Ciepłą i słoneczną aurę ostatniego weekendu wykorzystaliśmy na wiosenne porządki na tarasie. Dzieci zbierały suche liście, układały donice, zbierały połamane gałęzie z drzew, które otaczają nasz taras. Uśpione rośliny w dużych donicach wystawiliśmy na ich stałe miejsca, by mogły tak jak my cieszyć się ciepłymi promieniami słońca. W tym czasie w kuchni w misce rosło ciasto drożdżowe na cynamonowe ślimaczki. Od dłuższego czasu dosłownie „chodziły” za nami takie bułeczki. Znalazłam odpowiadający mi przepis na blogu Dzieje kuchennej wiewióry. Nieznacznie go zmodyfikowałam dodając orzechy włoskie. Gdy prace na tarasie były prawie skończone, wystawiłam na stół gorącą blachę z ślimaczkami, by ostygły. Jednak jak się okazało, nie był to najlepszy pomysł, bo ślimaczki nim całkiem wystygły, zaczęły szybciutko znikać z blachy. Dzieci zajadały popijając je mlekiem. Moja starsza córeczka stwierdziła, że na określenie tych bułeczek są tylko dwa słowa: hit sezonu. Mając tak przychylną recenzję wypieku od moich nadwornych krytyków i smakoszy kulinarnych, mogę swoim drogim Czytelnikom z czystym sumieniem polecić ten przepis.
Potrzebujemy:
ciasto
75 g masła
250 ml mleka
25 g drożdży
75 g cukru
1/2 łyżeczki soli
1/2 kg mąki pszennej
nadzienie
40 g stopionego masła
50 g cukru
1/2 łyżki cynamonu
1 jajko
cukier do posypania
garść uprażonych orzechów włoskich
Masło rozpuszczamy i mieszamy z ciepłym mlekiem, wkruszamy drożdże. Rozpuszczamy wszystko, dodajemy cukier, sól, i mąkę. Zagniatamy ciasto (można to zrobić mikserem) i pozostawiamy na 40 minut do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto zagniatamy ręka i dzielimy na trzy części. Każdą rozwałkowujemy na oprószonej mąką stolnicy na kwadrat. Smarujemy masłem i posypujemy wymieszanym z cynamonem cukrem i posiekanymi orzechami. Zwijamy całość jak struclę i kroimy na 2 cm plastry. Ślimaczki układamy na wyłożonej papierem blaszce. Pozostawiamy na 30 minut do wyrośnięcia. W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 230 stopni C.
Ciastka smarujemy roztrzepanym jajkiem i posypujemy cukrem. Pieczemy 5-8 minut, aż się zrumienią. Bułeczki smakowały wybornie również drugiego dnia. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknął wystawiony talerz ze ślimaczkami dla gości, którzy odwiedzili nas ze swoimi dziećmi… Nikt z dorosłych się nie załapał 🙂
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch
PS.
Zachowajcie duże odstępy między bułeczkami – bardzo rosną! Moje, niestety, się posklejały. Dla dzieci nie był to problem – każda bułeczka wnosiła bowiem bonus w postaci sąsiadki. Pozdrawiam i życzę smacznego!