Aż 9 interwencji związanych z ptakami podejmowali w minionym tygodniu świdniccy strażnicy miejscy. Sami również mieli niecodziennego gościa. Przed siedzibą jednostki przez dwa dni koczował podlot pustułki. W innej części miasta pustułka weszła wprost do domu.
Zgłoszenia związane z ptakami, zamieszkującymi Świdnicę, mamy przez cały rok, ale nasilają się one późną zimą i trwają do końca lęgów – mówi Edward Świątkowski, kierownik wydziału prewencji SM. – Dla wielu dzikich gatunków miasto stało się alternatywnym miejscem do życia wraz z kurczeniem się naturalnych środowisk. Nie dziwi więc obecność sóweczek, dzięciołów, pustułek. Jeden z podlotów dwa dni urzędował w pobliżu naszej siedziby. Siedział a to na koszu na śmieci, a to na płocie, a to na garażu.
Strażnicy nie próbowali złapać ptaka. – To był osobnik, który już opuścił gniazdo, ale jeszcze nie potrafił dobrze latać. Potrzebował trochę czasu, by „rozwinąć skrzydła” – tłumaczy strażnik.
Warto pamiętać, że o swoje młode troszczą się rodzice, które dokarmiają je zanim wreszcie samodzielnie polecą. – Dlatego nie należy zabierać podlotów z miejsca, w którym się znajdują, bo matka na pewno jest w pobliżu. Oczywiście taki ptak jest narażony na to, że zostanie zaatakowany przez koty lub rozjechany przez samochód, ale zabranie go może mieć równie złe konsekwencje, bo młodziak potrzebuje opieki rodzicielskiej – podkreśla Edward Świątkowski i dodaje, że są oczywiście sytuacje wyjątkowe, gdy ptaki są ranne lub znajdują się w miejscach, gdzie zagrożenie dla ich życia jest bardzo duże.
Tak było w przypadku pustułki, która „wylądowała” na zatłoczonym samochodami podwórzu na ul. Wrocławskiej w Świdnicy. Zdezorientowany podlot trafił wreszcie do… holu. – Trzeba pamiętać, by w takich sytuacjach nie próbować samemu brać ptaka na ręce, zresztą nie powinno się samodzielnie łapać żadnego dzikiego zwierzęcia. Warto skorzystać z pomocy. W Świdnicy współpracujemy ze Schroniskiem dla bezdomnych zwierząt, a w szczególnych sytuacjach z Fundacją „Dzika Nadzieja”. Tam są fachowcy, którzy umieją pomóc rannym zwierzętom i przetransportować w lepsze miejsce te, które znalazły się na niebezpiecznym dla nich obszarze – wyjaśnia strażnik.
Pustułka z ulicy Wrocławskiej w koszu do przewożenia kotów poczekała na fachowca ze schroniska, który przewiózł ją w bezpieczniejsze, ale nieodległe miejsce.
/asz/