Po czterech miesiącach od wniesienia aktu oskarżenia Sąd Rejonowy w Świdnicy wyznaczył spotkanie w sprawie procesu kierownictwa zakładu Adler w Świdnicy. Sam proces nie ruszył, bo sąd rejonowy chce przeniesienia postępowania do wyższej instancji. Powód: precedensowy charakter sprawy. A chodzi o uciążliwe i niebezpieczne dla zdrowia substancje, jakie mają trafiać do powietrza.
- Smród wśród dziurawych przepisów. Kolejne spotkanie w sprawie firmy Adler
- Prokuratura oskarża kierownictwo zakładu Adler. Firma zaprzecza, by zatruwała powietrze. Mieszkańcy mają dość
Skargi mieszkańców kilkunastu ulic w Świdnicy – od Strzelińskiej, przez Wiśniową po Sudecką, a nawet odległą Kraszowicką, zaczęły się w 2019 roku. Ich powodem był niezwykle uciążliwy, chemiczny zapach. Jako głównego winowajcę okoliczni mieszkańcy wskazują zakład firmy Adler. Zakład rocznie produkuje włókniny termoizolacyjne i dźwiękochłonne, detale samochodowe izolacyjne, detale samochodowe przestrzenne kształtowane na gorąco, szarpankę włókienniczą i wyroby izolacyjne. Podczas procesu produkcji uwalnia się wiele składników żywic, które mają bardzo ostry, duszący zapach. Właśnie na ten chemiczny odór skarżą się świdniczanie.
W sprawę zaangażowane są starostwo powiatowe, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, prezydent Świdnicy, a od roku także pochodzący z powiatu świdnickiego wiceminister klimatu Ireneusz Zyska. Przez dwa lata Prokuratura Rejonowa w Świdnicy prowadziła śledztwo, które zakończyło się w sierpniu tego roku aktem oskarżenia. – Wciąż otrzymywaliśmy informacje o dolegliwościach. Kontrole nie wykazywały nieprawidłowości, ale skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? To nie dawało spokoju – mówi prokurator rejonowy Marek Rusin. Prokuratura podjęła niestandardowe działania i zleciła szereg bardzo wnikliwych badań. do sądu aktu oskarżenia przeciwko trzem osobom. – Dyrektor zakładu, szef produkcji oraz specjalista ds. ochrony środowiska usłyszeli zarzut, że w latach 2019-2022 zanieczyszczali powietrze poprzez skierowanie trujących substancji powstających w toku produkcji, czym obniżyli jego jakość i sprowadzili zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Za ten czyn grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności – mówi Rusin.
Żaden z oskarżonych nie przyznał się do zarzucanych czynów, a firma, która przez lata nie chciała z nikim rozmawiać, nagle zmieniła front. Z jednej strony zapraszała mieszkańców do rozmów, z drugiej groziła konsekwencjami prawnymi za rozpowszechnianie informacji, że zakład emituje trujące substancje do powietrza. W obronie firmy stanęli również związkowcy z Solidarności. Dzisiaj kilkunastu z nich pojawiło się w sądzie, ale nie zostali wpuszczeni na salę. – To jest totalna bzdura, można przyjechać, zobaczyć. Ani nie chodzi nikt w maskach, ani nic podobnego. Naprzeciwko wybudowano „Żabkę”, można spytać pani ekspedientki, czy ona mdleje. To są normalne oszczerstwa – twierdzą.
Innego zdania są mieszkańcy. Ośmioro z nich postanowiło wziąć udział w procesie w roli oskarżycieli posiłkowych, wynajęli pełnomocnika. Na jego opłacenie prowadzili zrzutkę w internecie.
W minionym tygodniu decyzję o przyłączeniu się podjęło miasto Świdnica, które również będzie oskarżycielem posiłkowym. – Nic się nie zmienia. Nadal czujemy ten zapach, choć może teraz trochę jest to mniej uciążliwe ze względu na porę roku. Rzadziej wychodzimy z domu i nie otwieramy tak często okien – mówią mieszkańcy.
Dzisiaj proces się nie rozpoczął. Przewodnicząca składu sędziowskiego Marzena Rusin-Gielniewska poinformowała o możliwości przekazania postępowania do Sądu Okręgowego. – Powodem jest precedensowy, czyli unikatowy charakter sprawy, dlatego sąd zwróci się do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu o to, aby Sąd Okręgowy rozpoznawał tę sprawę – mówi pełnomocniczka mieszkańców, oskarżycieli posiłkowych, mec. Joanna Wolak.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]