Niecały tydzień przed świętami to zdecydowanie dobry czas na podsumowania i życzenia. Robię to w biegu, bo u mnie sezon sprzedażowy trwa jeszcze w najlepsze. Swoją drogą zadziwiająca jest ta bezgraniczna ufność moich kochanych klientów, że pocztowcy dadzą radę to wszystko ogarnąć, dostarczyć – choćby i do Dzierżążni, albo do Siemiatycz – zważywszy na to, że oklejenie jednej koperty wszystkimi znaczkami i etykietkami trwa dobrych kilka minut. Chciałabym, aby i mnie ta dziecięca ufność tak się udzieliła.
W czasie, który spędzam w kolejce na poczcie, Wy pewnie pieczecie już pierniki, lepicie uszka, ustawiacie drzewka, wymiatacie zakamarki i w ogóle doprowadzacie swoje mieszkania do unijnych standardów. Ja to wszystko też zrobię, choć pewnie już po świętach, bo wcześniej… wiadomo, jak jest. W biegu między jednym zleceniem a drugim robię jednak różne podsumowania. I nie ma co ukrywać – są to głównie podsumowania in minus. Czyli że pewnie więcej wydałam, niż zarobiłam, w dalszym ciągu nie zrobiłam remontu sypialni, nie pojechałam w kolejną wyprawę rowerową, choć miałam na to chęć. Moimi chęciami wybrukowane są już pewnie wszystkie piekła tego świata i ościennych galaktyk, niedługo też zabiorę się za brukowanie autostrady A4, bo tam nawierzchnia szwankuje od nowości. W ogóle też nie spełniłam żadnego z noworocznych postanowień. Nic nie szkodzi. W przyszłym roku spełnię. A to się postanowienia zdziwią!
Ale był to też dobry rok. Nie dotknęły mnie żadne plagi, ani żadne klęski i nawet jeśli jedynym przyrostem miałby być przyrost masy ciała, to to już jest coś. Zrzuci się przecież te parę kg w następnym roku podczas wyprawy, która tym razem na pewno się odbędzie. Aaa, no i obrodziło mi jeszcze w kotach. Czyli że były jakieś plusy. Może nie spektakularne, ale zawsze. Umiejętność znajdywania pozytywów w każdej sytuacji dostałyśmy z siostrą po rodzicach. Uważamy to za bogate wiano, którego nie można kupić na żadnej giełdzie. Ma się to, albo nie. My to akurat mamy… Gdyby ktoś czuł się w tej kwestii zaniedbany, to mogę się trochę podzielić.
Kochani, korzystając z okazji, że dane mi jest tu gościć już drugi rok, chciałam Wam i sobie życzyć, aby spotkało Nas wszystko to, co najlepsze. Abyśmy w nowym roku stali się sławni i bogaci. Piękni i przystojni już jesteśmy (a potwierdza to TNS OBOP), więc przy urodzie los nie będzie musiał już kombinować. I aby nadchodzący czas był dla nas łagodny; by nie wykończyła nas polska gościnność ani nadmiar konwenansów. Niech będą to święta maksymalnie polskie i oldskulowe. Niech się błyszczą na choinkach światełka, a w magnetofonach niech pobrzmiewają polskie koledy z bezpłatnego dodatku Pani Domu. Zawsze to lepsze niż „Last-chrismas-aj-gejw-ju-maj-hart” w najlepszych choćby markecie w mieście. Pamiętajmy przy tym o tradycjach, o wyższości śledzia w śmietanie nad łososiem oraz bigosu nad risottem. Kochajmy polskie zwyczaje, bo w tym zachłyśnięciu się wielkim światem chyba gdzieś nam to wszystko umyka.
Ale nade wszystko zauważajmy człowieka po drugiej stronie stołu. Bo jeśli on tam jest, to już mamy powody, aby życie uważać za sukces. A jeśli ten ktoś chce z nami rozmawiać, możemy czuć się w czepku urodzeni. Ostatnio ciężko nam idzie z tą rozmową. Pełno w nas podziałów i wzajemnych pretensji. Przeczytałam nawet dziś takie zdanie u Saramonowicza: „Polacy to jedyny naród na świecie, który potrafi napaść sam na siebie i przegrać”. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było prawdziwe – pomyślałam ze smutkiem.
Takie jest więc moje najważniejsze z życzeń: nie dajmy się podzielić ludziom, dla których nie znaczymy nic. Trzymajmy się razem mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. A wtedy wszystko będzie dobrze…
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl