Ojciec przez kilka godzin walczył o przyjecie dotkniętych silną biegunką i wymiotami dwóch małych synów na oddział dziecięcy świdnickiego szpitala. Dzieci w kale i wymiocinach w poczekalni SOR-u spędziły ponad 3 godziny. Szpital tłumaczy oczekiwanie zaplanowaną aktualizacją systemu elektronicznego i dodaje, że ojciec miał dostęp do łazienki. Rodzice są oburzeni. – Jak można w ogóle uzależniać udzielenie pomocy od formalności! – mówi matka chłopców.
2-letni Ignacy oraz 3-letni Dominik nabawili się grypy żołądkowej, której towarzyszyła biegunka oraz wymioty. Skala dolegliwości wywołała zaniepokojenie u rodziców, którzy postanowili zwrócić się o pomoc do medyków. Według relacji rodziców w niedzielę, 23 stycznia, około godziny 1.00 w nocy ojciec zawiózł dzieci do świdnickiego Latawca. – Na szpitalnym oddziale ratunkowym zostali przekierowani do pogotowia, na nocną opiekę świąteczną. Tam lekarka powiedziała, że najlepiej będzie im w domu. Mąż poprosił o taką decyzję na piśmie. Lekarka w tej sytuacji wystawiła skierowanie do szpitala. Po powrocie na SOR, po pewnym czasie przyszła do nich lekarz pediatra z oddziału dziecięcego, która również miała mówić, że dzieciom lepiej będzie w domu. Po kolejnej prośbie o przedstawienie tego na piśmie okazało się, że lekarka przyjmie dzieci na oddział. To była godzina 2.00 w nocy – opisuje pani Anna, mama Ignacego i Dominika.
– Lekarka zaznaczyła jednak, że szwankuje jej system komputerowy, dlatego poinformowała, że dzieci zostaną przyjęte za godzinę. Ostatecznie to zajęło to znacznie dłużej. Chłopcy w tym czasie byli w kale, w wymiocinach i odwodnieni. Czekali na korytarzu, bez dostępu do prysznica, bez jakiejkolwiek pomocy. Mąż przewijał synów na podłodze. W międzyczasie podejmował próby interwencji i ponaglał lekarkę, ale nie przyniosło to rezultatu. Cały czas tłumaczono, że nie działa system komputerowy. Tylko co to kogo obchodzi, że system nie działa? Prąd był. Można było zapewnić dzieciom dostęp do bieżącej wody, do kroplówki, do łóżka przede wszystkim. Po wielokrotnych telefonach i prośbach o pomoc lekarka przyjęła dzieci po trzech godzinach na oddział – relacjonuje matka chłopców.
***
W dniu publikacji pierwszego materiału prasowego, 24 stycznia, szpital poinformował, że udzieli odpowiedzi w sprawie tej sytuacji po zbadaniu sprawy. Dzisiaj otrzymaliśmy zapowiadaną odpowiedź:
„Odpowiadając na Państwa zapytanie dot. skargi złożonej przez rodziców dwójki dzieci w wieku 2,5 oraz 3,5 lat, związanej ze świadczeniami medycznymi udzielonymi dzieciom w dniu 23 stycznia 2022r., informujemy, że celem wyjaśnienia zgłoszonych nieprawidłowości Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Świdnicy przeprowadził stosowne postępowanie skargowe.
W ramach procedury skargowej szczegółowej analizie poddano zapisy dokumentacji medycznej sporządzonej w związku ze świadczeniem udzielonym 23 stycznia 2022 r. w gabinecie Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej oraz w okresie 23-26 stycznia br. w Oddziale Dziecięcym z Pododdziałem Intensywnej Terapii Dziecięcej. Do złożenia wyjaśnień zobowiązano lekarza pełniącego dyżur w oddziale pediatrycznym. Swoje stanowisko w sprawie przedstawił również lekarz kierujący oddziałem dziecięcym.
Na podstawie przeprowadzonego postępowania ustalono, co następuje:
23 stycznia br. około godziny 1.40 ojciec dzieci zgłosił się wraz z dziećmi do gabinetu Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej w związku z wymiotami i biegunką, jakie u nich wystąpiły. W wyniku przeprowadzonego badania lekarz nie stwierdził, aby stan chłopców kwalifikował się do leczenia szpitalnego – żadne z dzieci nie miało objawów odwodnienia. Lekarz wystawił skierowanie do szpitala zaznaczając jednak, że wydaje je na żądanie rodziców.
Następnie, o godzinie 2.30 ojciec dzieci zgłosił się do Izby Przyjęć SOR, gdzie pełniący dyżur lekarz pediatra niezwłocznie i z należytą starannością zbadał obu chłopców oraz zebrał wywiad od ojca. Opiekunowi udzielono informacji o ustalonym rozpoznaniu oraz poinformowano, że dzieci są w dobrym stanie, nie mają cech odwodnienia i zaleca się kontynuację ich leczenia w domu. Ojciec dzieci przyznał, że tożsame rozpoznanie i zalecenia wydał lekarz w gabinecie NiŚOZ. Po konsultacji telefonicznej z żoną, ojciec dzieci oświadczył, że jako rodzice dzieci, mają oni obawy przed leczeniem dzieci w domu, gdyż odmawiają one przyjmowania płynów doustnie, a próby ich pojenia wywołują wymioty. W związku z tą informacją, biorąc pod uwagę wiek dzieci oraz rozumiejąc troskę i obawy rodziców związane z możliwym pogorszeniem się ich stanu zdrowia, lekarz dyżurujący podjął decyzję o przyjęciu dzieci na oddział pediatryczny.
W związku z zaplanowaną, trwającą i mającą się w krótkim czasie zakończyć aktualizacją systemu informatycznego elektronicznej dokumentacji medycznej, lekarz poinformował opiekuna dzieci, że ich przyjęcie na oddział nastąpi po jej zakończeniu. Ostatecznie, przyjęcie na pediatrię nastąpiło po godzinie 5.
Odnosząc się do zarzutów i opisanych przez rodziców dzieci okoliczności związanych z pobytem w Izbie przyjęć i oczekiwaniem na przyjęcie do oddziału dziecięcego pragniemy wskazać, że poczekalnia do której został skierowany ojciec wraz z dziećmi, posiada łazienkę, w której jest dostęp do wody, toaleta, środki czystości oraz przewijak. Twierdzenie, że dzieci przebywały w niehumanitarnych warunkach jest więc nieprawdziwe. Ponadto, nie zostały one pozostawione same, ojciec wyraził wolę pozostania z nimi w szpitalu. W bliskim położeniu poczekalni, znajdują się gabinety konsultacyjne SOR-u oraz stanowisko triażowe z personelem, który w każdej chwili natychmiast udzieliłby pomocy medycznej, czy w razie zgłoszenia przez Rodzica takiej potrzeby, również pomocy pielęgnacyjnej.
Stanowisko lekarza kierującego oddziałem, który w związku ze złożoną skargą analizował przedmiotową sprawę również potwierdza, iż infekcja przebiegała w sposób niezagrażający zdrowiu dzieci i niekoniecznie wymagała leczenia w oddziale. Niemniej, opisana sytuacja mogła być mało komfortowa dla dzieci i rodziców, dlatego z lekarzem dyżurującym przeprowadzona została stosowna rozmowa. Należy jednak podkreślić, że opóźnienie w przyjęciu do oddziału docelowego i wdrożeniu leczenia w żaden sposób nie stanowiło zagrożenia dla zdrowia dzieci.”
***
– To absurdalne wyjaśnienia, a wiele z podanych przez szpital informacji zwyczajnie jest kłamstwem, na co mamy potwierdzenie w dokumentach. Na SOR-ze mąż z dziećmi nie był o 2.30, ale kilkadziesiąt minut wcześniej, na co dowodem jest wypełniona przez lekarza przyjmującego na SOR karta. To była godzina 1.49. Dzieci po badaniu w poczekalni SOR-u na zabranie na oddział czekały w strasznym stanie przez następne ponad 3 godziny, a pierwsze udokumentowane zlecenie związane z ich leczeniem jest z godziny 6.04 – mówi mama chłopców i dodaje – Mąż wielokrotnie dopytywał się u pana obsługującego recepcję, kiedy zejdzie lekarz, kiedy dzieci zostaną zabrane na oddział. Usłyszał tylko, że ten pan zrobił wszystko, co mógł i trzeba czekać. Nikt nie pomógł ani nie zapytał męża, czy pomóc w „zabiegach pielęgnacyjnych”. Nie było nikogo, kto mógłby pomóc. Jak on miał chłopców nad umywalką umyć, kiedy byli po pachy w kale? Dzieci wymagały prysznica! Nikt tu nie pisze o prysznicu dostępnym w toalecie na dole. Ani o żadnej zaproponowanej pomocy. Nie rozumiem, jak można taką sytuację tłumaczyć zaplanowanymi pracami systemu informatycznego! Skoro była wypełniona karta przyjęcia papierowa, pomoc powinna być udzielona natychmiast.
Jak dodaje pani Anna, jej zdaniem to, co działo się z jej dziećmi podczas kilkugodzinnego oczekiwania, nie jest kwestią komfortu. – Zainfekowanie cewki moczowej bakteriami kałowymi jest zagrożeniem dla zdrowia. Zdrowie moich dzieci było zagrożone – mówi z przekonaniem. Nie zgadza się również z bagatelizowaniem samej biegunki i wymiotów. – Skoro zdaniem lekarzy dzieci były w tak dobrym stanie, dlaczego żaden z nich nie zgodził się wydać oświadczenia na piśmie, że moi synowie nie wymagają hospitalizacji? – pyta.
Rodzice skierowali skargi do dyrektora szpitala, do Rzecznika Praw Pacjenta oraz do Rzecznika Praw Dziecka, przygotują również skargę do NFZ. Dotychczas otrzymali odpowiedź tylko od Rzecznika Praw Dziecka, który poinformował o podjęciu działań wyjaśniających.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]