Strona główna Magazyn Kuchnia Czary Penelopy: Suszone pomidory

Czary Penelopy: Suszone pomidory

1

Do zrobienia suszonych pomidorów natchnęła mnie przesympatyczna mama Julki – dziewczynki, z którą moje córeczki chodzą na basen. Siedząc na trybunach i podziwiając wyczyny naszych pociech, zaczęłyśmy rozmawiać między innymi o przetworach na zimę. Moja rozmówczyni opowiedziała mi, że robi suszone pomidory. Zaintrygowało mnie to. Wypytałam ją o tajniki tego przepisu i postanowiłam spróbować sama. Następnego ranka na targu zakupiłam odpowiednią ilość pomidorów i  przystąpiłam do dzieła.

Potrzebujemy:

4 kg pomidorów – najlepiej odmiany Lima

1 łyżeczkę soli

2 łyżki suszonej bazylii lub tymianku albo mieszanki ziół

4 ząbki czosnku

litr oleju

2 łyżki octu

Przygotowanie:

Pomidory pokroiłam wzdłuż na pół. Wycięłam pestki z większych okazów, a mniejszym  pozostawiłam. Na wyłożonej papierem do pieczenia blasze poukładałam ciasno łódeczki pomidorowe. Nastawiłam piekarnik na 100º. Włączyłam termoobieg i wstawiłam pomidory do piekarnika na…. 4 godziny. Pomidorki znacznie się zmniejszyły, ale nie wysuszyły się na wiór. Pomidory przełożyłam do miski, posypałam tymiankiem i bazylią, wymieszałam, posoliłam, dodałam 1 łyżkę octu. Wymieszałam całość. Pomidory włożyłam do wysterylizowanych słoików  do ¾ pojemności. Na wierzch dałam kilka plasterków czosnku. W rondlu podgrzałam olej. Gdy pojawiły się malutkie bąbelki powietrza, zalałam nim pomidory (całe muszą być zanurzone w oleju). Wytarłam brzegi słoika, zakręciłam mocno i odwróciłam do góry dnem. Nie należy ich pasteryzować! O ich walorach smakowych przekonałam się już następnego dnia – otwarłam je tylko do spróbowania, a spałaszowaliśmy cały słoiczek z naszym świeżo upieczonym chlebem. Może i Wam uda się jeszcze kupić odmianę pomidora zwaną Lima? Polecam. Naprawdę. Pomidory wyszły genialne! Mój mąż, który nie przepada za suszonymi pomidorami (dotychczas jedliśmy lepsze lub gorsze suszone pomidory kupowane w sklepie), stwierdził, że te „nasze” są przepyszne. Po raz kolejny okazało się, że domowe wyroby wygrywają z tymi sklepowymi.

No, ale ja w ogóle nie jestem zdziwiona…

Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch

Poprzedni artykułDom bez „pudła”
Następny artykułTkanie życia: Zbigniew Miciuła