Strona główna 0_Slider Wymarzone mieszkanie okazało się pułapką. Co kryło się pod warstwą świeżej farby?...

Wymarzone mieszkanie okazało się pułapką. Co kryło się pod warstwą świeżej farby? [FOTO]

0

Bardzo się cieszyłam i byłam wdzięczna, nadal jestem wdzięczna, że tak szybko dostałam to mieszkanie – mówi pani Agnieszka, była listonoszka ze Świdnicy. Po wypadku komunikacyjnym doznała poważnego urazu mózgu. To był kamień, uruchamiający lawinę: straciła zdrowie, pracę, własne lokum i stała się osobą bezdomną. Wymarzony socjal okazał się jednak pułapką. – Dosłownie boję się o swoje życie i i nie wiem, co dalej – mówi świdniczanka, pokazując na elektryczne kable pod instalacją wodną, zniszczone okna, brak ogrzewania i rosnący na świeżo pomalowanej ścianie grzyb.

Znało ją wielu świdniczan, do których przez 16 lat docierała z listami i przesyłkami. – Kochałam swoją pracę. Cztery lata tamu, po wypadku komunikacyjnym, którego doznałam w trakcie wykonywania obowiązków służbowych, nie wierzyłam lekarce, która mówiła, że uraz mózgu jest poważny i nie powinnam wracać do pracy. Wróciłam. Po pół roku zrozumiałam, że miała rację, a ubytki neurologiczne nie pozwalają na takie funkcjonowanie, jak przed wypadkiem. Zaczęłam brać zwolnienia i urlopy, wreszcie zostałam zwolniona. Przeszłam na rentę – opisuje.

Pani Agnieszka od 19 roku życia jest osobą samodzielną. – Uciekłam z przemocowego domu jeszcze jako uczennica. Nie utrzymuję kontaktu z rodziną – mówi. Zbieg okoliczności sprawił, że dość szybko stała się właścicielką mieszkania. – Wspólnota nalegała, by skorzystać z okazji i wykupić je od miasta za 5% wartości – wspomina. Własne lokum i stała praca pozwalały realizować pasję. – Moją rodziną stały się psy – mówi, z czułością głaszcząc Gandzię i Pralinka, dwa ostatnie psiaki, jakie z nią zostały. Przez lata zapewniała psom dom tymczasowy. – Przygotowywałam je do adopcji, przez moje ręce przeszło ponad 100 psów. Uczyłam je wszystkiego, by mogły trafić do kochających ludzi.

Wraz z przejściem na rentę drastycznie pogorszyła się sytuacja finansowa pani Agnieszki. Wpadła w spiralę długów, a jedynym rozwiązaniem stało się ogłoszenie upadłości konsumenckiej. – Zostałam bez długów, z czystą kartą. Byłam jednak bezdomna – mówi świdniczanka. Trafiła do budynku przy ul. 1 Maja 23, gdzie Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej prowadzi mieszkania chronione, tzw. Jaskółki. – Tam właśnie są przyjmowane osoby, które znalazły się w ciężkiej sytuacji. Regulamin zabrania trzymania zwierząt i moje psy trafiły do znajomych. Bardzo za sobą tęskniliśmy, ile się napłakałam. Są dla mnie wszystkim!

Pani Agnieszka dokładała wszelkich starań, by pokazać, że jest osobą godną zaufania i odpowiedzialną. I prosiła o mieszkanie socjalne, by mogła zamieszkać ze swoimi psami. – Najważniejsza była dobra opinia. Nie piję, nie palę, nie jestem konfliktowa. Jestem bardzo wdzięczna, że tak szybko dostałam mieszkanie. Naprawdę jest w sam raz, dokładnie takie, jakiego potrzebuję – mówi omiatając wzrokiem kilkunastometrowy, bardzo wysoki pokój w starej kamienicy, z niewielkim aneksem kuchennym i malutką wnęką na łazienkę. – Pan wiceprezydent Krystian Werecki mówił, że jest to jedno z lepszych mieszkań. I tak wyglądało. Wiem, że to lokal socjalny i nie mam wygórowanych oczekiwań, jednak krok po kroku zaczęły się pojawiać problemy, a moje prośby zostały bez żadnej reakcji – opisuje. Mieszkanie było odmalowane, ale pod farbą kryło się wiele przykrych niespodzianek.

– Kiedy Agnieszka dostała mieszkanie, przyjechaliśmy z mężem zobaczyć, w czym możemy pomóc i uderzył nas od wejścia wygląd drzwi, które były w tragicznym stanie – mówi pani Magdalena, wrocławianka, która poznała Agnieszkę adoptując wychowanego przez nią psa. – Pod linoleum w pokoju były przegniłe, zagrzybione płyty pilśniowe. To, co odkryliśmy w łazience było przerażające. Cała historia przypominała obieranie cebuli, pod każdą warstwą było gorzej.

Malutka łazienka została wydzielona płytami, w środku których są resztki starych, zmurszałych desek. Nie ma drzwi. – Kabina prysznicowa była tak stara i brudna, że postanowiłam ją wymienić. I całe szczęście! To, co się pokazało, wprawiło mnie w przerażanie. W tej cienkiej ścianie z dykty kable zostały położone pod samą instalacją wodną! I widać, że to  było niedawno robione. Przecież mógł mnie porazić prąd, mogłam zginąć! – wskazuje na plątaninę instalacji w łazience. Odkrywa też linoleum, pod którym stoi kałuża wody. – Nie mam pojęcia, skąd ta woda. W ścianie jest jeszcze jakaś stara, zardzewiała rura. Rdza przebija przez świeżą farbę. Może to stąd? Na dodatek muszla klozetowa nie jest w żaden sposób zamocowana, a bojler wisi w bardzo niestabilny sposób na dwóch haczykach – wylicza i pyta: Jak korzystać z takiego miejsca?

Instalacja w łazience jest powiązana z instalacją w aneksie kuchennym. – Nie korzystam z kuchenki, bo się po prostu boję. W ogóle staram się jak najmniej korzystać z prądu, bo nie wiem, co może się zdarzyć. Na dodatek jest zimno. Był tu grzejnik, bardzo starego typu, zniszczony i zardzewiały. To było jedyne źródło ogrzewania przy tak wysokim mieszkaniu. Prosiłam o to, żeby zamienili ten piec na coś, co ogrzeje i na co będzie mnie stać. Zabrali stary piec, zostawiając niezabezpieczone kable, dopiero jak zwróciłam uwagę, założyli jakieś zabezpieczenia na końcówki – opisuje. I wskazuje jeszcze na dwa ogromne okna – stare, skrzynkowe, nieszczelne, pomalowane byle jak mimo ubytków kitu i pękniętych szyb. – Jest bardzo zimno, spod farby na ścianach wychodzi grzyb. Musiałam kupić osuszacz. Prosiłam w MZN o naprawę okien i usterek, o ogrzewanie, ale nikt się nawet nie odezwał.

Pani Agnieszka przy wsparciu Magdaleny i darczyńców wymieniła drzwi wejściowe i podłogę. Na resztę nie ma już pieniędzy.

– O pomoc zwróciłam się przez messenger do pani prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej i do pana zastępcy prezydenta Krystiana Wereckiego. Wysłałam dokładny opis, zdjęcia i prosiłam o pomoc, o to, by urzędnik przyszedł na wizję lokalną i zobaczył, jak to wygląda. Starałam się być bardzo grzeczna i taktowna, ale te rozmowy nie przyniosły żadnego efektu, nikt nie przyszedł. Stąd moja decyzja, by o pomoc poprosić media – mówi pani Magdalena. – Dla osób w kryzysie psychicznym, a w takim jest Agnieszka, potrzebna jest pomoc tu i teraz. Początkowo pani prezydent zadeklarowała pomoc, wyraziła nawet zdziwienie, że nikt nie przyszedł, bo przekazała sprawę dyrektorowi MZN. Po kolejnych prośbach napisała, że „Pani Agnieszka przyjmując mieszkanie wiedziała jak ono wygląda. Była to jej decyzja. To mieszkanie socjalne. Mogła nadal mieszkać w Jaskółkach, w dobrych warunkach. I podobno przyjęła to mieszkanie z radością i wdzięcznością”. Opisałam pani prezydent całą sytuację, ze szczegółami. Czy mieszkanie socjalne oznacza nienadające się do zamieszkania?

Mogłam wrócić do Jaskółek. Psy miałam oddać do schroniska? Tak, jestem bardzo wdzięczna za to mieszkanie, ale jak mam w nim mieszkać? Co mam zrobić, jeśli nikt nie jest zainteresowany, by chociaż sprawdzić, co się dzieje? – pyta pani Agnieszka.

Zgodnie z ustawą z dnia 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego lokal socjalny musi nadawać się do zamieszkania ze względu na wyposażenie i stan techniczny. Wymienione przepisy nie wskazują, co należy rozumieć przez lokal socjalny o obniżonym standardzie. Orzecznictwo wskazuje, że obniżony standard to nie „jakiekolwiek warunki”, ale warunki podstawowe, umożliwiające codzienną egzystencję, tj. dostęp do sanitariatu, bieżącej wody, światła dziennego, zapewnienie możliwości ogrzania lokalu przy prawidłowo działającej wentylacji.

Po zakończonych niczym rozmowach telefonicznych i osobistych pani Agnieszka zdecydowała się napisać oficjalne pisma do prezydenta miasta, Miejskiego Zarządu Nieruchomości i Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Pytania w jej sprawie skierowała również redakcja Swidnica24.pl. Efekt był natychmiastowy, choć nie taki, jakiego spodziewała się świdniczanka. Dzisiaj w mieszkaniu pojawiło się troje przedstawicieli Miejskiego Zarządu Nieruchomości. – Dosłownie na mnie naskoczyli, podważali każde słowo, stwierdzili, że wymieniając drzwi i podłogę dokonałam samowoli. Straszyli eksmisją, mieli pretensje, że zawiadomiłam inspektora nadzoru budowlanego – mówi roztrzęsiona. Ostatecznie jednak okazało się, że ma rację. – Był już pan wykonawca, przełoży instalacje tak, żeby było bezpiecznie. Nie mogę liczyć na wymianę okien, ale ma przyjść szklarz, wymienić pęknięte szyby i uzupełnić brakujący kit. I zostaną dostarczone promienniki do ogrzewania.

Pani Agnieszka ma nadzieję, że będzie mogła zacząć normalnie funkcjonować, a także zająć się swoim zdrowiem. – Cały czas pozostaję pod opieką specjalistów, przyjmuję leki – mówi, licząc na to, że problemy skończą się jak najszybciej i będzie mogła dokończyć kosmetyczną część remontu. Ma bardzo skromną rentę. Każdy, kto chciałby ją wspomóc w zagospodarowaniu mieszkania, może przekazać datek na pomagam.pl.

Umowa na wynajem mieszkania została podpisana na rok. Pani Agnieszka liczy na to, że zostanie przedłużona. Nie ma nikogo, kto mógłby zapewnić jej dach nad głową.

Na pytania, skierowane do Miejskiego Zarządu Nieruchomości oraz prezydenta miasta do chwili publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Agnieszka Szymkiewicz

Poprzedni artykułX Noc Bibliotek w Świdnicy z Filipem Springerem. Jakie wydarzenia w powiecie świdnickim?
Następny artykułŚlęza okazała się zdecydowanie lepsza