Zapakowani prawie po dachy swoich samochodów w słoneczne, środowe popołudnie Marek Miecznikiewicz, nauczyciel Zespołu Szkół Specjalnych i Adrianna Kaszuba, prezeska Fundacji Mam Pomysł i kierowniczka Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Świdnicy wyruszyli w drogę. Marek przejedzie 4 600 km. Ada trochę mniej. Wiozą jedzenie, leki, środki higieny, karmę dla zwierząt, trochę drobnych rzeczy dla wojska. – Tylko napisz, że jedziemy do konkretnych miejsc, a pomoc trafi bez żadnych pośredników – podkreśla Marek.
Na zdjęciu Ilia Sydorets, Adrianna Kaszuba i Marek Miecznikiewicz
– Będzie to trzecia podróż i teraz wyruszam do Czernihowa przez Lwów, Tarnopol, Chmielnickie, Winnicę, Umań i Kijów wraz z Adą. Zatrzymamy się u zaprzyjaźnionego Saszy z Czernihowa, którego rodzinę, dwie siostry i ich dzieci, podczas pierwszego wyjazdu przywiozłem z Tarnopola, dokąd uciekli z bombardowanego Czernihowa – opisuje społecznik.Tą rodziną, jak kilkoma innymi, zaopiekował się Ilia Sydorets, były mistrz bokserski Ukrainy, dziś mieszkający i trenujący w Świdnicy. Ilia z wielkim zaangażowaniem wspiera Marka w jego kolejnych wyjazdach.
Teraz z Saszą pojedziemy do punktu zbornego, gdzie zostawię jedzenie, tutaj też trafi część karmy dla zwierząt i leków. Z 260 tysięcy mieszkańców Czernihowa zostało na miejscu 100 tysięcy. Są nadal bez niczego, bez prądu, gazu, wody, bez niczego, więc można sobie wyobrazić ogrom cierpienia i potrzeb – mówi Marek. – Stamtąd Adrianną jedziemy do Umiania, skąd ona wróci do Polski, a ja pojadę dalej, nad Morze Czarne do Odessy. Pod Umianiem jest miejscowość Chrystyniwka i tam właśnie zatrzymam u zaprzyjaźnionych ludzi, wśród których jest Muraha, prawdziwy Kozak. On właśnie zawiezie na front trochę rzeczy, które mam dla wojska.
Dalsza droga wiedzie przez Odessę, gdzie zostaną rzeczy dla dzieci, przede wszystkim dla niemowlaków, których najbardziej brakuje ze względu na zerwane dostawy do aptek i sklepów. Eskapada zakończy się na Ukrainie w Mikołajowe i za Mikołajowem, w Kalinowce. Tutaj dostarczone zostaną karma i leki dla zwierząt w dwóch schroniskach.
Skąd wszystkie dary? – To jest właśnie to! To jest moim zdaniem bohaterskość ludzi, którzy pomagają finansowo i przekazują dary – podkreśla Marek. On sam za wszystkie oszczędności kupił busa, pokrywał koszty dotychczasowych wyjazdów. – Co tu dużo mówić, zostałem goły. Pomyślałem więc, że trzeba zapytać o pomoc.
Odzew był bardzo duży. Były darowizny na paliwo, bus wypełniły dary z Hufca ZHP, magazynów miejskich przy ul. Folwarcznej i Długiej 33 i ogrom osób prywatnych. – I panie ze sklepu zoologicznego przy Kopernika, mama i córka. Kochane dziewczyny, zrobiły paczkę dla Olgi do Mikołajowa. Kiedy jechałem poprzednio do schroniska Olgi, po drodze, kiedy widziałem takie miejsca, gdzie ludziom jest bardzo ciężko, rozdałem całe jedzenie dla ludzi. Została mi tylko karma dla zwierząt i dla Olgi nie miałem już nic. I teraz dostałem dla niej specjalną paczkę z zaznaczeniem: Spróbuj jej tylko tego nie dać! – śmieje się Marek. I uzupełnia listę. – Jeszcze schronisko dla zwierząt zrobiło zbiórkę, a po drodze mamy odebrać dary z Katowic, Krakowa. Przemyśla. Jeszcze nie wiem, gdzie ja to wszystko zmieszczę…
Marek i Ada na Ukrainę wiozą około dwóch ton darów. – Taki transport jak nasz ma ogromne znaczenie – podkreśla inicjator wyjazdu. – Przede wszystkim dlatego, że nie będzie żadnych pośredników. Docieram wprost do potrzebujących i wiemy, że na pewno otrzymają każdą rzecz, którą zabraliśmy.
Jak się zaczęła współpraca schroniska z Markiem Miecznikiewiczem? – Od naszej znajomości – śmieje się Adrianna Kaszuba. – Współpracujemy od ośmiu lat, od akcji ratowania szczeniaków w Boleścinie. Kiedy Marek wspomniał przy pierwszym wyjeździe o możliwość naszego, schroniska, udziału, wówczas może nie zaszaleliśmy, bo ładowaliśmy karmę ze swoich zasobów. Tamta zbiórka nie była spektakularna, natomiast teraz jestem zaskoczona, jak dużo udało się zebrać. Ja zabrałam przede wszystkim dużo karmy i środki higieniczne.
Na wyjazd dzięki zbiórce przez pomagam.pl udało się zebrać około 1700 złotych, część datków wpadła do puszki podczas kiermaszu wielkanocnego w ostatnią niedzielę. W sumie tego dnia zebrano 4 300 złotych. Pieniądze zostaną przede wszystkim przeznaczone na pomoc podopiecznym schroniska. – Nasze zwierzaki są priorytetem, to nasz numer jeden, więc z całą pewności nie wyłożymy 1000 procent z siebie, by pomagać na Ukrainie, bo bezdomnych zwierząt w Polsce, niestety, nie zabraknie.
Społecznicy są przekonani, że będą kolejne wyjazdy. – Wiele osób nastawiało się na pomocowy sprint, ale teraz już wiadomo, że czeka nas maraton – dodaje Adrianna Kaszuba. Przy okazji obiecuje, że obecną podróż będą oboje relacjonować w mediach społecznościowych.
Agnieszka Szymkiewicz