Odkąd Perfect zaśpiewał: „Sto gorących słów, gdy na dworze mróz W niewyspaną noc jeden koc”, zaczęłam się zastanawiać, czy poezja z kiepskim tanim rymem wciąż jeszcze jest poezją. Czy może lepiej czasem zupełnie bez rymu, zamiast garści marnych i miernych, jak powyżej? Stąd też wzięła się moja wieloletnia fascynacja wierszami Dariusza Basińskiego i jemu podobnych. A rym, jeśli doceniałam go jeszcze kiedyś, to co najwyżej u Poniedzielskiego.
I tak było do czasu, aż w radiowej trójce usłyszałam teks piosenki Przyjaciół Karpia, a w niej słodko naiwnie brzmiące: „biegnie biegnie łoś, ma przypięte coś…”
Utonęłam w zachwycie na bezpretensjonalnością tego rymu, ale też nad samym łosiem, który wdzięcznym jest tematem dla zdobienia przedmiotów w czasie przedświątecznym, a i szerzej – w okresie zimowym.
Mój przepis na łosia:
1) wzór łosia rozrysowuję na papierze, ćwiartuję łosia na kawałki (osobno głowę, rogi i tułów) i formy przerysowuję na tkaninę. Wszystkie elementy wycinam po narysowanym konturze i przypinam szpilkami do tkaniny, z której ma powstać poszewka,
2) gęstym zygzakiem, nicią w kontrastowym kolorze przyszywam łosia do poszewki, męcząc się przy tym okropnie, tracąc resztki cierpliwości i jednocześnie ćwicząc języki obce (zwłaszcza te martwe), bo moja maszyna nie ma regulacji nacisku stopki,
3) ręcznie haftuję niektóre elementy – oczy i minę łosia, trawę pod kopytami,
4) przyszywam spód poszewki, wykańczam solidnie wszystkie krawędzie, odwracam na prawą stronę i prasuję.
Gotowe!
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi zapraszamy do sklepu Beaty Norbert: www.zapachydoszafy.na.allegro.pl