Waldemar Woźniak, który od ponad 4 lat walczy z dzikimi wysypiskami śmieci w powiecie świdnickim, zakończył trwające od maja porządki na zapomnianej przez wszystkich ulicy Robotniczej w Świdnicy. Z około 300 metrów zarośli i nieczynnego zbiornika przeciwpożarowego przy wsparciu innych społeczników i wnuka wyciągnął ponad 5 ton śmieci. Wszystkie trafiły już na legalne wysypiska.
W maju tego roku najpierw sam, a później przy wsparciu Grzegorza Matuły, Waldemar Woźniak wyciągnął z zarośli przy ulicy Robotniczej na dawnym terenie Świdnickiej Fabryki Urządzeń Przemysłowych w Świdnicy ponad 3 tony śmieci, które były tu wyrzucane przez wiele lat. Znajdował się tu cały zestaw części samochodowych, beczki po olejach i smole, stare kanapy, fotele, lodówki i monitory. W czerwcu na pomoc przyjechała grupa społeczników z Opolszczyzny, która pomogła w wysprzątaniu nieczynnego basenu przeciwpożarowego. Na apel o przyłączenie się do akcji nie odpowiedział ani jeden mieszaniec Świdnicy. Wydział gospodarki odpadami Urzędu Miejskiego, którego dyrektorem był obecny zastępca prezydenta Świdnicy Krystian Werecki, nie znalazł powodów, by do pomocy Waldemarowi Woźniakowi przydzielić osoby zatrudniane w ramach prac społecznie użytecznych. Urząd ograniczył się do zlecenia podstawienia kontenerów.
Ostatnie dwa kontenery 73-letni Waldemar Woźniak zapakował przy wsparciu 15-letniego wnuka, Patryka Bystrzyckiego. Obaj panowie załadowali własnymi rękami 2,2 tony odpadów. Miasto, jako właściciel terenu, miało obowiązek zapewnienia przewiezienia odpadów na legalne wysypisko.
Społecznik z Pszenna sprzątnął ostatnio również platformę widokową pod Modliszowem (25 worków) oraz uprzątnął powalone tam drzewo. Dotychczas bilans zebranych przez niego odpadów to w sumie 191 ton! Na tym nie koniec, pan Waldemar w planach ma porządki na drodze powiatowej Marcinowice-Zebrzydów. Czeka tylko na chłodniejsze dni, by podjąć pracę.
/red./