Są takie tkaniny, po których – gdy już się rozgoszczą we wnętrzu – można odczytać charakter właściciela mieszkania. Można w tym czytać jak w otwartych księgach. Jedne są zachowawcze, stonowane, trochę mdłe, z delikatnym rysunkiem i eteryczną teksturą.
Ale są i takie, które wprowadzają niepokój, mają ekstrawertyczną, krzykliwą naturę w całości lub tylko w pojedynczych akcentach. To prawdziwe tkaninowe celebrytki. Uwodzicielki. Robią wokół siebie dużo szumu, za nic mając dobre maniery i konwenanse. Rozlewają drinki i tańczą na stole. I dzięki temu zapadają w pamięć. Gdy bywam w takim pomieszczeniu, gdzie tkaninę taką użyje się choćby w formie kolorystycznego wykrzyknika, zdarza się, że zapamiętam tylko to. A potem tęsknie wypatruję podobnej po sklepach, forach i w całej przepastnej blogosferze.
A gdy już znajdę, żeby nie wiem jakim odbywało się to kosztem, muszę zakupić. No, asertywna to ja niestety nie jestem. A potem szyję coś, kalkuluję końcową cenę, do kwoty zakupu dodaję cenę uniesień i pretensjonalnych egzaltacji, wystawiam do sprzedaży i modlę się, aby ktoś – tak jak ja sama – dał się złapać na ten lep, na te sztuczki i trzepotanie rzęsami. Bo jak się nie złapie, budżet mi się nie domyka. Ech…
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl