Strona główna Magazyn Turystyka Małki w podróży: Zielona Góra i winobranie

Małki w podróży: Zielona Góra i winobranie

0

Już od dłuższego czasu, jak tylko zaczynaliśmy rozmawiać o najbliższych planach wyjazdowych od razu przewijał się w nich zamysł odwiedzenia Zielonej Góry. Nie wiemy dlaczego ale powracał on jak bumerang i kompletnie nie dawał nam spokoju. Koncepcje w tym względzie mieliśmy różne i często zmieniały się one jak w kalejdoskopie. W grę wchodziła zarówno jednodniowa wycieczka pociągiem, jak i weekendowy wypad z noclegiem zorganizowanym w samym centrum tak, aby było blisko do wszystkich najważniejszych atrakcji. Czasem nieśmiało przebąkiwaliśmy nawet o dłuższych pobytach lecz gdy tylko pojawiało się światełko w tunelu, wyrastała przed nami jakaś wcześniej nieprzewidziana przeszkoda lub po prostu decydowaliśmy, że tym razem pojedziemy gdzieś indziej. Można powiedzieć „Niby tak blisko, a tak daleko” 🙂 Gdy więc wreszcie uzgodniliśmy z Olą, że w tym roku nasz wrześniowy urlop spędzimy w województwie lubuskim od razu stało się dla nas jasne, że przynajmniej jeden dzień poświęcimy na zwiedzanie polskiej stolicy wina.

Tym razem, z kilku względów, postanowiliśmy pozostawić samochód przy pensjonacie w Babimoście i odbyć naszą podróż pociągiem. Po pierwsze nie musieliśmy tracić czasu na poszukiwanie parkingów oraz błądzenie po centrum kompletnie obcego nam miasta, a po drugie wysiadając na Dworcu Głównym, od Starówki dzieliło nas może z 15 minut spokojnego spaceru. Jak się później okazało pomysł z koleją okazał się strzałem w dziesiątkę bo przejazd trwał tylko około godziny, a przy tym sprawiliśmy ogromną frajdę naszej Madzi, która do dzisiaj chwali się wszystkim, jak to podczas wakacji jeździła pociągiem.

Do Zielonej Góry zawitaliśmy akurat w momencie kiedy odbywało się Winobranie. Sława tego święta dawno już przekroczyła granice naszego kraju, przyciągając z każdą kolejną edycją coraz większą liczbę gości, również z zagranicy. Możecie wierzyć lub nie ale wybierając datę wyjazdu w ogóle nie braliśmy pod uwagę, że trafimy do polskiej stolicy wina akurat w momencie najważniejszej imprezy w roku. Do dziś zachodzimy w głowę jakim cudem ten „drobny” fakt umknął nam w trakcie planowania urlopu. W każdym razie w tym roku Winobranie odbywało się w dniach 3-10 września. Towarzyszyła mu ogromna ilość koncertów, happeningów i wydarzeń kulturalnych. Można było posłuchać zarówno gwiazd rodzimej sceny muzycznej, jak i zupełnie dla nas anonimowych zespołów ludowych. Część zielonogórskich restauracji także włączyła się w obchody, oferując swoim gościom potrawy skomponowane do lokalnych win, z którymi nomen omen były razem serwowane. Jednak to co najbardziej przypadło nam do gustu działo się na Starym Rynku. Ustawiono tam niewielkie, drewniane stoiska, w których lokalne winnice z dumą prezentowały wytworzone przez siebie produkty. Każdy kto był chętny mógł zarówno skosztować regionalnych alkoholi (z czego skrzętnie korzystali miejscowi amatorzy trunków wszelakich), jak i je nabyć, co wbrew pozorom, poza Winobraniem wcale nie jest rzeczą prostą, nawet w Zielonej Górze.

Każda z winnic miała swoje własne stoisko, na którym można było nabyć wina.

Wśród pozytywnych aspektów Winobrania pojawił się jednak jeden, który momentami doprowadzał nas wręcz do furii i spowodował, że święto, z obecności na którym początkowo się bardzo cieszyliśmy, niejako stało się dla nas największą zmorą podczas spaceru po mieście. Mowa tu o mało estetycznych namiotach rodem z targu rolno-spożywczego ustawionych na części ulic Starego Miasta, w tym także na słynnym deptaku. Nie dość, że zasłaniały one większość z tego co ciekawe i warte zobaczenia, to jeszcze na dodatek sprzedawano w nich praktycznie wszystko poza tym, co związane z winem. Zapewniamy, to żadna przyjemność manewrować wózkiem pomiędzy stoiskiem z góralskimi kapciami, a takim które sprzedaje importowane z Chin zabawki, a przy tym wszystkim wdychać jeszcze zapach przypalonego tłuszczu z polowych grilli. Owszem trafiały się także perełki z różnego typu rękodziełem ale były one w zdecydowanej mniejszości. Wiemy doskonale, że to tylko jeden tydzień w roku, i że zawsze mogliśmy odwiedzić Zieloną Górę w innym czasie (co swoją drogą na pewno uczynimy, bo miasto jest tego zdecydowanie warte) ale uważamy, iż włodarze powinni pomyśleć o zamknięciu handlu w bardziej estetyczne ramy. Za przykład może posłużyć tu chociażby Wrocław, który podczas Jarmarku Świętojańskiego, stawia na swoim Rynku schludne, drewniane domki i nie dopuszcza do sprzedaży w nich, nikogo nie urażając, byle czego.

Zielona Góra – przy pomniku Bachusa.

Troszkę sobie ponarzekaliśmy ale obiecujemy, że od tej pory będzie już tylko i wyłącznie o plusach i zaletach tego urokliwego miasta, które udało nam się dostrzec w czasie krótkiego, jednodniowego pobytu. Poniżej przedstawiamy subiektywną listę tego co dla nas okazało się najciekawsze lub po prostu kupiło nasze serca.

Winne Wzgórze

Zielona Góra – Winne Wzgórze

Wśród wszystkich odwiedzonych przez nas miejsc w stolicy województwa lubuskiego, to właśnie pobyt na Winnym Wzgórzu zapadł nam najbardziej w pamięć. Do dziś na wspomnienie o słodziutkich winogronach, które zjadaliśmy prosto z krzaczków rosnących na jego zboczach zaczyna nam lecieć ślinka, a na twarz wstępuje uśmiech. Ich smak doceniła nawet Madzia, która tego dnia zjadła chyba z kilogram tych owoców. W pewnym momencie nie mogliśmy jej nawet odciągnąć od konsumpcji i musieliśmy użyć fortelu. Pamiętacie jak w bajkach, aby zmusić upartego osiołka do dalszego marszu, podstawiano mu pod nos marchewkę zawieszoną na kiju? Podobnie postąpiliśmy z naszą córką, tylko że zamiast marchewki na sznurku była kiść winogron w rękach Oli 🙂

Złapana na szaberku 🙂
Jak tu się oprzeć takim słodyczom?
Daj, daj, daj proszę!!!

Kiedy spacerowaliśmy sobie alejkami wytyczonymi wśród winorośli porastających to nieduże wzniesienie, nie mogliśmy wręcz uwierzyć, że znajdujemy się ledwie kilkaset metrów od zielonogórskiego Rynku. Ba, nie mogliśmy nawet uwierzyć, że wciąż jesteśmy jeszcze w mieście. Czuliśmy sie jakby ktoś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniósł nas w kompletnie inny region Europy – do Francji lub przynajmniej na Węgry. Dopiero później przychodziła refleksja, że przecież jeszcze 200 lat temu praktycznie cały ówczesny Grunberg otoczony był zewsząd winnicami, a tradycje ich zakładania na obszarze pradoliny Odry sięgają według różnych podań aż XII wieku.

Palmiarnia na Winnym Wzgórzu

Jednak prawdziwą ozdobą tego miejsca, według nas, jest znajdująca się na jego wierzchołku Palmiarnia, która została dobudowana do istniejącego tu wcześniej tak zwanego domku winiarza. Był to niewielki budynek, w którym przechowywano różne narzędzia niezbędne przy uprawie winorośli, a także beczki i zbiory. Jednym słowem typowe pomieszczenie gospodarcze. Kiedyś w całej okolicy można było naliczyć ich prawie 700. Niestety do dzisiaj przetrwało zaledwie kilka. Ten, o którym wspominamy wyżej pochodzi z 1818 roku i służył największej winnicy w mieście, otwartej w 1826 roku przez Augusta Gremplera. Zasłynęła ona w całych Niemczech jako pierwszy producent szampana w kraju. Zapytacie zatem skąd się wzięła w tym miejscu palmiarnia? Odpowiedź jest „bardzo prosta” i brzmi: Z chęci napicia się kawy :). Ciekawi? Już tłumaczymy o co chodzi.

Palmiarnia na Winnym Wzgórzu

W latach 60 ubiegłego wieku domek winiarza trafił pod opiekę miejskich służb komunalnych, które założyły w nim klub pracowniczy. Wkrótce jednak okazało się, że ludziom odwiedzającym to miejsce zamarzył się lokal z prawdziwego zdarzenia, w którym poza spotkaniami będzie można w godziwych warunkach napić się kawy oraz odpocząć przy rozmowach ze znajomymi. I tak w 1961 roku istniejącą, przedwojenną konstrukcję powiększono o niedużą szklarnię, w której ustawiono pierwsze stoliki dla gości. Jednocześnie dla ozdoby posadzono w donicach również pierwsze palmy. Pomysł tak spodobał się zielonogórzanom, że do kawiarni na Winnym Wzgórzu zaczęły przychodzić prawdziwe tłumy. Praktycznie od razu stało się jasne, że bez kolejnej rozbudowy się nie obędzie. Obecna szklarnia jest już piątą wersją budynku. Powstała ona w 2008 roku, a impulsem który spowodował remont stał się jej najcenniejszy skarb, czyli największy w Europie, rosnący pod dachem okaz daktylowca kanaryjskiego. Aby nie uszkodzić znajdujących się wewnątrz roślin najpierw wybudowano nowy obiekt, a dopiero później zdemontowano poprzednią, już mocno nadszarpniętą zębem czasu, konstrukcję. Dzisiaj w zielonogórskiej Palmiarni można podziwiać ponad 150 gatunków roślin oraz 7 akwariów z różnymi egzotycznymi rybami oraz żółwiami, a do tego odwiedzający mają do dyspozycji przeszklony taras, z którego rozciąga się wspaniały widok na panoramę miasta. Nie zapomniano jednak o pierwotnej funkcji tego miejsca. Wciąż można się tu napić dobrej kawy i porządnie zjeść. Jeżeli chcecie się jeszcze czegoś więcej dowiedzieć na temat Palmiarni zajrzyjcie na jej oficjalną stronę, którą znajdziecie TUTAJ.

Palmiarnia na Winnym Wzgórzu

Po krótkiej naradzie podjęliśmy z Olą decyzję, iż tym razem odpuścimy sobie zwiedzanie wnętrz i zadowolimy się tylko i wyłącznie spacerem wokół budynku oraz alejkami Parku Winnego. Dzisiaj, z perspektywy czasu, troszkę żałujemy, że jednak nie postanowiliśmy inaczej ale wtedy czas gnał jak szalony, a my nawet nie dotarliśmy jeszcze do Rynku. Zresztą, znając życie, nasza córcia i tak sprawiłaby, że za kilka minut bylibyśmy z powrotem na zewnątrz. Tak wiemy – każde tłumaczenie jest dobre 🙂 Przynajmniej mamy kolejny powód by przyjechać do Zielonej Góry jeszcze raz. Może kiedy Madzia będzie nieco starsza to okaże się bardziej wyrozumiała w tym względzie dla rodziców.

Park Winny
Winne Wzgórze – Rzeźba „Chłopiec z koniem” z 1936, wykonana z okazji Olimpiady w Berlinie
Fontanna znajdująca się przed Palmiarnią

Bachusiki

Wrocław ma swoje krasnale, Berlin niedźwiadki, a w Zielonej Górze rządzą Bachusiki. Najczęściej można je spotkać na Starówce, w najbliższej okolicy zabytków i interesujących dla nas turystów miejsc. Według ostatnich szacunków jest ich już 38 i raczej na pewno na tym się nie skończy. Pełną listę wraz z krótkim opisem możecie znaleźć TUTAJ, a przydatną w ich poszukiwaniach mapę TUTAJ. Naszym zdaniem spacer po Zielonej Górze śladem Bachusików to świetny pomysł na zwiedzanie lubuskiej stolicy. Sami łapaliśmy się nieraz na tym, że celowo rozglądaliśmy się w poszukiwaniu kolejnych figurek, a co dopiero powiedzieć o naszym dziecku, które zajęte „polowaniem’ wydawało się nie zauważać przebytych kilometrów. Podczas gdy Madzia obwieszczała wszem i wobec, że wypatrzyła kolejną „zdobycz”, uskuteczniając przy tym techniki głaskania i polerki, my mieliśmy czas na robienie zdjęć i podziwianie zielonogórskich zabytków.

Aldemedus

A teraz kilka słów o samych Bachusikach, które w odróżnieniu od swoich wrocławskich „kuzynów”, nie są grzecznymi i spokojnymi jegomościami. Oj zdecydowanie nie 🙂 Często bywają zamroczone winem, od którego pod żadnym pozorem nie stronią. Ponadto notorycznie zapominają się ubrać i potem pojawiają się w miejscach publicznych „jak je natura stworzyła” lub jedynie z przepaską z winogron, pewnie naprędce gdzieś zerwanych. Nie mówiąc już o tym, że potrafią płatać przeróżne figle i psoty. Jeden wybrał sobie niewielką palmę na Wzgórzu Winnym i udaje, że tańczy na rurze. Inny znów stwierdził, że zmierzy się ze wspinaczką skałkową i wytrwale próbuje zdobyć Wieżę Głodową i to z dzbanem wina w jednej dłoni. Także nudzić się nie można i śmiechu momentami jest co niemiara.

Transportikus
Odpadek

Niebieski Szlak Miejski

Jak najlepiej zwiedzić Zieloną Górę i mieć pewność, że nie ominie się niczego z tego co najważniejsze i najciekawsze? Wystarczy, podobnie jak my, skorzystać z niebieskiego szlaku turystycznego, który swój początek bierze w okolicach Dworca Głównego i prowadzi, aż do Amfiteatru im. Anny German, znanego niegdyś z Festiwalu Piosenki Radzieckiej, a obecnie z występów kabareciarzy. Jego trasa wiedzie przez najważniejsze zabytki miasta w tym między innymi: deptak, Konkatedrę św. Jadwigi, pomnik Bachusa, Wieżę Głodową (Łaziebną), Rynek oraz poewangelicki kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, który uważamy za najładniejszą świątynię w mieście. Szczegółowy opis niebieskiego szlaku znajdziecie chociażby TUTAJ.

Wieża Głodowa (Łaziebna)

Po przejściu całej trasy możemy powiedzieć, że nie jest ona wymagająca, a jedynym problemem dla części osób może być tylko dość spora odległość jaką trzeba pokonać (szacujemy, że minimum 15 kilometrów). Nam, z przerwami na podziwianie kolejnych zabytków i cykanie fotek zajęło to około 5 godzin. To co najciekawsze w większości znajduje się jednak stricto na Starym Mieście, więc każdemu, kto ma niedużo czasu, a przy tym chciałby jak najwięcej zobaczyć, proponujemy alternatywną trasę z pominięciem ostatniego fragmentu (Rynek-Amfiteatr) i wizytą, zamiast tego, na Winnym Wzgórzu. Nie dość, że w ten sposób możecie oszczędzić sobie chodzenia, to przy okazji na pewno nie będziecie się nudzić odwiedzając Palmiarnię lub po prostu zajadając się winogronami bezpośrednio z krzaczków. Drugą opcją jest skorzystanie podczas powrotu z komunikacji miejskiej, a dokładnie rzecz biorąc z autobusu linii 8, którym szybko można się przetransportować do centrum lub na dworzec PKP.  Oczywiście niebieski szlak nie jest jedynym, wytyczonym na terenie Zielonej Górze oraz jej najbliższej okolicy. Jeżeli jesteście zainteresowani tym tematem proponujemy zaglądnąć TUTAJ.

Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej (z przodu niestety winobraniowe namioty)
Nawet podczas Winobrania można spotkać na Starym Mieście takie puste uliczki – Ulica Masarska
Stare Miasto w okolicy Konkatedry św. Jadwigi (w tle wieża Ratusza)
Przy pomniku Bachusa

Tym razem postanowiliśmy Was nie „zanudzać” dokładnymi opisami zabytków znajdujących się na trasie szlaku lecz wskazać jedynie odnośniki gdzie można znaleźć informacje na ich temat.

Konkatedra św. Jadwigi – http://www.konkatedra.zgora-gorzow.opoka.org.pl/historia.html
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej – http://www.parafiambc.pl/index.php/o-parafii
Baszta Głodowa – http://zgora.eu/blog,7_wieza_lazienna_wieza_glodowa.html
Pomnik Bachusa – http://www.polskieszlaki.pl/pomnik-bachusa-w-zielonej-gorze.htm

Rynek

Zielonogórski Rynek z pewnością nie należy do największych, a w porównaniu chociażby ze Świdnicą, nie mówiąc już o Wrocławiu, można rzec, że jest wręcz kameralny. Braki wielkościowe nadrabia za to swoją urodą, którą zawdzięcza przede wszystkim odnowionym w ostatniej dekadzie kamieniczkom z przełomu XIX i XX wieku oraz XV-wiecznemu Ratuszowi. Mimo, że plac wytyczono już około 800 lat temu, a i dzisiaj wszystkie domy stoją na średniowiecznych parcelach, to tak na dobrą sprawę z tamtego okresu nie zachował się ani jeden budynek, który chociażby dał nam wyobrażenie na temat ówczesnego wyglądu placu. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy były wielokrotne pożary nękające miasto. Nam Stary Rynek zdecydowanie przypadł do gustu i to nawet mimo tego, że jego spora część w tym czasie była zasłonięta przez winobraniową scenę oraz domki regionalnych winnic. Uważamy, że koniecznie trzeba spędzić w tym miejscu trochę czasu odwiedzając któryś z mieszczących się tu lokali albo po prostu spacerując i podziwiając piękną przedwojenną architekturę.

Stary Rynek i Ratusz
Zielona Góra – Gotycka wieża Ratusza (XV w.)
Na Starym Rynku podczas obchodów Winobrania

Prawdziwą perełką znajdującą się na Rynku jest pochodzący z XV wieku Ratusz. Nam szczególnie spodobała się jego gotycka wieża, którą wieńczy strzelisty hełm. Co ciekawe, na skutek błędów popełnionych w 1801 roku podczas renowacji jest on lekko przekrzywiony (widać to gołym okiem np. z ulicy Krawieckiej). Od momentu powstania budynek wielokrotnie zmieniał swój wygląd oraz kolor fasady. Ostatnia przebudowa miała miejsce w 1919 roku, a jej efektem było dorobienie do północnego skrzydła kolejnego piętra oraz całkowita modernizacja i odświeżenie wnętrz. W swojej „karierze” Ratusz, poza oczywiście standardowymi zadaniami, pełnił także przeróżne, często niespodziewane funkcje. Jak jeszcze profesjonalną winnicę ulokowaną w jego podziemiach da się sensownie wytłumaczyć (Wrocław ma przecież Piwnicę Świdnicką) to już fakt, iż przez siedem lat, do czasu wybudowania nowego kościoła, odprawiano w nim nabożeństwa dla ewangelików był dla nas kompletnym zaskoczeniem. Obecnie mieści się tu między innymi restauracja oraz punkt polsko-niemieckiej Informacji Turystycznej.

Długo zastanawialiśmy się jak podsumować ten nasz jednodniowy wypad do Zielonej Góry ponieważ mamy co do tego miasta mieszane uczucia. Z jednej strony polska stolica wina potrafiła nas w sobie bezgranicznie rozkochać (Winne Wzgórze), a z drugiej mieliśmy jej po jakimś czasie dość i cieszyliśmy się z powrotu do Babimostu. Jedno jest pewne jeżeli Waszym celem jest zwiedzanie, a nie imprezowanie to w trakcie wrześniowych obchodów Winobrania omijajcie Zieloną Górę szerokim łukiem. My na pewno damy temu miastu jeszcze jedną szansę i wybierzemy się tu w jakimś spokojniejszym okresie, bo cały czas czujemy niedosyt i uważamy, że niestety nie poznaliśmy go w takim stopniu, w jakim chcielibyśmy.

Autor Michał Małko
***
Ola i Michał Małkowie są pasjonatami podróży, a ich miłości do zwiedzania świata nie przerwały narodziny Madzi. Córeczka znakomicie sobie radzi, a jak się okazuje – świat jest coraz bardziej przychylny małym podróżnikom. Ola i Michał prowadzą wyjątkowego bloga Małki w Europie: bardzo precyzyjnie podają informacje praktyczne, sprawdzone „na własnej skórze”. Swoimi doświadczeniami dzielą się także z czytelnikami Swidnica24.pl w cotygodniowym Magazynie. Wszystkie wpisy pochodzą z bloga podróżującego małżeństwa
Poprzedni artykułPiękniejszy świat Beaty: Okładka z uszami
Następny artykułWeekendowy Magazyn Swidnica24.pl