Strona główna 0_Slider Na oczach dziecka wyrzucali śmieci w zarośla, inni niszczyli worki z odpadami

Na oczach dziecka wyrzucali śmieci w zarośla, inni niszczyli worki z odpadami

3

U większości osób jego społeczna praca budzi podziw, są jednak i tacy, którzy niszczą to, co zrobił. Samotny ekolog Waldemar Woźniak w ostatnich dniach spotkał się z sytuacjami, które wywołały jego wzburzenie. Między innymi trafił na rodzinę z Wrocławia, która na oczach dziecka wyrzucała w przydrożne zarośla w okolicach Kątek kilkadziesiąt worków ze śmieciami.

Na zdjęciach śmieci w Stefanowicach

Pocztowiec z Pszenna po przejściu na emeryturę swoje życie poświęcił ratowaniu środowiska naturalnego w najbliższej okolicy. W dwa lata zebrał z lasów, rowów, nabrzeży rzek i stawów około 100 ton śmieci. Zazwyczaj jego praca jest doceniana przez lokalną społeczność, jest wspierany przez sołtysów, kluby sportowe, strażaków i większość władz gmin. Jego wysiłki jednak bardzo często są niweczone.

W miniony poniedziałek Waldemar Woźniak wracał z kolejnej akcji porządkowej i przy drodze między Mysłakowem a Kątkami zobaczył samochód marki Peugeot. – Myślałem, że ktoś się zatrzymał, żeby odpocząć, a tu patrzę, w krzaki lecą wielkie wory! No nie, dopiero tu sprzątnąłem, a teraz ktoś tak bezmyślnie znowu wyrzuca śmieci? Zatrzymałem się, zrobiłem zdjęcie samochodu i rejestracji. Patrzył na mnie mały chłopiec, tak może z III klasy podstawówki i mówi „Tata patrz, pan robi nam zdjęcie!”. Była tam jeszcze matka tego dziecka. Jak oni mogli, czego oni dzieciaka uczą? Taki świat mu chcą zostawić? – mówi wzburzony społecznik. Waldemar Woźniak zagroził wezwaniem policji i podaniem sprawcy do sądu. – Ten człowiek nie potrafił się wytłumaczyć. Auto miał załadowane workami po dach. Było ich ze czterdzieści! Te, co już wyrzucił, powyciągał z zarośli, przeprosił. Powiedziałem mu, że ma jechać na wysypisko, bo jeśli gdzieś po drodze je wyrzuci, to je znajdę i mu nie odpuszczę! Worki były bardzo charakterystyczne, w fioletowym kolorze.

Ekolog od kilku dni sprząta zagajnik w Stefanowicach na terenie gminy Marcinowice. To miejsce, w którym żyją bażanty, kuropatwy, zające. – Nikomu nie przeszkadza, że są tam tabliczki z napisem „teren monitorowany”. Między drzewami są setki butelek, kanapy, obudowy telewizorów, opony. Zbieram to powoli i pakuję do worków, ale ktoś niszczy moja pracę – mówi z żalem. – Prosiłem o pomoc panią sołtys. Ona podejrzewa, że worki rozrywają dzikie zwierzęta, ale to niemożliwe. Zwierzęta nie używają noży, a te worki są po prostu porozcinane. Muszę jeszcze raz wszystko pakować – dodaje. Ma tylko jeden apel – Ludzie, zawoźcie śmieci na wysypiska, do PSZOKów, a nie do lasu czy przy drodze! Nie zabijajcie tej planety!

Waldemar Woźniak obecne porządki finansuje sam ze skromnej emerytury. Kupuje worki, rękawice. – Najwiecej kosztuje paliwo na dojazdy – dodaje, ale nie narzeka.

Pracę społecznika docenili m.in. twórcy platformy Planet Heroes, od których ekolog otrzymał 1000 złotych na zakup worków, rękawic czy opłacenie wywozu odpadów. Wpłat można dokonywać na planetheroes.pl. To zachęta także dla innych osób, które nie mogą zaangażować się w sprzątanie, ale chcą wesprzeć społecznika z Pszenna. Zgodnie z tą ideą zbiórka prowadzona jest na portalu zrzutka.pl.

Agnieszka Szymkiewicz
Na zdjęciach wysypisko w zagajniku w Stefanowicach:

Poprzedni artykułIle trwa budowa domu?
Następny artykułSpołeczna szafa w Żarowie