Tkanie życia – Ona i On

    2

    Wywiad z, niekoniecznie, jednym pytaniem

    Ona – Małgorzat Braniecka zawsze miła i ciepła. Świetnie znajdująca się w tłumie i bez tremy na scenie. Kiedyś ciągnęło ją do szkoły aktorskiej. Na szczęście dzisiaj przyjemność sprawia jej np. czytanie dzieciom świdnickich bajek autorstwa Teresy Wagilewicz. Od lat bardzo mocno związana ze świdnickim życiem kulturalnym. Chwilami zawodowo, ale zawsze prywatnie. Świdniczanka od urodzenia, choć długo marzyła o tym, by zamieszkać w dużym mieście, jak jej brat np. w Warszawie. Lubi ruch, ludzi, ale i samotność w górach. Nigdy nie widziała siebie w małym domku, gdzieś na odludziu. Teraz uważa, że Świdnica spełnia jej wszystkie oczekiwania. Studiowała matematykę i miała zacięcie „ścisłowca”, ale nie czułaby się dobrze w tym klimacie. Z miłości do teatru zrodziła się w pewnym momencie jej praca w Świdnickim Ośrodku Kultury, któremu dyrektorowała przez wiele lat. Ceni sobie bardzo kontakt z ludźmi, bo dzięki temu mogła wielu z nich pomóc. Wówczas, gdy zajmowała się profilaktyką uzależnień w gminie Świdnica. Stąd też refleksja o prowadzeniu gabinetu terapeutycznego i pomocy potrzebującym. Ale nie jest to marzenie.

    On – Andrzej Andrzejewski warszawiak, ale urodzony we Wrześni. Przeżył i cudem ocalał z oblężenia stolicy w 1939 roku. Później okupacja i Powstanie Warszawskie, które czasami powraca w koszmarach sennych. Świdniczanin od wczesnych lat sześćdziesiątych. Artysta malarz, o którym najtrafniej powiedziała z okazji jego benefisu Urszula Pawłowska – „Zawsze zadziwiała mnie jego wielokierunkowość, zawsze był dobry i wtedy, gdy komponował wnętrze, jak również, gdy projektował „logo” lub małą formę miedziorytu lub detalu medalierskiego. Każdego twórcę charakteryzuje indywidualny sposób pracy odzwierciedlający jego wnętrze i pasję, którym podlega – Andrzeja cechuje delikatność, wrażliwość. Jego dzieła mają duszę, potrafi „coś” zamienić w dzieło sztuki, co powoduje, że ogląda się je z ogromną przyjemnością. Twórcę charakteryzuje uczciwość malarska, wielki szacunek do warsztatu, z ogromnym pietyzmem maluje obraz olejny, jak i akwarele czy wykonuje majstersztyk – ikonę. Andrzej jest zawsze rozpoznawalny! Tak w swojej pracy, jak i w postaci drobnego, eleganckiego Pana zamyślonego i wtopionego w obraz swojego miasta Świdnicy.”

    Nikt tak nie zna w Polsce białej broni, tak jak on. Zapalony szermierz, który ma na swoim koncie wicemistrzostwo Polski juniorów w szabli i kilkakrotne mistrzostwo Dolnego Śląska. Zaraził tą pasją swojego dorosłego syna i wnuka Jaśka. Rozmiłowany w historii. Gdyby nie robił tego, co robi mógłby być może historykiem. Czasami „wścieka się” na politykę i polityków. Pan Andrzej jednak bardzo dobrze czuje się w Świdnicy. Wśród ludzi, z którymi zna się i przyjaźni się od lat. Nie stroni jednak od poznawania nowych miejsc. Szczególnie ciągnie go w rejon basenu Morza Śródziemnego. Do miejsca kolebki sztuk i wszelakiej kultury. Uwielbia tamtejsze smaki. Czasami, gdy siedział w okolicach Barcelony, nad morzem czuł w wietrze wiejącym od niego zapach Afryki. I to była taka chwila i takie miejsce, na które czeka się czasami całe życie.

    Oni – po prawie trzydziestu trzech latach narzeczeństwa związali się przed ołtarzem. Rozumieją się bez słów. Mają podobne zainteresowania. Tworzą parę, jakich coraz mniej. Uwielbiają podróżowanie i poznawanie świata. Zakochali się w Barcelonie.

    Czy mając już za sobą tyle doświadczeń, dobrych i mniej przyjemnych można mieć marzenia, które zajmują nam wyobraźnię na tyle mocno, że nawet będąc mało realnymi są i dają nam napęd?

    Zawsze do pełni szczęścia czegoś brakuje. Tak bywa, gdy się ma życiorysy podobne do naszych. Będąc ze sobą przez tyle lat spełniliśmy się i to jest najważniejsza. A to, co byłoby ową „wisienką na torcie”, to przy naszej fascynacji podróżowaniem znajomość języków obcych. Móc jeździć i obywać się bez tłumaczy, słowników i mieć pełną radość z poznania. A obok tego brakuje nam zdolności muzycznych. Takiego momentu, kiedy wstaje się od stołu siada przy pianinie, czy fortepianie i gra. Bez nut oddając się całym sobą tej przyjemności. A do tego wszystkiego zamieszkać do Barcelonie. To było by wszystko. Wówczas można postawić kropkę i żyć…..

    Poprzedni artykułŚwiąteczne czary Penelopy
    Następny artykułWigilia Serca z Orderem Uśmiechu