest nieco zapuszczone i ewidentnie przydałaby mu się już rewitalizacja. Wciąż bowiem pokutują powojenne zaniedbania oraz brak odpowiedniej troski o roślinność i aleje, w okresie gdy w naszym kraju panował jaśnie oświecony socjalizm. Kiedy wędrowaliśmy po zakamarkach parku, momentami bardziej czuliśmy się jakbyśmy spacerowali po samoistnie rozrastającym się lesie, niż przemyślanym oraz celowo stworzonym przez człowieka ogrodzie. Oczywiście im bliżej samego zamku, tym teren jest bardziej uprzątnięty i przygotowany na obecność turystów, których zwłaszcza w ciepłe weekendy nie brakuje.

Park w Wojnowicach
Park w Wojnowicach
Park w Wojnowicach

Serce parku stanowi obszerna polana, na którą trafiamy już po chwili. Od razu do głowy przychodzi nam pomysł, aby podczas kolejnej wizyty w Wojnowicach rozłożyć tu koc i urządzić sobie rodzinny piknik na łonie natury. Jednak, ze względu na brak właściwego ekwipunku i jedzenia, na ten raz musimy się obejść smakiem. Podobnie zresztą jak z rozpaleniem ogniska i upieczeniem kiełbasek na specjalnie przygotowanym palenisku zabezpieczonym kamiennym kręgiem. Nie lada sensację za to wzbudzają wśród spacerowiczów (zwłaszcza tych najmłodszych) dwa konie, które spokojnie, nie zważając na nic, ani na nikogo, skubią sobie świeżą trawę odpoczywając po przejażdżce. Przybyły tu z pobliskiego Wilkszyna, gdzie znajduje się otwarta parę lat temu stadnina. Podekscytowane dzieciaki nie odstępują zwierząt na krok. Co odważniejsze wyciągają ręce by je pogłaskać, do czego nawiasem mówiąc zachęcają ich przemiłe opiekunki. Z dużą cierpliwością opowiadają one o swoich „pupilach” oraz udzielają rad jak przy koniu się zachowywać. Widać, że Madzia jest wniebowzięta, a i my cieszymy się ogromnie, że również dla naszej córki, zupełnym przypadkiem, udało się zorganizować tego dnia super atrakcję.

Park w Wojnowicach – bliskie spotkanie trzeciego stopnia z konikami
Park w Wojnowicach – bliskie spotkanie trzeciego stopnia z konikami

Nasza wizyta w jedynym dolnośląskim zamku położonym na wodzie powoli dobiegła końca i kiedy mieliśmy pakować się do Stilusia, by ruszyć z powrotem do Wrocławia, z fotelika na tylnym siedzeniu padły znamienne słowa: „Ja chcę zjeść loda!!”.  Postanowiliśmy zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Już jadąc w pierwszą stronę, w sąsiednim Mrozowie rzucił się nam w oczy pięknie odremontowany, XVIII-wieczny pałac zlokalizowany praktycznie w samym centrum wsi. Szczerze powiedziawszy nie mieliśmy w planach się przy nim zatrzymywać, ale skoro Madzia otworzyła nam furtkę, to grzechem było z niej nie skorzystać. Postanowiliśmy zatem przyjrzeć się zabytkowej budowli z bliska pod pretekstem poszukiwania jakiejś lodziarni. Musimy przyznać, że była to dobra decyzja, bo choć w gmachu obecnie mieści się zakład opiekuńczo-leczniczy dla dorosłych, na teren którego nie wolno wchodzić bez zezwolenia, to nawet zza otaczającego go ogrodzenia doskonale widać pałac w całej okazałości.  Tak sobie myślimy, że przyjemniejszego zakończenia naszej wycieczki nie mogło być. Bo czy może być coś lepszego niż lody i piękna architektura w tle? W sumie tak: podwójne lody, ale ciiiiiii…. 🙂

Pałac w Mrozowie
Pałac w Mrozowie
Pałac w Mrozowie
Poprzedni artykułOłówek Pawła: wakacje!
Następny artykułPiękniejszy świat Beaty: Wielkie wyrzucanie