Gol – piłkarska duma Świdnicy

    1

    Janusz Gol – do GKS-u Bełchatów trafił w 2008 roku z Polonii Sparty Świdnica za około 60 tysięcy złotych, dzisiaj jego umiejętności wyceniane są na kwotę 2 milionów złotych. Ma 25 lat, urodził się i wychował w Świdnicy. W ekstraklasie rozegrał 66 meczów, w tym dwa w reprezentacji Polski. Gdyby nie kontuzja, wystąpiłby w grudniowym spotkaniu przeciwko Bośni i Hercegowinie.

    Każdy piłkarz marzy o tym, aby wystąpić w koszulce z orłem na piersi. Mi się to udało i było to dla mnie coś wspaniałego – mówi Janusz Gol w rozmowie z Michałem Krzysztofikiem

    Urodził się i wychował pan w Świdnicy. Jak rozpoczęła się pana przygoda z piłką nożną w naszym mieście?

    Razem z kolegami rozgrywaliśmy turniej dzikich drużyn z okazji Dni Świdnicy. Miałem wtedy 8 lat. Ówczesny trener trampkarzy Polonii Świdnica Gabriel Ścibor wypatrzył mnie podczas jednego z meczów turnieju i zapytał, czy chciałbym grać u niego w drużynie. Nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad tą propozycją.

    I tak rozpoczęła się pana długoletnia przygoda z Polonią Świdnica.

    Tak, chociaż w tym okresie miałem 2 przerwy w trenowaniu. Słabe wyniki w szkole sprawiły, że dostałem od rodziców ultimatum. Najpierw musiałem poprawić stopnie, a dopiero później mogłem wrócić do trenowania. Później było już tylko lepiej. Trenowałem regularnie i przechodziłem przez kolejne grupy rocznikowe od trampkarzy, przez juniorów młodszych aż do juniorów starszych. W końcu po bardzo dobrym sezonie, w którym zajęliśmy 3 miejsce w dolnośląskiej lidze juniorów zaproponowano mi grę w zaprzyjaźnionej seniorskiej drużynie Sparty Świdnica. Po roku gry na wypożyczeniu doszło do fuzji tych dwóch klubów i zostałem zawodnikiem Polonii Sparty Świdnica.

    Jak to się stało, że z IV ligowej drużyny Polonii Sparty Świdnica trafił pan do czołowego klubu ekstraklasy?

    Dużą zasługę miał tu Jarosław Solarz, który zarekomendował mnie szefom GKS-u Bełchatów. Pojechałem na kilkudniowe testy, rozegrałem dobry mecz sparingowy, co zaowocowało zaproszeniem na obóz pierwszej drużyny. Po jego zakończeniu zaproponowano mi roczny kontrakt.

    Zadebiutował pan w ekstraklasie przed żywiołowo reagującą piętnastotysięczną publicznością w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań.

    Zgadza się, przy stanie 2:1 dla Lecha, trener Paweł Janas zadecydował się zrobić zmianę. Sądziłem, że wpuści któregoś z ofensywnych zawodników, a nie piłkarza grającego na pozycji defensywnego pomocnika. Mecz ostateczne wygraliśmy 3:2 i pomimo że nie miałem bezpośredniego udziału przy żadnej bramce, od tego momentu coraz częściej pojawiałem się na boiskach ekstraklasy.

    W zeszłym roku był pan przymierzany właśnie do drużyny z Poznania. Patrząc na sukces tej drużyny w Lidze Europejskiej, czy nie żałuje pan, że transfer nie doszedł do skutku?

    Faktycznie, pojawiły się takie informacje w mediach. Lech jest obecnie na fali, ale trudno jest jednoznacznie powiedzieć, czy ten klub byłby dla mnie lepszy. Oprócz „Kolejorza” przymierzany byłem też do m.in. do Widzewa Łódź i Zagłębia Lubin. Ostatecznie jednak zdecydowałem się przedłużyć umowę z GKS-em i uważam, że nie popełniłem błędu. Tam mogłem spokojnie się rozwijać i dzięki regularnym i dobrym występom w ekstraklasie zapukałem do drzwi reprezentacji.

    Prestiżowy portal transfermarkt.de wycenił pana wartość na międzynarodowym rynku transferowym na kwotę 2 milionów złotych (500 tysięcy euro). Za jaką sumę 2 lata temu został pan sprzedany do GKS Bełchatów?

    Była to kwota w wysokości około 60 tysięcy złotych.

    Jak się zmieniło życie 23 latka, który jeszcze na początku 2008 roku grał przeciwko drużynom z Nowej Rudy, Ząbkowic czy Dzierżoniowa, by pod koniec roku rywalizować z najsilniejszymi zespołami w Polsce z Warszawy, Krakowa, Poznania?

    To zupełnie inny świat: inne stadiony i atmosfera na trybunach, dużo lepsi zawodnicy. Cieszę się, że dano mi możliwość spróbować tego prawdziwego piłkarskiego życia.

    Jak pan zareagował, kiedy dowiedział się, że trener Franciszek Smuda powołał pana na Turniej o Puchar Króla Tajlandii?

    Byłem bardzo szczęśliwy, to był dopiero mój drugi sezon w ekstraklasie i tym bardziej cieszę się, że zostałem zauważony. Chciałem jak najlepiej zagrać i udowodnić, że należało mi się powołanie. Z Tajlandią wszedłem na ostatnie 15 minut spotkania zmieniając Macieja Iwańskiego, natomiast w meczu z Singapurem trener Smuda wpuścił mnie już na początku drugiej połowy.

    Jest pan zadowolony ze swojej postawy w turnieju?

    Miesiąc przed turniejem przeszedłem zabieg artroskopii stawu skokowego. Nie byłem w pełni przygotowany do zawodów, bałem się też o swoją nogę, która mogła nie wytrzymać tak dużego obciążenia. Zazwyczaj okres, w jakim zawodnik powraca do zdrowia po takim zabiegu trwa około 5 tygodni, mi się udało po 25 dniach. Biorąc pod uwagę te okoliczności, byłem zadowolony ze swoich występów. Zagrałem dwa mecze w niepełnym wymiarze czasowym, nabrałem nowego doświadczenia, co na pewno zaprocentuje w przyszłości.

    Następnie przyszło powołanie na mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej…

    Niestety, nie zagrałem w tym meczu ani minuty, ale możliwość trenowania z takimi zawodnikami jak Kuba Błaszczykowski, Rafał Murawski, Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek czy Adam Matuszczyk było dla mnie wielkim wyróżnieniem i przyjemnością.

    Jak pan został odebrany przez tych zawodników?

    Zostałem ciepło przyjęty, pomimo że większość zawodników kojarzyła mnie tylko z telewizji. Trener Smuda buduje kadrę złożoną z bardzo fajnych chłopaków, z których nikt się nie wywyższa i w żaden sposób nie uważa za „gwiazdora”.

    Czy dostał pan powołanie na zgrupowanie reprezentacji do Turcji i mecz z Bośnią i Hercegowiną?

    Niestety, nie, ponieważ naderwałem mięsień dwugłowy uda i zamiast trenować musiałem odpocząć od piłki. Wiem jednak, że gdyby nie ta kontuzja, powołanie bym na pewno otrzymał. Mam jednocześnie nadzieję, że otrzymam zaproszenie na kolejne zgrupowanie.

    Jakie to uczucie zagrać w koszulce z orłem na piersi?

    Wspaniałe! Każdy piłkarz marzy o tym, aby wystąpić w koszulce z orłem na piersi. Mi się to udało i było to dla mnie coś wspaniałego.

    Już niebawem święta, czy zamierza pan uczestniczyć w przygotowywaniu potraw wigilijnych?

    Razem z ojcem jesteśmy odpowiedzialni za porządki w domu. Przygotowaniem świątecznych potraw zajmują się mama z siostrą. Robią wspaniałą kapustę z grochem i fasolą oraz przepyszne pierogi. Nie mogę się już doczekać, kiedy usiądziemy do stołu.

    A co z Sylwestrem, gdzie będzie się pan bawił?

    Wybieram się ze swoimi przyjaciółmi do Sokolca. Planujemy się dobrze bawić i miłe spędzić czas.

    Noworoczne plany?

    Negocjuję przedłużenie kontraktu z GKS Bełchatów, zobaczymy, jak się rozwiną te rozmowy. Mam nadzieję, że pójdą w dobrym kierunku i zarówno ja, jak i klub będziemy równie zadowoleni.

    Dziękuję za rozmowę.

    Michał Krzysztofik

    Poprzedni artykułDr Jekyll, czy Mr Hyde?
    Następny artykułŚwięta na pop-rockowa nutę