Miasto nie udowodniło, że Strefa Płatnego Parkowania jest właściwie oznakowana i wyznaczona, dlatego Samorządowe Kolegium Odwoławcze uznało, że Henryk Kosiorowski nie musiał wnosić opłaty. Świdniczanin idzie dalej i przed sądem chce udowodnić, że strefa w ogóle jest nielegalna. – W życiu nie dam im ani złotówki! – zapowiada.
W lipcu 2014 roku zostały wprowadzone zmiany, które jasno określają, gdzie jest strefa, a gdzie jej nie ma: strefę na mocy rozporządzenia Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej wyznacza znak pionowy D-44 oraz znaki poziome: P-18 „stanowisko postojowe” , P-19 – „linia wyznaczająca pas postojowy”, P-20 – „koperta”, P-24 – „miejsce dla pojazdu osoby niepełnosprawnej”. Jednoznaczną interpretację w korespondencji z miastem i powiatem wyłożył minister transportu: są linie i znak pionowy, jest strefa, bez obu tych znaków nie ma jej. W Świdnicy linie są namalowane tylko na 11 z 48 ulic objętych strefą.
Henryk Kosiorowski od ponad roku próbuje na różne sposoby przekonać władze miasta do stosowania przepisu. Jak twierdzi, zamiast tego dotknęły go szykany. Biuro Strefy Płatnego Parkowania doszukało się nieopłaconego przez Kosiorowskiego postoju sprzed 3,5 roku. Świdniczanin nie zgodził się na dobrowolne wniesienie opłaty i kary w wysokości 50 zł. Od decyzji egzekucyjnej odwołał się Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które wydało jednoznaczną decyzję: obowiązek opłaty powstaje dopiero wtedy, gdy spełnione są wymogi zawarte w rozporządzeniu. „Samo zaparkowanie pojazdu w strefie płatnego parkowania nie rodzi jeszcze obowiązku uiszczenia opłaty. Obowiązek ten powstaje dopiero wówczas, gdy pojazd zostanie zaparkowany w strefie płatnego parkowania w miejscu wyznaczonym.” – czytamy w uzasadnieniu decyzji. Miasto nie udowodniło przed kolegium, że auto w takim miejscu stało. SKO zadecydowało, że sprawa musi być jeszcze raz rozpatrzona przez gminę.
Henryk Kosiorowski czuje satysfakcję i uważa, że nikt w Świdnicy nie powinien wnosić opłat, ale nie oznacza to, że miasto nie naliczy kary. – Można się od tej decyzji odwołać np. do sądu i wygrana jest pewna – przekonuje. Wytacza także mocniejsze działa. W Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym założył sprawę, która ma wyjaśnić, czy SPP w Świdnicy jest legalna. Kosiorowski jest przekonany, że pierwsza uchwała powołująca strefę w 2001 wraz ze wszystkimi 10-cioma nowelizacjami zawiera tak wiele błędów, że nie ma mowy o legalności. – A co najważniejsze, strefa w ogóle nie jest oznaczona – dodaje. – Znaki w Świdnicy są opisane jako „podstrefy”, a nazwa strefa na nich w ogóle się nie pojawia. Takich znaków po prostu nie ma, nie ma więc i strefy – dodaje. Kolejną kwestią są same opłaty. – Kierowca nie ma obowiązku wkładania biletu za szybę. To obowiązkiem miasta jest udowodnienie, że postój nie został opłacony, a można to zrobić w prosty sposób – montując parkometry z elektronicznym odczytem, gdzie podany jest numer rejestracyjny pojazdu. Pracownik strefy powinien mieć wgląd do tej informacji poprzez przenośne urządzenie. Tak jest np. we Wrocławiu. U nas są parkometry niedostosowane do obowiązujących przepisów – mówi z przekonaniem świdniczanin i zapowiada – W życiu nie zapłacę im ani złotówki!
Tymczasem w Świdnicy mimo tego, że władzom miasta doskonale wiadomo, jaka jest interpretacja przepisów, od pobierania opłat do czasu wyznaczenia miejsc postojowych nie odstąpiono, choć już w ubiegłym roku rzeczniczka magistratu informowała, że plan namalowania linii jest: „We wrześniu br. przeprowadzono postępowanie przetargowe. Niestety nie udało się wyłonić wykonawcy tego zadania, gdyż zaproponowane w przetargu ceny kilkukrotnie przewyższały zaplanowaną na tę inwestycję kwotę. Postanowiono więc nie ogłaszać kolejnego przetargu, a oznakowanie poziome SPP w obszarze strefy staromiejskiej włączyć do przyszłorocznego przetargu na malowanie całego obszaru objętego strefą.” Dodała również, że trwają starania o zmianę przepisu ze względu na trudności z wyznaczeniem miejsc postojowych na nawierzchni z kostki granitowej.
/asz/