Strona główna 0_Slider „Był bardzo blady. Myślałam, że ma białaczkę”. Trwa proces po śmierci 2-letniego...

„Był bardzo blady. Myślałam, że ma białaczkę”. Trwa proces po śmierci 2-letniego Filipa

0

– Był bardzo blady, wręcz biały, powiedziałam do męża, że chłopiec może mieć białaczkę – mówiła dzisiaj w świdnickim Sądzie Rejonowym 30-latka, która w wigilię 2018 roku razem z rodzicami Filipa Kowala czekała na przyjęcie dziecka w szpitalu Latawiec. Była przekonana, że dzieci spotkają się na oddziale. Jej syn tam trafił, 2-letni Filip Kowal nie. Zmarł 4 dni później, a prokuratura oskarżyła pediatrę o narażenie Filipa na poważny uszczerbek na zdrowiu. Proces trwa od lutego 2023r.

Filip Kowal przyszedł na świat obciążony wrodzoną torbielowatością płuc i hemofilią, jako miesięczny dziecko został poparzony w inkubatorze. Kolejni specjaliści, kolejne szpitale – tak wyglądało życie całej rodziny. Jolanta i Tomasz to zawodowi żołnierze, więc nie załamywali rąk i walczyli o zdrowie synka, starając się dawać mu także jak najwięcej normalnych chwil. Dzięki ich staraniom dziecko rozwijało się prawidłowo, ale bardzo gwałtownie reagowało na każdą infekcję. Na początku grudnia 2018 roku 2-letni Filipek zaczął kaszleć, miał katar. Rodzice byli z chłopcem u lekarzy, wdrażali zaordynowane leczenie. W nocy 23 grudnia jego stan się pogorszył, skarżył się na ból brzucha, miał gorączkę. Rano rodzice byli u lekarza w przychodni Medyk w Świdnicy i otrzymali skierowanie do szpitala. W wigilię, zaraz po 9.00, rodzice z Filipem byli na SORze w szpitalu Latawiec. Przyjęcie system zarejestrował o 9.21.

Czekaliśmy godzinę, aż pan doktor Arnold W. zejdzie. Mąż chodził i prosił, że syna boli. Dopiero jak zebrało się czworo dzieci, pan doktor zszedł. Filip był bardzo słaby, myśleliśmy, że z niewyspania. Doktor go osłuchał, na brzuch nawet nie spojrzał, nie słuchał, jaką Filip ma historię chorobową. Zrobił nam wykład o kupie ze względu na ból brzucha. Zgłaszałam, że od godziny 00.10 skarży się na ból, była gorączka i jest osłabiony, nie je, mało pije. Pan doktor kazał robić inhalacje, bo to przeziębienie i siedzieć w domu, a w razie bólu podać pedicetanol – opisuje matka. Koniec przyjęcia w szpitalu – 10.42.

Tego samego dnia około 20.00 Filip po kilkugodzinnym śnie obudził się z bardzo wysoką gorączką, lał się przez ręce, w pewnym momencie przestał oddychać.

Po dramatycznej akcji ratunkowej, kolejnym zatrzymaniu w karetce, odmowie przyjęcia w szpitalu w Wałbrzychu, Filip ostatecznie trafił do Wrocławia. 26 grudnia pojawił się obrzęk mózgu, a lekarze stwierdzili sepsę. 28 grudnia mózg chłopca umarł, dziecko zostało odłączone od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe.

Rodzice są przekonani, że gdyby Filip 24 grudnia został przyjęty na oddział dziecięcy szpitala w Świdnicy, miałby szansę na szybszą pomoc i przeżycie.

6 kwietnia 2022 roku Okręgowy Sąd Lekarski wydał orzeczenie skazujące, dotyczące postawy etycznej lekarza. Zastosowano półroczny zakaz wykonywania zawodu oraz obowiązek pokrycia kosztów procesu przez Arnolda W. Wyrok nie jest prawomocny i w tej chwili trwa postępowanie odwoławcze przed Naczelnym Sądem Lekarskim w Warszawie.

Zawiadomienie o błędzie lekarskim, który mógł doprowadzić do śmierci Filipa, 31 stycznia 2019 roku dotarło do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. Ostatecznie sprawa została przeniesiona do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. 29 czerwca 2022 Prokuratura Okręgowa w Świdnicy skierowała do Sądu Rejonowego w Świdnicy akt oskarżenia przeciwko Arnoldowi W., utrzymując postawiony w kwietniu zarzut. Jak wyjaśnia prokurator Orepuk, nie było podstaw do zarzucenia lekarzowi nieumyślnego spowodowania śmierci. 13 lutego 2023 roku przed Sądem Rejonowym w Świdnicy rozpoczął się proces.

Arnold W. zaprzecza zarzutowi, twierdzi, że chwili przeprowadzonego przez niego badania, które – jak twierdzi -wykonał w sposób prawidłowy, dziecko nie wymagało hospitalizacji, anie nie zgadza się z opinią, ze przyczyną zgonu była sepsa. W zeznaniach, które złożył w prokuraturze mówił m.in. – Chciałem zbadać gardło i poprosiłem ojca, by przytrzymał dziecko, gdyż z doświadczenia wiem, że dzieci nie pozwalają sobie zajrzeć do gardła. W trakcie badania chłopiec odwrócił głowę, więc zwróciłem uwagę ojcu, by przytrzymał głowę dziecka, gdyż muszę to badanie wykonać. Przytrzymał dziecko i zajrzałem do gardła – opisywał w prokuraturze. – Gdyby stan dziecka był ciężki, jak opisują to rodzice, widziałby to doktor B. (z przychodni, przyp. red.) i wezwałby karetkę – podkreślał Arnold W. Wskazał także, że podczas segregacji triażowej na izbie przyjęć pielęgniarka ocenia stan pacjenta i gdyby był on ciężki, Filip nie zostałby zakwalifikowany jako pacjent, który może oczekiwać.

Rodzice od początku mówili, że Filip lał się przez ręce, nie był w stanie usiąść, cały czas skarżył się na ból brzucha i był bardzo słaby. Podkreślali, że bardzo prosili personel szpitala Latawiec o sprowadzenie lekarza, bo z ich synem jest coraz gorzej. Według danych szpitala, oczekiwanie na Arnolda W. trwało ponad godzinę.

Dzisiaj przed sądem zeznania złożyła 30-letnia kobieta, która 24 grudnia trafiła na SOR ze swoim synem, któremu do szpitala skierowanie wypisał pediatra z przychodni na Osiedlu Młodych. – Mój syn miał podejrzenie zapalenia płuc, ale był żywym dzieckiem, tam chodził sobie na poczekalni, natomiast syn pani Jolanty leżał u niej na kolanach. Mówił, że go bardzo boli brzuszek, wręcz po prostu jęczał, że go boli – opisywała, podając, że siedziała tuż obok i dobrze widziała oraz słyszała. – On próbował przysypiać, był bardzo blady, wręcz biały, zwróciłam się do męża, myślałam, że po prostu chłopiec ma białaczkę – przypominała wydarzenia sprzed prawie 5 lat. Dodała, że ojciec szukał pomocy, prosił personel, by lekarz zszedł. One jednej z osób, wg świadka, miał usłyszeć, ze lekarz przyjdzie, jak zbierze się więcej dzieci. Tak się stało dopiero wtedy, gdy oczekujących małych pacjentów było czworo. Kobieta oceniał, ze oczekiwała na przyjęcie około 2 godzin. – Po wyglądzie chłopca przypuszczałam, że spotkamy się na oddziale. Tak się nie stało. Mój syn został przyjęty, a on nie. Kilka dni później dowiedziałam się, że zmarł.

dzisiaj zeznania miał złożyć również lekarz, który ratował Filipa w karetce podczas trasy z domu do szpitala w Wałbrzycha. Medyk mimo dwóch wezwań nie stawił się i sąd nałożył grzywnę w wysokości 1000 złotych.

Proces będzie kontynuowany.

Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]

Poprzedni artykułZbliża się jubileuszowy 80. Tour de Pologne. Peleton przejedzie przez powiat świdnicki [HARMONOGRAM/MAPKI]
Następny artykułW Dzień Psa wsparli zwierzaki ze świdnickiego schroniska. Udało się zebrać ponad 14 tys. złotych!