Dzień Kolejarza to jedna z okazji, aby dowiedzieć się więcej o maszynach i życiu jakie wiedzie się na kolei. Muzeum Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej otworzyło się na gości przygotowując różne atrakcje.
Koleje to nie tylko środek transportu, to także mnóstwo ciekawych historii, anegdot i relacji międzyludzkich, które tworzą się między maszynistami i ich pasażerami. Atrakcji z okazji Dnia Kolejarza, który corocznie obchodzony jest 25 listopada, było wiele. Muzeum Kolejnictwa na Śląsku przygotowało niecodzienną możliwość przejechania się po tzw. Trasie Parowozowej. – Pokazujemy turystom jak wyglądało wyposażenie parowozu przed wyruszeniem w trasę. Zaczynamy od nawęglania parowozu, pokazujemy tam jak kiedyś za pomocą łopat i wózka to przebiegało. Następnie maszynista wraz z pomocnikiem smarował spody oraz nabierał wody. Później parowóz kierował się do olejarni, gdzie pobierało się wszystkie niezbędne oleje – opowiada Zbiegniew Gryzgot, prawdopodobnie najdłużej pracujący w zawodzie kolejarz.
Oprócz tego turyści mogli zapoznać się z procesem szlachowania, a także zobaczyli jak wyglądała hala wachlarzowa, gdzie naprawiano parowozy. Ostatnim przystankiem na wyjątkowej trasie jest budynek „Zapadni”. – W tym punkcie chętni mogą zobaczyć taki à la stół umocowany na czterech śrubach ślimakowych, który służy do opuszczania zestawu parowozowego oraz przestawianiu go na miejsce napraw rzemieślniczych, takich jak: wymiana łożyska czy resorów – dodaje Zbigniew Gryzgot. Po Trasie Parowozowej turyści podróżowali lokomotywą elektryczną, ponieważ aktualnie parowóz przygotowany jest do podróży mikołajkowej.
Poza zobaczeniem pociągów parowozowych i kolejowych makiet, które w doskonały sposób odwzorowują codzienne życie w pobliżach stacji kolejowych zwiedzający mieli okazję zamienić kilka słów z kolejarzami – maszynistami i zapytać ich o ciekawe historie. – W Jaworzynie kiedyś było około czterdziestu jeżdżących parowozów. Zapach pary i dymu było czuć nie tylko w pobliżu stacji, ale w całym mieście. My – maszyniści i pomocnicy byliśmy jedną wielką, kolejową rodziną. Śmiechu było co nie miara, każdy z nas miał swoją ksywę jak: Karczek, Futryna czy Dąbek i rzadko zdarzało się, żeby ktoś mówił do siebie po imieniu. Tworzyło to wyjątkowy klimat, którego dzisiaj już nie ma – wspomina Zbigniew Gryzgot.
Ostatnim punktem programu było bicie rekordu ilości osób przybyłych do Muzeum w mundurze kolejarza. W tym roku rekord ustanowiono na pięć osób.
/Tekst i foto: Artur Ciachowski/