Strona główna 0_Slider Zakrętki na uwięzi. Jedni rezygnują, inni zbierają nadal. Mama Mai: „Nie mam...

Zakrętki na uwięzi. Jedni rezygnują, inni zbierają nadal. Mama Mai: „Nie mam wyjścia”

0

Od 1 lipca tego roku producenci mają obowiązek mocowania plastikowych zakrętek do butelek z napojami. Od dzisiaj w życie wchodzi rozporządzenie ws. systemu kaucyjnego, który przewiduje zwrot butelek z zamknięciem. Nowe przypisy mają chronić środowisko przed zalewem drobnego plastiku, ale przy okazji uderzyły w akcje charytatywne. Część osób rezygnuje ze zbierania zakrętek, inni się nie poddają. – Nie mam innego wyjścia – mówi mama nieuleczalnie chorej Mai Tyczyno.

Maja 6 sierpnia skończy 18 lat, choć wciąż wygląda jak mała dziewczynka. Jest drugim dzieckiem w Polsce z ciężką wadą genetyczną o nazwie delecja długiego ramienia chromosomu 2. Nigdy nie będzie mówiła, do końca życia konieczne będzie pieluchowanie, nieustanna rehabilitacja i bateria leków. – Lekarze nie dawali jej szans na nic. Maja do 3 roku życia była dzieckiem leżącym, dokładnie jako trzylatka zaczęła podnosić głowę. W wieku 8 lat stanęła na nogi, ale ponieważ wypadają jej biodra, nie może chodzić samodzielnie – mówi Małgorzata Tyczyno. – To wszystko udało się osiągnąć dzięki ciężkiej, systematycznej pracy. Rehabilitacja kosztuje, na same leki miesięcznie wydajemy teraz 1470 złotych. Za kilka dni przestanie być dzieckiem i skończą się refundacje. Renta, o którą się staramy, to 1300 złotych.

Rodzina utrzymuje się z pensji ojca dziewczynki i zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 2 900 zł. – Na rehabilitację w ramach NFZ czeka się ok. 1,5 roku. Maja musi być rehabilitowana co najmniej kilka dni w tygodniu, bo inaczej stracimy wszystko, co udało się osiągnąć – mówi Małgorzata Tyczyno. – To są nasze stałe koszty i one nie znikną, bo moje dziecko nie wyzdrowieje. Marzę, by wrócić do pracy. Próbowałam, ale moja pensja wystarczyła na opłacenie opieki nad Mają. Córka nie może korzystać z ośrodków dziennego pobytu ze względu na bardzo niską odporność organizmu – Małgorzata opisuje pułapkę, w jakiej tkwi cała rodzina.

Zakrętki z butelek zaczęła zbierać kilkanaście lat temu, najpierw przy wsparciu grona znajomych, później szkół i przedszkoli. – W najlepszych okresach udawało się tyle zakrętek, że wystarczało na dwumiesięczne opłaty za leki – mówi mama Mai. I podobnie jak wielu innych rodziców dzieci z niepełnosprawnością nie zamierza rezygnować. – Nie mam wyjścia, to dla nas bardzo ważny zastrzyk pieniędzy. Nowe przepisy, dotyczące obowiązku przytwierdzania przez producentów zakrętek, nie zabraniają ani zbiórek, ani skupu. I zbieramy nadal!

Inną decyzję podjęła Fundacja „Łączy nas footbaall”, która od czterech lat w wielu miejscach w Świdnicy rozstawiła pojemniki w kształcie serc i butelek. Pozyskane ze sprzedaży nakrętek fundusze były dzielone miedzy rodziny dzieci z niepełnosprawnością. Kilka dni temu prezes Wiesław Żurek ogłosił zakończenie zbiórek i zabrał pojemniki. – Nie ma już gdzie sprzedać zakrętek – mówi prezes fundacji Wiesław Żurek. – Sprzedawaliśmy je w Pastuchowie, w firmie recyklingowej. Dwa miesiące temu ja i inne osoby zostaliśmy poinformowani, że zaprzestają skupu. Miałem już parę ton uzbieranych, porozmawiałem z szefostwem, więc jeszcze te ostatnie 5 ton wywieźliśmy. Razem z moim przyjacielem Markiem, z którym prowadziliśmy akcję, zdecydowaliśmy, żeby zakończyć zbieranie nakrętek.

Wiesław Żurek na swoim fanepage’u zapytał, co można zrobić z pojemnikami: „Kochani może ktoś ma jakiś pomysł na ich ewentualne dalsze wykorzystanie? Może jakaś instalacja reklamowa,może dałoby się przerobić je np. na kwietniki przydomowe,może,…może…??? Jeżeli byłby ktoś zainteresowany tematem,odstąpimy te „SERCA”. Niech dalej będzie z nich jakiś pożytek. Przecież ich nie oddamy na złom,bo by nam własne serca pękły.”. Pojawiło się sporo propozycji. – Pomysł jest, ale jeszcze nie chcę go zdradzać – mówi społecznik i świdnicki radny. Jeden z pojemników nieodpłatnie przekaże rodzinie Mai Tyczyno.

Pastuchów już nie skupuje, ale są jeszcze firmy w kraju, które z tego nie zrezygnowały. Jedną z nich jest podkrakowski Atus. Jak nas zapewniono, zakrętki od napojów nadal będą skupowane. Obecna cena to 80 gr za kilogram. – To znacznie mniej niż udawało się uzyskać dotychczas, ale i to nas urządza. Liczę także na to, że ceny się zmienią i będą korzystniejsze – mówi Małgorzata Tyczyno. W tej chwili jej pojemniki są ustawione przed Szkołą Podstawową nr 105 przy ul. Saperów, przed zakładem AAM przy ul. Szarych Szeregów, na ul. Galla Anonima (osiedle Zawiszów obok szkoły), w Witoszowie, Lutomi. Nakrętki można oddać również na targowisku w Świebodzicach i w Body Art przy ul. Wałbrzyskiej w Świdnicy. Małgorzata odkupiła dodatkowo dwa używane pojemniki i czeka na zgodę świdnickiego magistratu na ich ustawienie. Zbiera wszelkie nakrętki plastikowe, także duże po kawach lub środkach czystości.

– Cała sytuacja dla wszystkich rodziców jest uwłaczająca. Ale musimy walczyć dla naszych niepełnosprawnych dzieci – mówi mama Mai.

Agnieszka Szymkiewicz
fot. asz
Wykorzystano zdjęcie udostępnione w mediach społecznościowych przez Wiesława Żurka

Poprzedni artykułZa naczepę grozi mu nawet więzienie
Następny artykułPaliło się zboże między Świdnicą a Witoszowem [FOTO]