Blisko cztery miliony złotych ma otrzymać rodzina pacjentki Regionalnego Szpitala Specjalistycznego „Latawiec” w Świdnicy, która piętnaście lat temu została przyjęta na planowy zabieg artroskopii kolana, a placówkę medyczną opuściła w stanie wegetatywnym. Zdaniem świdnickiego sądu lekarze „nie dopełnili ciążących na nich obowiązków w zakresie należytej staranności, przede wszystkim na etapie diagnozowania choroby i tym samym doprowadzili do szeregu powikłań zdrowotnych oraz cierpień fizycznych i psychicznych” u pacjentki. Wyrok sądu nie jest prawomocny.
W wakacje 2007 roku wówczas 44-letnia Beata Szymańska-Szczech, która pracowała jako nauczycielka klas młodszych w Szkole Podstawowej nr 4 w Świdnicy, podczas rodzinnego spaceru doznała urazu kolana. – Padał deszcz, było mokro. Żona szła w klapkach, pośliznęła się i upadła. Z bólem w lewym kolanie trafiła do szpitala w Świdnicy – opowiadał kilka lat temu jej mąż, Janusz Szczech. Kobieta została przyjęta na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej, gdzie przeszła zabieg artroskopii. Ten przebiegł bez przeszkód, jednak problemy zaczęły się następnego dnia. – Żona zaczęła odczuwać duszności, było jej słabo, zemdlała podczas toalety. Obecna była przy tym nasza córka. O problemach zostały powiadomione pielęgniarki, które stwierdziły, że to jest normalne po operacji – opisywał mąż kobiety.
– Reakcja personelu ograniczyła się jedynie do podania aparatu tlenowego, uchylenia okna szpitalnego i pozostawienia pacjentki bez dalszego nadzoru. W ocenie personelu nagła utrata przytomności była wynikiem osłabienia pooperacyjnego, a także normalnym następstwem wcześniej przeprowadzonego zabiegu i nie wymagała niezwłocznego przeprowadzenia diagnostyki lekarskiej. Niestety, po kilku epizodach zasłabnięcia u pacjentki doszło do nagłego zatrzymania krążenia powodującego konieczność podjęcia kilkudziesięciominutowej akcji resuscytacyjnej. Jako przyczynę zatrzymania krążenia wskazano masywną zatorowość płucną. Po odzyskaniu pracy serca i przywróceniu krążenia, pacjentkę przekazano do Oddziału Intensywnej Terapii. Chorą zaintubowano podając tlen i leki według zaleceń anestezjologicznych. Jej stan określono jako bardzo ciężki – pozostawała nieprzytomna i nie reagowała na bodźce zewnętrzne – przywołuje teraz Maciej Kwiecień z kancelarii odszkodowawczej Marshal z Dzierżoniowa.
Na oddziale intensywnej terapii kobieta przebywała przez kolejne trzy miesiące, po których została wypisana do domu z zaleceniem kontynuacji opieki i rehabilitacji w warunkach ambulatoryjno-domowych. – Pomimo intensywnego leczenia i powolnej stabilizacji stanu zdrowotnego pacjentki, nie udało się uzyskać powrotu świadomości. Przez kilkanaście lat kobieta pozostawała w przewlekłym stanie wegetatywnym, bez jakiegokolwiek kontaktu logicznego z otaczającym ją światem zewnętrznym. Całkowicie niezdolna do samodzielnej egzystencji, wymagała całodobowej opieki związanej z karmieniem, przewijaniem i usprawnieniem ruchowym – zwraca uwagę Kwiecień.
W 2015 roku najbliżsi członkowie rodziny postanowili wystąpić na drogę sądową. – Nie wiem, kto popełnił błąd, ale zabrakło szybszej reakcji, bo symptomy zatorowości trwały dość długo. Opieka pooperacyjna na pewno nie była taka, jak być powinna – mówił mąż poszkodowanej pacjentki, który żądał w imieniu żony dwóch milionów złotych odszkodowania i zadośćuczynienia, a także comiesięcznej renty w wysokości dziewięciu tysięcy złotych.
W sprawie wykonano kilka ekspertyz medycznych. W początkowym okresie procesu biegli podkreślali, że wykonanie zabiegu artroskopii odbyło się w zgodzie z obowiązującymi standardami sztuki lekarskiej i aktualną wiedzą medyczną, natomiast późniejszy stan zdrowia kobiety miał być zwyczajnym następstwem powikłania „mieszczącego się w granicach ryzyka zabiegu, nie zaś wskutek nieprawidłowego postępowania medycznego”. – Pozwany szpital na etapie postępowania sądowego wielokrotnie zaprzeczał wszelkim twierdzeniom i zarzutom strony powodowej, co do nieprawidłowego leczenia niepełnosprawnej kobiety w szpitalu. Według niego powództwo nie było zasadne i winno było zostać oddalone w całości ze względu na uzyskanie od pacjentki świadomej zgody do przeprowadzenia leczenia operacyjnego. W jego ocenie obserwacja stanu pacjentki oraz monitorowanie wskaźników krwi i tętna były wystarczającymi czynnościami, a całokształt działań podmiotu leczniczego w zakresie dalszej hospitalizacji – zgodny z przewidzianą sztuką lekarską – przytacza przedstawiciel firmy, która w imieniu rodziny zajęła się dochodzeniem odszkodowania i zadośćuczynienia.
Inaczej sytuację oceniono w opiniach sporządzonych przez biegłych – kardiologa i anestezjologa. – Zgodnie wskazali na szereg uchybień, tj.: brak natychmiastowego powiadomienia lekarza o zaistniałych omdleniach, brak pomiaru podstawowych parametrów życiowych i stosowania ciągłego monitorowania elektrokardiograficznego, pozwalającego na wcześniejsze rozpoznanie powikłań zatorowych; nieadekwatna reakcja w stosunku do pojawiających się omdleń w postaci biernej tlenoterapii, która dodatkowo mogła maskować objawy rozwijającej się zatorowości płuc oraz istotne braki w dokumentacji medycznej. Powyższe nieprawidłowe działania pracowników szpitala uniemożliwiły wykonanie diagnostyki w kierunku tworzącego się zatoru tętnicy płucnej, co mogło w sposób znaczny zmniejszyć ryzyko uszkodzeń neurologicznych, poprzez wcześniejsze zastosowanie intensywnego leczenia. W przypadku omdleń we wczesnym okresie pooperacyjnym, personel medyczny był zobligowany do rozważenia prawdopodobieństwa wystąpienia klinicznych powikłań zakrzepowo-zatorowych – opisuje Kwiecień.
27 maja 2022 roku zapadł wyrok w tej sprawie. Finału trwającej siedem lat sądowej batalii nie doczekała Beata Szymańska-Szczech, która zmarła w marcu 2019 roku. – Sąd Okręgowy w Świdnicy orzekł, że lekarze zatrudnieni w pozwanym szpitalu nie dopełnili ciążących na nich obowiązków w zakresie należytej staranności, przede wszystkim na etapie diagnozowania choroby i tym samym doprowadzili do szeregu powikłań zdrowotnych oraz cierpień fizycznych i psychicznych u powódki. Sąd w sposób bezsprzeczny uznał, że doszło do rażących błędów, w tym zaniechań personelu medycznego, które miały bezpośredni wpływ na uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia i w konsekwencji śmierć powódki, gdyż przyczyna omdleń pacjentki wymagała wyjaśnienia, zwłaszcza w sytuacji trzech incydentów. Wymaganej diagnostyki nie dokonano ani po pierwszym, ani po drugim incydencie utraty przytomności przez pacjentkę. Nie przeprowadzono również pogłębionego wywiadu i nie wdrożono postępowania diagnostycznego, choć powyższe powinny być dla personelu medycznego obligatoryjne. Ograniczenie czynności wobec pacjentki do wietrzenia pomieszczenia i podania biernej tlenoterapii było niewystarczające – przytacza przedstawiciel kancelarii odszkodowawczej.
Jak dodaje, na rzecz bliskich zmarłej kobiety zasądzono świadczenia w łącznej wysokości blisko czterech milionów złotych. Według wyliczeń przekazanych przez Marzenę Rusin-Gielniewską, rzecznik Sądu Okręgowego w Świdnicy, na rzecz dwojga członków rodziny zasądzono po 750 tys. złotych zadośćuczynienia oraz po blisko 58 tys. złotych odszkodowania – z ustawowymi odsetkami od 31 maja 2014 roku, a także świadczenie rentowe, które przysługiwałoby poszkodowanej pacjentce, w wysokości po 4575 zł miesięcznie za okres od czerwca 2015 do marca 2019 roku.
Wyrok sądu nie jest prawomocny. Jak informuje Łukasz Czajkowski z Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Świdnicy, szpital nie zgadza się z wyrokiem Sądu Okręgowego w Świdnicy i będzie wnosił apelację w tej sprawie. Przedstawiciele szpitala nie zamierzają komentować sprawy.
Michał Nadolski
[email protected]