Talent mają tylko wokaliści

    11

    Finały programów telewizyjnych wiążą się zawsze z dużą oglądalnością i ogromną dawką emocji. Decydujące starcie budzi ogromną radość, gdy faworyci wygrywają program, ale też smuci, bo szybko się kończą. Ludzie lubią spędzić wieczór oglądając dobry program. Tym razem za sobą mamy finał kolejnej edycji programu „Mam Talent” telewizji TVN.

    Szkoda mi trochę, że bez wyróżnienia wyszli ze studia telewizyjnego Patrycja Malinowska i Kamil Bednarek, to byli moi faworyci. Ale oni, tak jak inni uczestnicy, jeszcze nam pokażą. Mam taką nadzieję. Właściwie jeden z nich już pokazuje.

    Odcinek finałowy został zdominowany przez śpiewających uczestników, w związku z tym głównie na nich się skupię. Nie wiem, jak interpretować ten fakt, ale nasuwa się jeden wniosek. Polacy tęsknią za dobrym programem rozrywkowym, którego głównymi bohaterami są młodzi wokaliści. Pewnie dlatego TVN już podjął kroki w tym kierunku i w przyszłym roku zamiast „Mam Talent”, będziemy oglądać „X-Factor”. Program w stylu „IDOLA”, o nieco rozbudowanej formule.

    W ostatnim odcinku jako pierwsza, zaprezentowała się Patrycja Malinowska. Sympatyczna i bardzo utalentowana dziewczyna, sięgnęła po utwór zespołu Jackson 5 „Blame it on the boogie”. Tak jak w poprzednich odcinkach zaprezentowała się fantastycznie. Jej wdzięk i świetne możliwości wokalne na pewno zachęciły widzów do wysłania na nią SMS-a. Jurorzy również byli przychylni Patrycji. Wydane przez nich opinie na pewno przyczynią się do tego, że wokalistka będzie do końca życia miło wspominać ten program. Kolejnym wykonawcą, na którego warto zwrócić uwagę, był Kamil Bednarek. Jego wykonanie Boba Marleya było ciekawe, sympatyczne i na luzie. W dodatku świetnym efektem był wstęp zagrany przez niego na saksofonie. Fantastycznie! Po raz pierwszy zgadzam się z opinią Małgorzaty Foremniak, że dzięki niemu muzyka reggae wypłynęła do szerszego grona odbiorców. Pewnie u jakiejś części tych osób to chwilowy zachwyt samym wykonawcą, a nie muzyką. Ale powiedzmy, że może do kogoś trafił muzyką, nie osobowością. Me Myself and I to formacja, która zajmuję się również śpiewem, ale w innym wydaniu. Oni bawią się dźwiękiem. Dwaj panowie, którzy są aranżerami, robią kawał dobrej roboty, a wokalistka sama w sobie jest muzyką. Grupa jest świetnie zgrana na scenie, pewnie tak jak i w życiu prywatnym. Wydaje mi się jednak, że wybór dzieła Chopina był zbyt ambitny. Wykonanie było oczywiście na bardzo wysokim poziomie, ale tej powagi było chyba za dużo. Odbiór okazał się o wiele trudniejszy niż w przypadku poprzednich wykonań. Zawiodłem się występem Pawła Eisenberga i Kasi Sochackiej. Ich wykonania były bez polotu. Może dlatego, że mieli o wiele mniej czasu na przygotowanie. Mieli jedynie tydzień na przygotowanie się do finałowego odcinka. Sabina Jeszka jest raczej jedną z tych pięknych, po prostu ładnie śpiewających wokalistek. Nic ciekawego w jej wykonaniu „I wanna dance with somebody” nie było. Piotr Lisiecki był na pewno czarujący i ciekawy. Ciepła i niska barwa jego głosu wywołuje ciarki. Jednak to wykonanie nie było najlepszym, jakie zaprezentował w programie. Ostatnią z uczestników była Magda Welc. Mała dziewczynka, śpiewająca rzewne piosenki w poprzednich etapach. Jurorzy swoim nastawieniem sprawiali wrażenie, jakby byli w stanie ją nawet adoptować. W finale zaśpiewała piosenkę Edyty Geppert „Och, życie, kocham cię nad życie”. Niestety, mam wrażenie, a wręcz jestem pewien, że młoda artystka nie miała zielonego pojęcia, o czym śpiewała. Jeszcze w wizytówce przed występem powiedziała, że tym razem wybrała weselszą piosenkę. Załamałem się. Na pewno uroku i sympatycznego sposobu bycia nie można jej odmówić. Z jej śpiewem jest również całkiem nieźle. Jednak sądzę, że tytuł największego talentu w tym programie nie jej się należał, lecz takim została uhonorowana przez widzów w wyniku końcowym.

    Szkoda mi trochę, że bez wyróżnienia wyszli ze studia telewizyjnego Patrycja Malinowska i Kamil Bednarek, to byli moi faworyci. Ale oni, tak jak inni uczestnicy, jeszcze nam pokażą. Mam taką nadzieję. Właściwie jeden z nich już pokazuje. Wiedział, jak wykorzystać promocję wykonaną przez „Mam Talent” i kilka dni przed finałem, w sklepach pojawiła się płyta jego zespołu StarGuard Muffin „Szanuj”. I to się chwali. Facet ma łeb. Recenzję tej płyty również znajdziecie na Swidnica24.pl . Szkoda również, że właśnie w tej potyczce wokalnej, grupa taneczna UDS i duet Ania i Jacek w ogóle nie zostali docenieni.

    Kamil Franczak /Zero Procent/

    Poprzedni artykułŚnieg na dachach. Czy już groźny?
    Następny artykułGrand Prix dla Grandy