Dyrektor ds. medycznych świdnickiego szpitala Latawiec odrzucił skargę rodziców dwuletniego Filipa, który nie został przyjęty na oddział dziecięcy, a kilka godzin później stwierdzono u niego sepsę. Chłopiec zmarł z powodu obrzęku mózgu.
Jolanta i Tomasz Kowalowie zarzucają lekarzowi świdnickiej placówki, że dopuścił się błędu medycznego, nie rozpoznając symptomów sepsy. Arnold W., który tego dnia pełnił dyżur na oddziale dziecięcym nie przyjął chłopca na oddział, mimo że rodzice dysponowali skierowaniem do szpitala, wystawionym przez lekarza pierwszego kontaktu. Filip był dodatkowo obciążony hemofilią, nie miał również fragmentu płuca. Lekarz pierwszego kontaktu stwierdził infekcję dróg oddechowych. Tej diagnozy nie potwierdził lekarz ze szpitala, uznając, że to infekcja, która nie wymaga obserwacji ani leczenia antybiotykami Kilka godzin później doszło do zarażenia organizmu i mimo wysiłków lekarzom z Wałbrzycha, a później z Wrocławia, dziecka nie udało się uratować.
Rodzice są przekonani, że ich syn mógłby żyć, gdyby pomoc nadeszła w porę. Szybka reakcja była możliwa tylko w szpitalu – uważają. Za pośrednictwem kancelarii prawnej złożyli zawiadomienie w prokuraturze i w Izbie Lekarskiej. Sprawą z własnej inicjatywy zajął się również Rzecznik Praw Pacjenta.
Dyrektor ds. lecznictwa w SP ZOZ w Świdnicy Zbigniew Kubiaczyk odrzucił skargę rodziców. Jak wyjaśnił, decyzja została podjęta po sprawdzeniu dokumentacji medycznej, karty zgonu chłopca i złożeniu wyjaśnień przez lekarza Arnolda W. oraz lekarza kierującego oddziałem dziecięcym z pododdziałem intensywnej terapii dziecięcej. Dyrektor nie dopatrzył się nieprawidłowości. Jak czytamy w odpowiedzi ze szpitala, lekarz znał historię choroby chłopca, a na podstawie „obrazu klinicznego” wykluczył zapalenie płuc i zlecił adekwatne do ustalonego stanu zdrowia leczenie. Jak wskazywali rodzice, lekarz ograniczył się do osłuchania dziecka. Nie zostały wykonane ani zlecone żadne badania dodatkowe.
W odpowiedzi na skargę czytamy, że w czasie pobytu dziecka w szpitalu 24 grudnia 2018 roku, od godziny 9.21 do 10.42 dziecko nie wykazywało objawów charakterystycznych dla sepsy. Dyrektor nie dodaje, że lekarz widział dziecko tylko podczas kilkuminutowego badania. Ponad godzinę wskazanego w piśmie czasu rodzice z dzieckiem spędzili na SOR-ze w oczekiwaniu na wizytę.
Zdaniem dyrektora posocznica dopiero się rozwijała „i jeszcze nie zamanifestowały się” jej pełne objawy, w związku z czym lekarz nie był w stanie jej rozpoznać. Skarga rodziców w całości została oddalona.
Rodzice oczekiwali nie tylko wyciągnięcia konsekwencji dyscyplinarnych wobec lekarza, ale także odsunięcia go od wykonywania obowiązków. Na to dyrektor również się nie zgodził.
Matka chłopca jest rozżalona takim stanowiskiem szpitala. Dodaje, że ani z nią, ani z mężem, nikt po zgłoszeniu skargi nie rozmawiał. Jak twierdzi, była przekonywana, że sprawą zajmie się komisja, a tak się nie stało. Dodaje też, że Filip, oprócz wybroczyn, miał wszystkie objawy sepsy: Jak mówiłam – nie jadł, był apatyczny, blady jak ściana, bolały go stawy, brzuch, miał gorączkę (czy w szpitalu miał, nie wiem, nikt nie zbadał). Nie kontaktował z otoczeniem, „odlatywał” na rękach. Jednak dla nich to za mało. Płakać mi się chce. Skoro inne mamy mi pisały, że składały skargi, jak to tak wyglądało, to ja się nie dziwię, że on dalej pracuje. A teraz mamy czekać 1-2 lata, aż będzie opinia, a pan doktor dalej pracuje, żyje jakby nic się nie stało – mówi Jolanta Kowal.
Jak już informowaliśmy, postępowanie w tej sprawie prowadzą Prokuratura Okręgowa oraz Okręgowa Izba Lekarska.
Agnieszka Szymkiewicz