Strona główna 0_Slider Pediatra skazany. Nie przyjął dwulatka na oddział szpitala w Świdnicy

Pediatra skazany. Nie przyjął dwulatka na oddział szpitala w Świdnicy

0

Zdaniem prokuratury i rodziców odebrał 2-letniemu Filipowi szansę na ratunek, zdaniem obrońcy nie zawinił. Dzisiaj Sąd Rejonowy w Świdnicy wydał wyrok w sprawie pediatry zatrudnionego w szpitalu Latawiec, który nie przyjął dziecka na oddział. Chłopiec 4 dni później zmarł. Wyrok nie jest prawomocny.


Filipek Kowal z Walimia urodził się z ciężką wadą wrodzoną. Żył z jednym płucem, cierpiał na hemofilię, jako niemowlę został poparzony w inkubatorze. – Przeżył niejedną operację w swoim życiu, a mimo to dawał szczęście innym, potrafił znieść bardzo wiele – mówiła  przed Sądem Rejonowym w Świdnicy Jolanta Kowal. Matka chłopca podkreślała, że życie całej rodziny było podporządkowane leczeniu Filipa i zapewnieniu mu jak najlepszych warunków. Chłopiec mimo trudności rozwijał się prawidłowo, był jednak szczególnie podatny na infekcje i z tego powodu trafiał również do świdnickiego szpitala.

24 grudnia 2018 roku w nocy dziecko dostało wysokiej gorączki, skarżyło się na ból brzucha i nóg. Rodzice zabrali go do przychodni Medyk w Świdnicy, gdzie lekarz internista skierował chłopca do szpitala z podejrzeniem infekcji dróg oddechowych. Na wizytę w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym rodzina czekała ponad godzinę. Jak opisywali rodzice i świadkowie, chłopiec „lał się przez ręce”, był apatyczny i bardzo blady.

W tym szczególnym dniu, w wigilię świat Bożego Narodzenia, dyżur pełnił Arnold W., lekarz z 35-letnim doświadczeniem w pediatrii. Dziecku poświęcił 10 minut, podobnie jak pozostałym podczas dyżuru na SORze. Ocenił, że dziecko ma problemy trawienne, przepisał leki i zalecił leczenie domowe.

Rodzice zabrali chłopca do domu. Około 20.00 chłopiec stracił przytomność i doszło do zatrzymania krążenia. To był zimowy dzień ze zła pogodą, wezwana karetka pogotowia jechała do Walimia 40 minut. Akcję reanimacyjną podjął mieszkający w pobliżu ratownik medyczny, matka do remizy strażackiej pobiegła po tlen. Dziecko ponownie zatrzymało się w drodze do szpitala. Po ustabilizowaniu w Wałbrzychu, chłopca przewieziono do Wrocławia. Filip zmarł na rękach rodziców 28 grudnia.

Lekarz broni się, że w chwili wizyty w szpitalu choroba, która miał doprowadzić do śmierci, była w fazie utajonej i nie mógł jej rozpoznać. Wyrażał przekonanie, że nie popełnił błędu, a jego diagnoza była właściwa i adekwatna do stanu chłopca. Twierdził, ze dziecko było aktywne, broniło się przed badaniem gardła.

Innego zdania są rodzice, którzy wskazali, że ich dziecko było apatyczne, blade i bez sił. Gdyby feralnego dnia trafiło na oddział szpitalny, miałoby szansę na szybszą pomoc. Sprawa trafiła do Rzecznika Praw Pacjenta, do dyrekcji szpitala, do sądu lekarskiego i prokuratury. Dyrektor szpitala oddalił skargę, rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że doszło do naruszenia praw pacjenta, sąd lekarski w pierwszej instancji uznał winę lekarza, w drugiej – uniewinnił (sprawa trafiła do kasacji).

Prokuratura po trwającym 3 lata śledztwie skierowała sprawę do sądu, oskarżając lekarza o narażenie dziecka na poważny uszczerbek na zdrowiu, a nawet śmierć. W lutym 2023 roku ruszył proces przed Sądem Rejonowym w Świdnicy. Prokurator zażądał 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu wykonania kary na 2 lata oraz 40 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla rodziców. Pełnomocnik rodziny wniósł o pozbawienie lekarza prawa wykonywania zawodu przez rok oraz 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia.

Dzisiaj został ogłoszony wyrok. Sąd uznał winę Arnolda W. i skazał lekarza na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, zakaz wykonywania zawodu lekarza przez rok, zadośćuczynienie dla każdego z rodziców po 40 tysięcy złotych oraz pokrycie kosztów sądowych w kwocie ponad 28 tysięcy złotych. Na pediatrę nałożył obowiązek pisemnego informowania kuratora o przebiegu próby co pół roku.

W niniejszej sprawie sąd przyjął jako alternatywną opcję wskazaną w opinii biegłych sądowych, która miała na uwadze zeznania świadków. Sąd przyjął jako wiarygodne zeznania państwa – wskazała na rodziców, uzasadniając wyrok, sędzia Greta Lipelt-Paszko. – Stan zagrożenia życia i zdrowia Filipa Kowala był już w momencie wizyty w dniu 24 grudnia 2018 roku. Zaniechanie lekarza powiększyło w ocenie sądu to zagrożenie, które już występowało. Nieprawidłowe, niepełne postępowanie lekarskie zniweczyło bądź znacząco zmniejszyło szansę na ostateczne uratowanie życia pacjenta, przy podkreśleniu braku możliwości ustalenia w niniejszej sprawie, czy prawidłowe postępowanie zapobiegłoby skutkowi (śmierci dziecka, przyp. red.), czego w tym postępowaniu sąd nie badał, nie mamy bowiem tu do czynienia z odpowiedzialnością na podstawie art. 155 kodeksu karnego.

– Zachowanie, którego zaniechał oskarżony, a wskazane w opiniach przez biegłych, które były potwierdzane w opiniach uzupełniających, polegało na wykonaniu podstawowych badań laboratoryjnych i zatrzymaniu chłopca na szpitalnym oddziale ratunkowym w celu obserwacji, a znając te wyniki wyżej wskazanych badań można było podjąć decyzję o jego dalszej hospitalizacji. Oskarżony podał, że nie ma nigdzie ustalonego obowiązku wykonywania badań dodatkowych, ale w ocenie sądu nie można ograniczyć się wyłącznie do weryfikacji słuszności wystawionego wcześniej skierowania – podkreślała sędzia.

Oskarżony miał przed sobą małego chłopca, który zgodnie z relacją nie tylko rodziców, ale i świadków, był blady, osłabiony, przelewał się przez ręce, zgłaszał bóle brzucha. W ocenie sądu takie objawy powinny wzmóc czujność oskarżonego, a czujność ta powinna być tym bardziej wzmożona w sytuacji, gdy rodzice zgłaszali liczne obciążenia chorobowe chłopca, nie udawali się na wizyty lekarskie bez segregatora z całą dokumentacją medyczną – wyjaśniała.

Sędzia stwierdziła, że krzywdy i bólu rodziców, którzy stracili dziecko, nie da się wycenić. Zadośćuczynienie finansowe objęło stres i strach, jaki przeżyli 24 grudnia szukając ratunku dla syna.

Osiągnęliśmy to, co chcieliśmy – mówiła ze łzami w oczach Jolanta Kowal. – Najbardziej zależało nam na zakazie wykonywania zawodu. Oczywiście wiemy, że wyrok jest nieprawomocny i ta walka na pewno będzie trwała nadal, natomiast pokażemy innym rodzicom, że warto walczyć i postawić się, nie pozwalać na złe traktowanie dzieci.

Mam nadzieję, że ten wyrok wpłynie na innych lekarzy. Że lekarz przyjmując dziecko nie będzie traktował go sztampowo, tylko każdy przypadek będzie rozpatrywał indywidualnie, a przede wszystkim będzie słuchał rodziców – mówi Tomasz Kowal, ojciec Filipa. Rodzice nie zamierzają apelować. – Zgadzamy się z wyrokiem. Może kara pozbawienia wolności byłaby inna, gdyby inni rodzice składali zawiadomienia. Sama wiem jednak, jakie to jest trudne i ciężkie, więc cieszymy się z tego, co jest.

Jolanta i Tomasz Kowalowie wychowują jeszcze trzech synów. – Straciliśmy zaufanie do służby zdrowia. Wydaje mi się, że już do końca życia będziemy martwić się o zdrowie naszych pozostałych synów. Każdy pobyt u lekarzy powoduje lęk, czy na pewno uzyskaliśmy dobrą diagnozę.

Arnolda W. ani jego obrońcy nie było na ogłoszeniu wyroku.

Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]

Poprzedni artykułGmina Dobromierz. Budżet na rok 2025 uchwalony
Następny artykułKolejna droga powiatowa wyremontowana [FOTO]