Obcokrajowcy o Świdnicy odc.8

    0

    Karolina Moroz jest  stypendystką prezydenta Świdnicy w dziedzinie kultury. W Świdnicy mieszka od kilku lat. –  Od momentu przyjazdu próbowałam określić się wobec tego, nowego w moim życiu, miejsca – mówi autorka wywiadów z obcokrajowcami, mieszkającymi w Świdnicy, które co sobotę będą publikowane w Magazynie Świdnica24.pl.

    Rozmowa z Haliną z Czech

    – Nasz pomysł, żeby ten wywiad przeprowadzić po czesku, chyba nie jest najlepszy. Już po kilku Twoich zdaniach zrozumiałam, że podobieństw w naszym języku jest chyba mniej, niż przypuszczałam.

    Ale zrozumiałaś, co powiedziałam?

    – Tylko ogólny kontekst. Jeśli pozwolisz, wróćmy do polskiego.

    Miałam podobne wrażenie, jak przyjechałam do Polski, że nasze języki są naprawdę bardzo podobne. Teraz też myślę, że są, ale na początku było mi bardzo trudno nie używać czeskich wyrazów pomiędzy polskimi. Ale najtrudniej było mi przystosować się do waszego akcentu i do dziś czasem mowię dość zabawnie.

    – Skąd przyjechałaś do Świdnicy?

    Do Świdnicy przyjechałam po studiach w Poznaniu, ale urodziłam się i wychowałam w Kolinie. Większość osób kojarzy Czechy z kilkoma większymi miastami jak Praga, Hradec Kralove, Kutna Hora. Kolin, chociaż położony jest niedaleko Pragi, nie jest tak bardzo znany, chociaż naprawdę warto odwiedzić to miasteczko.

    – My też bardzo zachęcamy turystów, żeby przekonali się na własne oczy, że Śwdnica jest piękna.  W ofercie turystycznej najbardziej podkreśla się kilka punktów, których nie można przegapić. Czy masz takie najważniejsze miejsca w Świdnicy, które według Ciebie są warte odwiedzenia?

    W Świdnicy chyba najbardziej ciekawy jest Kościół Pokoju, Katedra i Rynek. Wiem, że turyści zwykle zwaracają uwagę na te miejsca. Ja lubię parki i spacery nad rzeką. Chociaż bardzo lubię też ulicę Łukową, która zawsze jest pełna przechodniów i obserwując ją, można dokładnie zaobserwować puls miasta – o której świdniczanie idą do pracy, o której robią zakupy, o której wracają do domów. Zatrzymują się też często i rozmawiają, bo na Łukowej można zawsze kogoś spotkać!

    – Czujesz się świdniczanką? Spotykasz na Łukowej znajomych?

    Przeprowadziłam się do Świdnicy w 2000 roku, więc czuję się świdniczanką. Mój mąż pochodzi z Dzierżoniowa, ale pracuje w Świdnicy i nasze życie związane jest ze Świdnicą. Jeśli spotykam znajomych na Łukowej, to są to teraz najczęściej moje koleżanki z przedszkola, to znaczy mamy dzieci, z którymi chodzi do przedszkola nasza córka. Takie znajomości są bardzo przydatne, bo chyba mamy podobne problemy i łatwiej je wspólnie rozwiązywać.

    – Używasz na co dzień czeskiego? Masz taką okazję w Świdnicy?

    Bardzo chciałam, żeby nasze dziecko było dwujęzyczne, więc przez długi czas mówiłam do córki po czesku, ale jesteśmy w otoczeniu samych Polaków i trudno to pielęgnować nawet na co dzień. Nie wiem jeszcze, jak dobrze córka mówi po czesku. Rozumie wszystko, czasem odpowie mi po czesku i nawet w dobrym kontekście, ale nie ma takiej potrzeby na co dzień i nie ćwiczy języka. Zresztą nacisk jest położony już od przedszkola na język angielski i niemiecki. Cieszę się jednak, że dziadkowie z Kolina nie mają żadnych trudności w porozumiewaniu się z wnuczką. Ale trudno jest zachować swój język, kiedy się mieszka w obcym kraju.

    – Polska jest dla Ciebie bardzo obca, czy tylko obca?

    Powiedziałam „w obcym kraju”, ale chodziło mi bardziej o kraj, który nie jest twoim ojczystym i o mówienie językiem, którym nie mówiło się od urodzenia. Polska i Polacy nie są dla mnie obcy, są wręcz bardzo podobni do Czechów i mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał za złe tych słów. Naprawdę naszym narodom bardzo do siebie blisko – szczególnie to widać w mentalności ludzi. Na pewno jesteśmy bardzo rozrywkowi, ale mamy też sporo zasad. Mam takie wrażenie, że pozostało w naszych narodach coś takiego jak dobre wychowanie i zwracanie uwagi na innych. Jest coś, co nas różni od Europy Zachodniej, chociaż jednocześnie tak nam do niej blisko.

    – Możesz sprecyzować, co to takiego?

    Niektórzy mowią, że to jest ta cząstka słowiańska, która charakteryzuje człowieka. Trudno wyjaśnić istotę tej cząstki. Objawia się to na przykład w humanitaryzmie narodów słowiańskich, w życiu bliskim i bezpośrednim z drugim człowiekiem. W tych pogawędkach na ulicy, o których już mówiłam. Nie ma obojętności, chociaż spotkałam się z opiniami, że jest jej coraz więcej. Może ja chcę widzieć świat bardziej optymistycznie?

    – Możesz powiedzieć, czym zajmowałaś się w Czechach i co robisz w Świdnicy na co dzień?

    W Czechach skończyłam szkołę średnią, więc tak naprawdę spędziłam tam dzieciństwo i wczesną młodość, a na studia wyjechałam do Poznania i studiowałam turystykę. To był kierunek, o którym zawsze marzyłam i zawsze też myślałam o studiach za granicą. Uwielbiam podróże – może teraz ze względu na rodzinę podróżujemy mniej, ale jeszcze w moich „czeskich” czasach jeździłam i zwiedzałam bardzo dużo miejsc. Na studiach to się jeszcze bardziej nasiliło, bo poznałam tam prawdziwych globtrotterów i z nimi zjechałam kawał świata. Oczywiście są miejsca, w które mnie ciągnie, ale nie uważam, że to marzenia nie do spałnienia. Teraz, zanim podejmę decyzję o jakimkolwiek wyjeździe, po pierwsze biorę pod uwagę córeczkę. Dziecko potrzebuje chociaż namiastki domu i stabilności, a wyjazdy, szczególnie, jeśli nie są komercyjne, nie dają tego poczucia. Ale dziecko rośnie i chyba już trochę jest zarażone naszą pasją.

    – Skoro w turystyce jesteś ekspertem, czy mogłabyś spojrzeć na Świdnicę okiem eksperta?

    To może zacznę od tego, co bardzo mi się podoba i co jest nowością w Świdnicy. Został wprowadzony w mieście system wspomagający zwiedzanie, który nie wymaga odwiedzenia informacji turystycznej. Mam na myśli City Walki. Można swobodnie przemieszczać się od punktu do punktu, dowiedzieć się o historii miasta, o poszczególnych zabytkach, zorientować się na mapie. Oczywiście takie nowoczene systemy mają też swoich przeciwników przyzwyczajonych do zwiedzania z przewodnikiem papierowym, albo z żywym przewodnikiem. Miasto można jednak zwiedzać na różne sposoby i na pewno jest olbrzymia grupa osób, która woli zwiedzać w swoim tempie i swoją trasą. Sama należę do takich turystów.

    Trasa, która ostatnio powstała, a która jest dostępna jako system audio, to też bardzo trafny pomysł.

    – Wypróbowałaś ją?

    Tak, razem z mężem sprawdzaliśmy najpierw krok po kroku na płytach, bo się któregoś dnia nagle pojawiły, a potem przeszliśmy całą trasę. Ważne są też makiety miasta. To mi się bardzo podoba z dwóch powodów: można mieć wyobrażenie przestrzenne miasta i spojrzeć na Świdnicę z lotu ptaka, a dla ludzi niewidomych te odlewy są w sumie jedyną możliwością poznania miasta. Jak się obserwuje tempo wprowadzania tych atrakcji turystycznych, to jest się naprawdę optymistą. Ale nie wiem na przykład, czy Świdnica promuje tę ofertę w innych miastach. Ludzie muszą wiedzieć, że jest coś takiego jak kilka systemów i różnych możliwości zwiedzania miasta, bo trudno coś takiego odkryć samemu, jak się jest spoza Świdnicy.

    – Traktujesz Świdnicę jak miasto turystyczne, czy raczej jak miejsce, w którym żyjesz, jak dom?

    Pierwszy raz byłam w Świdnicy w 1998 roku z grupą grafików, którzy mieli różne zadania, m.in. rysowali Katedrę. To był taki wyjazd ćwiczeniowy z uczelni i ja dołączyłam do tej grupy. Oni potrzebowali trochę czasu, żeby przyjrzeć się obiektowi i naszkicować przynajmniej kontury, a ja w tym momencie mogłam zobaczyć miasto. Oczywiście zgubiłam się w uliczkach wychodzących z Rynku, bo pomyliłam strony Rynku. Teraz zastanawiam się, jak można było to zrobić? Teraz miasto jest dla mnie przeźroczyste. Może nie osiedla, bo na nich łatwo się zgubić, ale te centralne partie miasta są mi bardzo dobrze znane.

    – Czy jest coś podobnego w Twoim rodzinnym miescie i w Świdnicy?

    Jest trochę podobieństw architektonicznych, bo w Kolinie turyści zwiedzają podobnie jak w Świdnicy tylko kilka najważniejszych obiektów: Rynek, Kościół św. Bartłomieja i dawną synagogę. Chociaż Kolin jest o połowę mniejszy niż Świdnica, zaznacza się podobną ilość obiektów. Tylko że w Świdnicy jest o wiele więcej pięknych miejsc, do których turyści nie docierają: np. przepiękne kamienice na Sikorskiego, na Bolka I, biblioteka miejska, niektóre budynki na Wałbrzyskiej. I dawna łaźnia, która teraz jest restauracją i którą bardzo lubię. Jest mnóstwo cennych budynków, oczywiście nie wszystkie są w dobrym stanie, ale mają olbrzymią wartość i z biegiem czasu mam nadzieję, że zostaną odnowione. Widać, że bardzo szybko w ostatnich latach Świdnica rozwija się i pięknieje.

    Aha, jest jeszcze jedno podobieństwo, ale nie myślę już o architekturze. W Kolinie mamy inscenizację dawnej bitwy między Prusami i Austrią. Wiem, że w Świdnicy też jest podobna rekonstrukcja. To jest moim zdaniem bardzo ważne nie tyle dla turystów ile dla mieszkańców, którzy nie tylko miło spędzają popołudnie, ale mogą dowiedzieć się czegoś o swoim mieście i zainteresować się historycznymi wydarzeniami.

    – Wspomniałaś wcześniej, że jesteś trochę obserwatorką miejskich zachowań. Czy jest coś charakterystycznego dla mieszkańców Świdnicy?

    Chyba nie jestem aż tak dobrą obserwatorką. To, na co ostatnio zwróciłam uwagę, to fakt, że coraz więcej osób w Świdnicy uprawia sport. Jeszcze na studiach dziwiłam się, że Polacy nie mają na co dzień takiej potrzeby. Rekreacja nie wiązała się ze sportem, ale raczej spotkaniami i rozmowami. Czesi też bardzo często się spotykają i rozmawiaja, ale mają też czas na sport. Czesi naprawdę lubią sport. I to nie tylko oglądać. Szczególnie młode i srednie pokolenie jest pod tym względem bardzo aktywne. Wiem, że Polacy zachwycali się Adamem Małyszem, a teraz chyba Justyną Kowalczyk. Chyba jestem już bardzo polska pod tym względem, bo szczerze żałowałam, jak Adam kończył karierę, a teraz kibicuję Kowalczyk. Chciałam jednak powiedzieć, że co innego jest kibicować, a co innego uprawiać sport na co dzień.

    – Chciałabym jeszcze wrócić do tematu, który, mam wrażenie, w tym momencie najbardziej Cię zajmuje, do tematu bycia mamą.

    Tak, tak, to dla mnie cały świat, a przynajmniej największa jego część!

    – Czy Twoja córka ma swoje ulubione miejsca w mieście? Czy zauważyłaś, jak Twoje dziecko postrzega miasto?

    Oczywiście, jak każde dziecko ciągnie ją do miejsc, które kojarzą jej się z czymś smacznym, np.  z lodami, czy jej ulubionymi ciastkami. Wszystkie te punkty są w Rynku, więc kierunek Rynek kojarzy jej się bardzo pozytywnie. Starałam się ją nauczyć rozpoznawania kierunków w Rynku, więc kojarzy strony zapamiętując Marię Kunitz, Złotego chłopka, Gryfa przy Łukowej i sklep Pepco na czwartej ścianie Rynku. I to działa. Iza lubi też wycieczki do parku i długie spacery. Akurat w Świdnicy parki są tak położone, że można sobie zaplanować trasę przechodzącą tylko przez parki i spędzić bardzo miłe chwile. Jeszcze inne ulubione miejsce mojej córki to Zalew. Wiadomo dlaczego: można tam karmić i obserwować ptaki. To już nasz cotygodniowy rytuał. O ptaki trzeba dbać. Ulubione miejsca mojego dziecka są też siłą rzeczy moimi ulubionymi.

    – Jaką edukację o mieście mają przedszkolaki w Świdnicy?

    Dzieci wiedzą naprawdę dużo o swoim mieście i najbliższej okolicy. Te informacje są przemycane w różnej formie – dzieci przygotowują albumy o mieście, ale też muszą powiązać to jakoś ze swoją rodziną, chodzą na spacery, po których rysują miejsca, w których były, próbują je podpisać. Wiedzą też o najbliższej okolicy – wiele dzieci ma np. dziadków kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów od Świdnicy. Wydaje mi się, że program edukacji przedszkolnej jest bardzo nastawiony na budowanie świadomości o swoim regionie, o najbliższym otoczeniu. Często są w to zaangażowani rodzice, bo czasem trzeba coś wydrukować, coś wytłumaczyć, albo coś pokazać.

    – Pani córka wie też pewnie sporo o Czechach?

    Dla niej to jest bardzo naturalne. To jest zupełnie inny proces niż uczenie się czy czytanie o jakimś miejscu. Ona po prostu czuje się naturalnie zarówno w Czechach jak i w Polsce. Dzieci trochę inaczej postrzegają miejsca, bo miejsca wiążą się z ludźmi, nie są oderwane. Dziadkowie starają się jak najwięcej mówić o Czechach, ale to chyba jeszcze nie jest odpowiedni wiek na dyskusje. Lepiej po prostu coś pokazać, opowiedzieć jakąś legendę z danego kraju, przygotować wspólnie coś tradycyjnego do jedzenia. Chyba to jest ta najważniejsza edukacja na początek.

    – Opowiada Pani swojej córce legendy świdnickie?

    Zwykle opowiadam o Gryfie, bo kiedyś pokazywałam jej herb Świdnicy. Pamiętam, że wtedy powiedziała, że chce jeszcze bajkę o śwince, bo w herbie zobaczyła też dzika.

    – Skoro jesteśmy przy bajkach, to proszę mi na koniec powiedzieć, o jakie 3 rzeczy dla Świdnicy poprosiłaby Pani złotą rybkę?

    Poprosiłabym o remont wszystkiego, co wymaga remontu. Po drugie: o nowoczesne kino, bo tego mi bardzo brakuje. A po trzecie chciałabym, żeby świdniczanom żyło się dobrze i spokojnie.

    – Mam nadzieję, że złota rybka wysłucha wszystkich życzeń, bo zwykle wywiązuje się z obietnic. Bardzo dziękuję za rozmowę.

    Karolina Moroz

    Projekt zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu Gminy Miasto Świdnica.

    Poprzedni artykułJak złożyć reklamację?
    Następny artykułPolecamy: Eric Emmanuel Schmitt