– To jest niesamowita postać. To jest jeden z ostatnich żołnierzy wyklętych na naszym terenie i w Polsce. Przeszedł nieprawdopodobną historię w katowniach komunistycznych – mówił Tadeusz Grabowski, szef Świdnickiego Stowarzyszenia Patriotycznego, podczas piątkowej uroczystości w Urzędzie Miejskim w Świdnicy, w trakcie której wręczony został akt mianowania na wyższy stopień oficerski Bogdanowi Zdrojewskiemu.
Decyzję Ministra Obrony Narodowej w sprawie mianowania Bogdana Zdrojewskiego na stopień podpułkownika odczytał szef Wojskowej Komendy Uzupełnień w Kłodzku, ppłk Marek Tomaszewski. Okazją do awansu był obchodzony 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Odczytany został także list gratulacyjny od płk Piotr Rupa, szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego we Wrocławiu. – W związku z awansem na stopień podpułkownika składam na pana ręce najserdeczniejsze gratulacje w imieniu własnym i całego stanu osobowego WSW we Wrocławiu. Życzę szczęścia, dużo zdrowia i pogody ducha – stwierdził Rupa.
– Prosimy przyjąć serdeczne gratulacje oraz wyrazy szacunku i podziwu dla dokonań i zasług w walce o niepodległą, suwerenną Polskę, oraz upamiętnianie czynów bohaterów polskiego podziemia antykomunistycznego – podkreślał z kolei Stanisław Szmeruk, prezes zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w Wałbrzychu. Wtórował mu Tadeusz Grabowski, szef Świdnickiego Stowarzyszenia Patriotycznego, od wielu lat współpracujący z kombatantami. – Bogdan Zdrojewski to jest niesamowita postać. To jest jeden z ostatnich żołnierzy wyklętych na naszym terenie i w Polsce. Przeszedł nieprawdopodobną historię w katowniach komunistycznych. Połamane ręce, żebra, wiele lat przesiedział na Mokotowie. Wyszedł z tego, jest niesamowicie dzielny, pomimo tylu lat, które spędził w więzieniach. Dziękuję ci za to, że swoją postawą przekazujesz nam informacje, które wielu twoich kolegów zabrało ze sobą do grobu. Zabrało, bo zostało zamordowanych przez system komunistyczny – mówił Grabowski.
***
– Mój ojciec, Leon Zdrojewski, był żołnierzem 1 Pułku Szwoleżerów, któremu dowodził słynny generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Od początku okupacji ojciec działał w konspiracji i stało się naturalne, że na miarę swoich możliwości do walki z Niemcami zostałem włączony ja i mój brat. Już jako 10-latek nosiłem ulotki w specjalnie przerobionym tornistrze. Podczas jednej akcji wpadłem w ręce gestapo i trafiłem w Aleje Szucha. Przesłuchiwali mnie i bili po twarzy, kopali. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie interwencja ojca, który znakomicie znał niemiecki i zdołał mnie wyciągnąć – wspominał wcześniej Bogdan Zdrojewski. – Z terrorem, śmiercią, przemocą byłem oswojony. Nie zaskoczyła mnie więc wszechobecna śmierć podczas powstania. Mój ojciec został zmobilizowany i działał jako łącznik z wojskami w Puszczy Kampinoskiej. Codziennie kanałami przedostawał się za miasto. Nie było innej drogi. Mieszkaliśmy na Żoliborzu, który został bardzo szybko odcięty od reszty miasta. Mieliśmy to szczęście, że nasz dom do końca września stał, a nam wystarczyło zapasów żywności. Po kapitulacji Niemcy spędzili cała ludność do koszar przy Dworcu Gdańskim, a potem wywieźli do Pruszkowa. Ojciec ocalał, bo zdołał przebrać się w cywilne rzeczy. Kiedy wróciliśmy do Warszawy, po naszym domu nie było śladu. Nigdy nie rozważałem, czy powstanie miało sens czy nie. Wszyscy tak bardzo pragnęliśmy wolności i tak bardzo wierzyliśmy, że zwyciężymy za 2-3 dni. I nigdy ani ja, ani moja rodzina nie pogodziliśmy się z kolejną okupacją, jaka przyszła w 1945.
Zdrojewski już po przyjeździe do Świdnicy, jako zaledwie 18-latek, zaczął działać w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Organizował grupę młodzieżową w szkole – chłopcy mieli szkolenia wojskowe, ustalali nazwiska i adresy ubeków, liczebność wojsk sowieckich w mieście, pilnowali z bronią spotkań starszych członków organizacji, roznosili ulotki antykomunistyczne. Wpadł w kwietniu 1952 roku i został skazany na 15 lat więzienia. Spędził w nim 10 lat.
Michał Nadolski
[email protected]
fot. Dariusz Nowaczyński