Strona główna 0_Slider Starosta świdnicki: Słowa pani prezydent były obraźliwe dla służb i moich pracowników...

Starosta świdnicki: Słowa pani prezydent były obraźliwe dla służb i moich pracowników [WYWIAD]

0

Tego nie przeczytasz w mediach samorządowych

„Musieliśmy sami zdobywać informacje”, „Zabrakło przegrupowania PSP i WOT na tereny, gdzie było najgorzej”, „Nie dostaliśmy ani wsparcia WOT, ani innych specjalistycznych służb”, „To, czego najbardziej nam brakowało i o co pretensje mieli mieszkańcy, to dostawy worków” – mówiła w programie „Tak jest” w stacji telewizyjnej TVN24 prezydent Świdnicy, zaproszona do skomentowania sytuacji powodziowej. – To były kłamliwe słowa. Nie pozwolę obrażać służb i moich pracowników – ripostuje starosta świdnicki Piotr Fedorowicz.

Na zdjęciu starosta Piotr Fedorowicz podczas spotkania z ministrem Tomaszem Siemoniakiem w PCZK w Świdnicy. Fot. Starostwo Powiatowe

Ile służb zaangażowało się od 13 września, 14 września praktycznie do dzisiaj w działania przeciwpowodziowe na terenie powiatu?

W dniach najbardziej krytycznych, czyli mówimy tutaj o 13, 14, 15, trochę mniej o 16 września, chociaż w dolinie rzeki Piławy właśnie 16 miały miejsce największe zalania, zadysponowane były całe garnizony policji i straży pożarnej. Strażacy pracowali w trybie 24-godzinnnym. Wszystkie OSP, bez żadnego wyjątku, 43 jednostki OSP były zaangażowane w działania przeciwpowodziowe. Na dodatek ośmiu strażaków z naszej jednostki zostało zadysponowanych do działań na terenie powiatu kłodzkiego.

Które miejsca najbardziej ucierpiały w naszym powiecie?

Trudno w tej chwili przedstawić pełne podsumowanie. Wczoraj jeszcze do godzin popołudniowych jeździliśmy w te miejsca, które były najbardziej doświadczone. Na całe szczęście nikt nie zginął.

Najbardziej ucierpiały tereny gminy wiejskiej Świdnica, ale też gminy Żarów, gdzie w Gołaszycach Bystrzyca poczyniła straszne spustoszenia, gmina Dobromierz, gmina Marcinowice, gmina Strzegom.

Jakie zniszczenia są w infrastrukturze powiatowej?

Jeszcze to oceniamy, ale najprawdopodobniej konieczne będą prace w trzech lub czterech miejscach. Dwie przeprawy mostowe w miejscowości Jagodnik będą wymagały albo przebudowy, albo odbudowy. W jednym przypadku podczas przepływu Piławy powierzchnia mostowa została uniesiona do góry. Wygląda teraz tak, jakby trafiła na swoje miejsce, ale wymaga oceny fachowców. Na pewno odbudowa będzie konieczna w Kłaczynie, gdzie Nysa Szalona podmyła nam drogę powiatową. Kolejna jest droga wiodąca ze Śmiałowic do wsi Gołaszyce, też podmyta na półtora metra, wisi na samym asfalcie.

Poza tym ewakuowaliśmy dzieci z zespołu placówek specjalnych w Bystrzycy. Woda zalała piwnice, nie było prądu, wody.

Czeka nas i gminy inwentaryzacja, ale nie dostrzegłem ważnych dla lokalnej społeczności budynków, które musiałyby zostać wyłączone na dłuższy czas. Najmocniej ucierpieli mieszkańcy, którym zalało domy, firmy, gospodarstwa.

Ta powódź nie dotknęła obszarów mocno zurbanizowanych. Trudno mówić o kataklizmie w Świdnicy, Żarowie, Strzegomiu czy Świebodzicach  (poza Cierniami), Jaworzynie Śląskiej, choć współczuję wszystkim, którzy mają zalane posesje, garaże, piwnice czy mieszkania. Natomiast mocno ucierpiały obszary wiejskie i trudność całej akcji polegała na tym, że one były w dużym rozproszeniu. Od Dobromierza po Marcinowice  mamy odległość ponad 50 km. Tutaj też mieszkańcy ponieśli największe straty. Ich szacowanie wciąż trwa, na razie zależy nam na jak największym uproszczeniu procedur ubiegania się o pomoc

Pomoc do 100 i 200 tysięcy złotych dla mieszkańców, których domy i mieszkania zostały uszkodzone lub zniszczone, nie byłaby możliwa, gdyby nie wpisanie powiatu do rozporządzenia o miejscach objętych klęską żywiołową. W pierwszym rozporządzeniu powiatu świdnickiego tam nie było. W końcu zostało to uzupełnione, w bardzo szybkim zresztą tempie. Chciałam zapytać o kulisy, ponieważ pojawił się wpis pani prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej, która owszem wspomina o panu, wspomina o pani senator Agnieszce Kołacz-Leszczyńskiej, ale dziękuje bardzo też panu posłowi Ireneuszowi Zysce z Prawa i Sprawiedliwości i wskazuje na swój udział. Proszę powiedzieć, jak to zadziałało, jak faktycznie z tym rozporządzeniem?

Nie  próbowałem dociekać, bo nie było na to czasu, jakie były kryteria objęcia powiatów rozporządzeniem. W pierwszym dokumencie objęto obszary bezdyskusyjne, jak powiat kłodzki czy część Opolszczyzny. Ale też, żeby była jasność, nie było żadnych zapytań do samorządów o poziom zniszczeń, poziom ewentualnych strat. W tym momencie nie zajmowaliśmy się tym, trwała akcja ratunkowa.

Kiedy tylko dowiedziałem się, że nasz powiat nie został ujęty, zadzwoniłem do senator Agnieszki Kołacz-Leszczyńskiej, ona też była oburzona, że powiatu świdnickiego nie włączono do obszarów klęski żywiołowej. Drugi kontakt był z wojewodą dolnośląskim Maciejem Awiżeniem, który doskonale wiedział, jaka sytuacja jest na terenie powiatu świdnickiego. I to on naszemu wnioskowi udzielił wsparcia i on rekomendował premierowi, żeby nasz powiat włączyć do tego obszaru. Ostatnia rozmowa odbyła się z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Tomaszem Siemoniakiem, który specjalnie też na tę okoliczność, w ramach swojej podróży po Dolnym Śląsku, zawitał do Świdnicy i rozmawiał nie tylko ze mną, ale ze wszystkim zaangażowanymi w działania przeciwpowodziowe. Chwilę potem wojewoda podczas sztabu kryzysowego powiedział, że wpłynęły dwa wnioski, z powiatu świdnickiego i dzierżoniowskiego i oba rekomendował, a to poskutkowało poszerzeniem rozporządzenia o nowe obszary.

Był tutaj jakiś udział pana posła Zyski, pani prezydent?

Nic na ten temat nie wiem.

Czyli z panem się nikt nie kontaktował?

Nikt. Rozmawiałem z panią prezydent w tym czasie, ale wymieniliśmy poglądy i tyle. Nie było mowy o jakimś wsparciu. Nic nie wiem na temat innych działań. Traktuję takie wpisy na FB w kategoriach happeningów politycznych. Wiem również, że gdzieś w Marcinowicach pojawiało się pismo do premiera, które miało być albo wezwaniem, albo swojego rodzaju petycją o włączenie powiatu świdnickiego do tego obszaru. Z praktycznego punktu widzenia mam wrażenie, że to pismo nie miało szansy nawet dotrzeć do premiera.

Jak ocenia pan zamieszczanie w mediach społecznościowych przy okazji powodzi postów o charakterze politycznym?

Nie mam wglądu w media społecznościowe, nie ma mnie w nich. I akurat w tej sytuacji media społecznościowe są tylko rzeczą, która przeszkadza tym, którzy mają swój odcinek i mają pewne rzeczy do zrobienia. W akcjach powodziowych uczestniczyłem niejednokrotnie, ale nie jako zarządzający. Teraz musiałem podejmować decyzje w konkretnych sprawach. I nie znalazłbym miejsca  i czasu na to, żeby móc być jeszcze aktywnym w mediach społecznościowych. Więc nie czytałem tego na bieżąco i chyba jestem szczęśliwszy z tego powodu.

„W Świdnicy za zarządzanie kryzysowe odpowiada Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego. PCZK wykonuje polecenia wojewody, ten zaś rządu. W tę stronę to działa. To stamtąd docierały w takim tempie, w jakim można było transporty worków. Przekazaliśmy ich 33 000.” – to słowa prezydent Świdnicy z mediów społecznościowych. Kolejne w tej samej sprawie padły w programie TVN24.pl „Tak jest”. Mówiła: To, co nam najbardziej doskwierało i o co pretensje mieli mieszkańcy, to brak worków. Mieliśmy piasek, a na dostawy worków musieliśmy czekać”. Nie zadbaliście o Świdnicę?

Musimy zacząć od początku tej wypowiedzi. Stwierdzenie, że za działania kryzysowe na terenie Świdnicy odpowiada Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego jest kłamliwe. Wystarczy odesłać autora do ustawy o samorządzie gminnym. W zadaniach gminy leży zarządzanie kryzysowe i przeciwpowodziowe, w tym utrzymywanie magazynu przeciwpowodziowego. Natomiast w dalszej części tej ustawy jest wskazane jasno, że to prezydent, wójt jest szefem zarządzania kryzysowego na terenie danej gminy.

Patrząc na to pod kątem przepisów można powiedzieć: tak, jak włodarz na danym terenie sobie ten sztab zorganizuje, taki ten sztab ma. Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego jest swojego rodzaju koordynatorem działań gminnych zespołów.

Chciałabym się skupić na pomocy rzeczowej dla sztabów gminnych. To gmina składa do was zapotrzebowanie na worki czy sama powinna wcześniej mieć zapas?

Powinna mieć. Oczywiście znamy stan zapasów przed powodzią w gminnych zespołach zarządzania kryzysowego, w ich magazynach, bo to od tego jesteśmy i ten zapas w każdej gminie był. Niemniej skala zdarzenia spowodowała, że ten zapas trzeba było uzupełniać i przyszła w pewnym momencie informacja z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania o możliwości uzupełnienia  zapasów z magazynów Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego i Rezerw. Był prosty formularz do wypełnienia. Nikt z poziomu wojewódzkiego centrum nie kwestionował ani ilości, ani zasadności. Za chwilkę była odpowiedź, trzeba było uruchomić transport, pojechać po ten materiał i go tutaj przywieźć. Gminy często same się tym zajmowały. Tak było w Żarowie, gminie Świdnica, Strzegomiu. Jeśli mieliśmy siły w odwodzie, jechały służby powiatu albo strażacy. Worki trafiały do siedziby PSP w Świdnicy i stąd można je było odbierać. Dotyczyło to także mieszkańców.

Gminy nie stały u klamki i sztabu i nie prosiły: dajcie worki, bo nie mamy?

Nie było czegoś takiego. Staraliśmy się pomagać i zdarzył się moment, kiedy trzeba było poczekać. W wywiadzie pani prezydent w TVN24 usłyszałem, że trzy godziny trzeba było czekać aż ktoś przywiezie worki. Muszę to sprostować. Nie było takiej sytuacji. I podkreślam, to nie my byliśmy zobowiązani do tego, żeby to zaopatrzenie czynić. Natomiast robiliśmy to, wiedząc, jaka sytuacja jest w gminach. Na terenie gminy to wójt, burmistrz, prezydent bierze za to odpowiedzialność. Jeśli stan magazynowy jest niewystarczający, on musi zapewnić uzupełnienie tego stanu. To, że myśmy to robili, było wyciągnięciem ręki do samorządów. I robiliśmy, ile mogliśmy. Nie mieliśmy samochodów, które pozwoliłyby przywieźć 100 tysięcy worków jednorazowo, woziliśmy po 25-30 tysięcy. Wykorzystywaliśmy samochody służby drogowej albo straży pożarnej, jeśli akurat miała wolny moment. Zaangażowali się wszyscy. Smutne jest to, że właśnie taka ocena padła ze strony pani prezydent miasta, które na tle innych miejsc nie ucierpiało tak bardzo.

12 strażaków, kilku strażników miejskich, paru urzędników i radnych, swojego zastępcę oraz jedną osobę z biura zarządzania kryzysowego. Tyle osób wymienia pani prezydent jako wszystkie służby, którymi mogła dysponować. „Nie dostaliśmy ani wsparcia WOT, ani innych specjalistycznych służb.” – mówiła w telewizyjnym wywiadzie. Czy wszyscy inni zawiedli?

Wychodząc od przepisów, to można powiedzieć w ten sposób: Wójt, burmistrz, prezydent organizuje sobie gminny zespół zarządzania kryzysowego. Taki, jaki  zespół sobie zorganizuje, taki później w akcji ma. Więc ja nie wiem, do kogo miała pretensje pani prezydent, bo to w jej obowiązkach i w jej kompetencji jest zapewnić odpowiednie siły i środki tak, żeby to zabezpieczenie móc stworzyć.

A jak inne gminy sobie rodziły?

Nie mieliśmy żadnego sygnału, jeśli chodzi o tego typu historie, że brakuje im ludzi do zabezpieczenia z poziomu gminy. Oni oczekiwali pomocy strażaków, oczekiwali pomocy fachowej np. przy budowaniu umocnień i taką pomoc ze strony straży pożarnej otrzymywał każdy, kto jej potrzebował. Natomiast ten ciężar wykonawstwa  spada bezpośrednio na gminy. Duży ciężar wzięli na siebie mieszkańcy, którzy naprawdę tłumnie ruszyli po to, żeby ratować swoje miejscowości.

Ale czy w gminach pracowało kilku urzędników?

W gminach najbardziej doświadczonych przez powódź  zaangażowane były całe struktury urzędnicze, jednostki organizacyjne. Wójt, burmistrz, prezydent w takim momencie ma delegację do tego, żeby wezwać pracowników do pracy, tylu, ilu potrzebuje. Natomiast wiem, że nie było konieczności wzywania pracowników. Pracownicy czuli się na tyle odpowiedzialni za to, co robią, za środowiska, w których pracują, za swoje miejsce zamieszkania, za tych ludzi, którzy tam żyją, że przychodzili do pracy sami.

Czy którykolwiek burmistrz, wójt zgłaszał do pana pretensje, że nie było fachowej osoby, tak jak wskazała to również w wywiadzie pani prezydent, która by pokazał, jak tym wszystkim zarządzać?

Nie, nie odnotowałem takiego przypadku.

Wiedzieli, co mają robić?

Wiedzieli, a widziałem to od kuchni.

Świdnica zwracała się o fachową pomoc w zarządzaniu podczas powodzi?

Nie pamiętam, żeby do mnie to dotarło.

Nie było prośby o fachowca, który miałby pokazać jak i gdzie układać worki, organizować zabezpieczenia, dostawy?

Do mnie to nie dotarło. Może dotarło to na stanowisko kierowania. Ja też nie przypisuję sobie pełnej wiedzy, bo nie zawsze tam byłem. Czasami zdarzało mi się wyjechać w teren, więc nie wszystkie zgłoszenia, które przychodziły na stanowisko kierowania, są mi znane.

Beata Moskal-Słaniewska skarżyła się, że zabrakło przegrupowania PSP i WOT-u na tereny, gdzie było najgorzej. WOT-u u nas nie było, ale PSP nie przegrupowano?

Nasza sytuacja była nieporównywalna do tej w Kotlinie Kłodzkiej. Siły i środki mieliśmy wystarczające, wsparli nas kadeci z Akademii Pożarniczej.  Widzieliśmy też na ekranach telewizji, co się dzieje gdzie indziej, więc byłoby chyba nieuczciwe w stosunku do naszych sąsiadów z ościennych powiatów i tych leżących w Kotlinie Kłodzkiej, żeby angażować siły i środki, które mogły być bardziej potrzebne w innych miejscach.

Ale czy jest prawdą, że PSP nie było przegrupowywane?

Byli dysponowani wszędzie, podjęli kilkaset interwencji. Słowa pani prezydent wobec wszystkich, którzy pracowali są nieuczciwe w świetle tego, co robili także na terenie Świdnicy. Nie mogę przejść obok tego obojętnie. Służba  drogowa dwoma samochodami dowoziła piasek na Zarzecze w Świdnicy, tam, żeby ludzie mogli to workować. Myśmy wynajmowali prywatnych przedsiębiorców do tego, żeby usuwali zatory wodne w Świdnicy na mostach. Razem z wicestarostą, z komendantem straży delegowaliśmy siły i środki do likwidacji tego zatoru, który pojawił się pod nasypem kolejowym na Kraszowicach, a który zalewał dzielnicę. Część wykonawczą wzięli na siebie mieszkańcy, którzy się tam pojawili, ale to my wskazywaliśmy, co trzeba zrobić i dowoziliśmy piach, big bagi. Bardzo nieuczciwe jest mówienie tak, jakby służb powiatowych nie było, a tym bardziej Państwowej Straży Pożarnej.

A policja? Nie wspierała miasta? Jej pani prezydent nie wymieniła
.

Mam szacunek do dobrej roboty, jaką zrobiła policja. Naprawdę zaangażowano duże siły i środki. Byli wszędzie, wspierali Świdnicę, zabezpieczali drogi. Na wszelkie informacje o  zagrożeniach, o koniecznym zabezpieczeniu reakcja była natychmiastowa i błyskawiczna, więc to co usłyszeliśmy w wywiadzie, w kontekście pracy służb mundurowych, policji, straży pożarnej nie jest uczciwe. Nie jest dla mnie ważne, jak mnie ocenia. Natomiast nie pozwolę, żeby taka ocena spotkała moich ludzi, którzy byli w to zaangażowani przez 4 dni.

Na całą Polskę wypowiedziany został jeszcze zarzut, że to, czego zabrakło, to dobry przepływ informacji. „My niektóre informacje musieliśmy zdobywać samodzielnie.” – mówiła Beata Moskal-Słaniewska.

Nie wiem, o jakie informacje chodzi. Kontakt z zespołem zarządzania kryzysowego gminnego w mieście Świdnica był cały czas. Byłbym nieuczciwy, gdybym powiedział, że nie było kontaktów i nie było wspólnej pracy. Była.


A co z brakiem informacji?

Te stwierdzenia bardzo mnie dotknęły. Informacji, które przychodziły z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego, zwłaszcza te dotyczące zjawisk atmosferycznych i hydrologii, czyli stanów obecnych, stanów rzek, wód, na rzekach, na zaporach było bardzo dużo. Krytycznego dnia około 20. Od razu były przekazywane do zespołów zarządzania kryzysowego w gminach. Wójtom, burmistrzom, którzy do mnie dzwonili np. po informacje z Zapory w Lubachowie, przekazywałem na bieżąco. Trafiały również do pani prezydent. Ostatecznie stworzyłem grupę samorządowców w komunikatorze i wszyscy jednocześnie otrzymywali te same informacje. My nie jesteśmy od chomikowania żadnych  informacji.

Jak pan ocenia wszystkie zarzuty, które padły w przestrzeni publicznej, na ogólnopolskiej antenie?

Pani prezydent sama sobie zrobiła kłopot, bo na dwa sposoby można odebrać tę wypowiedź: albo była nieświadoma, co mówi, albo w sposób celowy w ten sposób się wypowiedziała. Nie wiem, który z wariantów jest gorszy. Natomiast to wszystko jest nieprawdą, poczynając od dostaw worków po działania służb.

Czy w tych najtrudniejszych dniach pani prezydent zadzwoniła do pana i powiedziała: to wszystko źle działa? Zrób coś?

Nie. Pierwszy kontakt mieliśmy w niedzielę, pytała o stan zapory. Później rozmawialiśmy wiele razy. Żadne takie zarzuty nie padły.

Jak pan ocenia pracę służb?

Na podsumowanie wszystkich działań na  pewno przyjdzie czas, ale tutaj ogromne podziękowania kieruję do wszystkich służb mundurowych, do straży pożarnej, do wszystkich druhów ochotników, którzy jak jeden mąż byli zaangażowani w akcję niesienia pomocy, ratowania życia ludzkiego, do policji, która naprawdę w sposób elastyczny i płynny pomagała nam w zabezpieczaniu trudnych miejsc. Do wszystkich służb gminnych, które naprawdę dobrze reagowały. Bez żadnego wyjątku współpraca z Centrum Zarządzania Kryzysowego naprawdę była dobra.

To doświadczenie, które razem przeszliśmy musi budzić pewne refleksje, ale pomimo tego, że nie byliśmy w stanie przewidzieć skali wydarzenia, ten ogólny efekt jest chyba dobry i to jest wynik ich pracy, to jest wynik ich trudu, ich wysiłku i za to należą im się wyrazy ogromnego szacunku i wdzięczności.

Nie pozwolę na to, żeby nieodpowiedzialne słowa niszczyły faktyczny obraz wydarzeń. Te wypowiedzi pani prezydent uderzały w ich dobre imię i podważały ich zaangażowanie, fachowość i ciężką pracę.

Dziękuję za rozmowę.

Poprzedni artykułKsiążka z okazji jubileuszu klubu „50 lat na asfalcie i parkiecie. Monografia świdnickiej piłki ręcznej” [KONKURS DLA CZYTELNIKÓW]
Następny artykułW niedzielę Żarowskie Biegi Strefowe [SZCZEGÓŁY]