Powinienem zacząć od tego, że szczególnie polecam właśnie tę pozycję. Przyznam, że to dla mnie najważniejsza książka. Dzięki niej, a może przez nią, poznałem osobiście przed pięcioma laty jej autora. Udało mi się nawet z nim porozmawiać dobrą chwilę właśnie o „Podróżach” i moich doświadczeniach związanych z tą książką. Twórczość Kapuścińskiego jest mi znana od wczesnych lat siedemdziesiątych. Przeczytałem wszystko, co wydał, a także wiele z tego, co pisano o im. Kim jest, nie muszę chyba przypominać. Dla mnie zawsze był i będzie mistrzem. Mistrzem prostego, mądrego słowa, którym opisuje wszystko i które jest zrozumiałe bez względu na złożoność myśli przekazywanej.
Dorastałem na reportażach Kapuścińskiego. To one pokazywały mi świat i ludzi. Innych od tych znanych mi na co dzień. Pamiętam zachwyt przy czytaniu „Kirgiza schodzącego z konia” czy „Buszu po polsku”, „Hebanu”, czy „Cesarza”. Później nie mniejszy przy poznawaniu kolejnych sześciu części „Lapidarium”. Jest w „Podróżach z Herodotem” taki piękny cytat, który dla mnie jest przesłaniem, jakie niesie ta książka – „Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze – uroda życia.”
Kiedy Ryszard Kapuściński wyruszał w swoją pierwszą zagraniczną podróż, dostał w prezencie „Dzieje Herodota”. Dzieło starożytnego historyka towarzyszyło mu w wędrówkach po Indiach, Chinach, Azji Mniejszej i Afryce. W swojej książce sławny reporter opowiada o wielu fascynujących wydarzeniach politycznych i historycznych, których był naocznym świadkiem, zestawiając je z faktami opisywanymi przez Herodota. Zastanawia się, jak sposób podróżowania, przekazywania wiadomości i opisywania dziejów wpływa na rozumienie świata. I choć wydawać by się mogło, że od czasów Herodota w pracy reportera zmieniło się prawie wszystko, to jednak i współcześnie, mimo natłoku informacji z różnych części globu, trudno zrozumieć bieg historii. Dla tych, którzy chcą podjąć ten wysiłek, książka Ryszarda Kapuścińskiego jest wspaniałym przewodnikiem, przede wszystkim dlatego, że nie udziela gotowych odpowiedzi, a uczy stawiać mądre pytania.
Jak wielu miłośników Kapuścińskiego „Podróże z Herodotem” zachwyciły mnie i nadal zachwycają swoją wieloznacznością, wielowątkowością, a zarazem prostotą. Bo Kapuściński pisze prosto. Ale to wysublimowana prostota, bardzo precyzyjna, dopracowana w każdym szczególe. Autor bardzo lekko, wręcz gawędziarsko skacze z tematu na temat, prawie niezauważalnie, nie burząc konstrukcji opowieści, przenosi się w czasie i przestrzeni. Raz próbuje odgadnąć, kim był Kserkses i jaka siła pchała go do wciąż nowych podbojów. Zaraz potem zastanawia się, co czuł władca Lidii, Krezus, gdy jego władza obróciła się w pył, a on sam niemal nie zginął na stosie? Następnie przenosi się do Afryki, gdzie z Herodotem pod pachą, sfrustrowany, próbuje przesłać garść informacji z zapomnianego przez wszystkich zakątka ogromnego i różnorodnego kontynentu. Bo Kapuściński w „Podróżach” wcielił się we współczesnego Herodota, który, wciąż na nowo zadziwiony wielkością i różnorodnością świata, stara się go przybliżyć tym, którzy w ciepłych kapciach siedzą w domu w błogim przeświadczeniu, że świat wygląda tak, jak go widzą w oknie. I nieważne, czy to jest okno w ścianie domu, czy ekran telewizora, który wielu „cywilizowanych” ludzi uważa za wyrocznię i przekonani są, że świat jest taki, jak na przesuwających się, migających obrazach. A tu wcale tak nie jest. Herodot i Kapuściński, których dzieli ogromna przestrzeń dziejowa, techniczna, cywilizacyjna, w gruncie rzeczy są bardzo do siebie podobni. Obaj są dociekliwi, wciąż zadają pytania i szukają na nie odpowiedzi w drodze, w rozmowach z ludźmi, we własnych obserwacjach i dociekaniach. Podróżują, na różne sposoby przekraczają granice i zostawiają świadectwo ciągłych zmian zachodzących w świecie. „Podróże” są opowieścią mającą wiele znaczeń, którą można czytać i odczytywać na wiele sposobów. Myślę, że warto zaglądać do niej od czasu do czasu, bo jestem przekonany, że za każdym razem znajdziemy, odkryjemy w niej coś innego, fascynującego, coś, co zadziwi nas i spowoduje, że uświadomimy sobie wielowarstwowość, koloryt, wieloznaczność świata. Świata współczesnego i tego, który być może uznaliśmy za znacznie prostszy, bo odległy o tysiące lat.
I kiedy już po raz któryś skończyłem czytać „Podróże”, dostałem cztery lata temu pod choinkę „Dzieje Herodota”. Niczym Kapuściński przed pierwszą swoją podróżą. Czytam je od tej pory. Niezbyt śpiesznie, bo i język trudny, i historie opisywane zupełnie inne od dzisiejszych. Ale sprawia mi to olbrzymią frajdę.
Wacław Piechocki