Grand Prix dla Grandy

    4

    Zwyciężczyni 3 edycji polskiego IDOLA, Monika Brodka, zaprezentowała nam się w nowej odsłonie. Na „Grandę” kazała fanom czekać ponad 4 lata. Nie ukrywam, że nie mogłem się już doczekać, bo dwa poprzednie albumy zaliczam do moich ulubionych. Przez wszystkie lata swojej kariery, Brodka stworzyła swój własny styl i przyzwyczaiła do niego fanów. Co prawda zarzucano jej zbyt duże podobieństwo do twórczości Ani Dąbrowskiej, jednak nie przemawiało to jakoś przesadnie do fanów. Każdy jej wielbiciel wiernie czekał, powracając co jakiś czas do „At last”, „On”, czy „Miałeś być” i „Samochody i tramwaje” zastanawiając się co nowego w tym klimacie zaserwuje artystka.

    Trzeci album Moniki Brodki uważam za bardzo udany. Co prawda tym razem niebezpiecznie przypomina Nosowską ale tak jak w przypadku porównania do Dąbrowskiej – kogo to obchodzi? To jest po prostu dobre.

    W październiku tego roku pojawił się pierwszy singiel „W pięciu smakach”. Jego orientalny smak i „niebrodkowość” spowodowały dość spore zamieszanie. Powstały zażarte dyskusje na temat tej piosenki i mnóstwo pytań o styl Moniki. Premiera płyty była kropką na i. Wszyscy upewnili się, że Monika zmieniła styl muzyczny, śpiewania i pisania o 180 stopni. Ta płyta to bardzo smaczna mieszanka folkloru z popem, posypana elektroniką i ozdobiona niebanalnymi aranżacjami. Każdy utwór na tej płycie jest inny i powoduje nowe doznania. W dodatku teksty, które zostały napisane przez Monikę, czy Budynia z zespołu Pogodno, nie są zwykłe. To przemyślane, przeróżne wątki i piękna gra słów. Nie bałbym się nawet nazwać tego poezją.

    Album „Granda” to również prezentacja różnych stanów emocjonalnych i zachowań człowieka. W piosence tytułowej, artystka prezentuje się jako niezależna kobieta, która daje prztyczka w nos facetowi, który próbuje ją poderwać. Dochodzi nawet do groźby „… zbliżysz się o krok, porachuję kości”. W utworze „Saute” czuć intymność, cielesność, pożądanie i sex. W tej piosence gra słów toczy się na najwyższym poziomie. Słuchając dalej znajdziemy pozycję „Syberia”, w której artystka jest załamana kolejnym rozczarowaniem miłosnym. Można wręcz stwierdzić, że popadła w depresję. Gotowa jest nawet posunąć się do czynów, które wymagają użycia noża. I na pewno nie chodzi tu o krojenie chleba. Wisienką na torcie jest „Excipit”. Pełno tu liryki, emocji i pięknych linii wokalnych. Dowiadujemy się również, że Monika świetnie śpiewa w języku francuskim.

    Trzeci album Moniki Brodki uważam za bardzo udany. Co prawda tym razem niebezpiecznie przypomina Nosowską ale tak jak w przypadku porównania do Dąbrowskiej – kogo to obchodzi? To jest po prostu dobre. Smuci jednak fakt że 11 utworów zawartych na tym krążku, mija w przeciągu 35 minut. Zdecydowanie nie jest to płyta, którą można zabrać w podróż, bo trzeba zaraz zmieniać na inną. Może jednak rzecz w tym, że lepiej jest pozostawić niedosyt.

    Poprzedni artykułTalent mają tylko wokaliści
    Następny artykułSiła telewizji, czyli cała Polska słucha reggae