Przez 10 lat świdniczanin pełnił funkcję Rzecznika Praw Dziecka. Doprowadził do wielu zmian w prawie i mentalności Polaków, dzieciom pokazał, że mają swój własny urząd, którego zadaniem jest troska o najmłodszych, najsłabszych obywateli. Co Marek Michalak zostawia swojemu następcy? Czego się obawia? Jakie ma plany na przyszłość? Z ustępującym Rzecznikiem rozmawia Agnieszka Szymkiewicz.
Marek Michalak już jako 16-latek zaangażował się w pomoc dzieciom, a w Świdnicy do dziś działa założone przez niego Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Chorych „Serce”, powiązane z Fundacją „Serce”. Dziesięć lat temu niemalże bez sprzeciwu jego wybór na urząd Rzecznika poparli parlamentarzyści większości opcji politycznych. Takiej zgody nie ma przy wyborze jego następcy. Sejm odrzucił kandydaturę Ewy Jarosz, popieranej przez opozycję i Pawła Kukiz-Szczucińskiego, kandydata Kukiz’15. Sama zrezygnowała kandydatka PiS, Sabina Lucyna Zalewska. Marek Michalak, mimo że ustawowy czas jego urzędowania upłynął 27 sierpnia, nadal pełni funkcję RPD i czeka, aż parlament wskaże następcę.
Agnieszka Szymkiewicz: Kończy pan pracę Rzecznika Praw Dziecka. Co pan zostawia po dwóch kadencjach?
Marek Michalak: Bardzo ważne jest to, że dzisiaj prawie nikt już nie pyta, czy dziecko to obywatel, czy dziecko to człowiek. Podmiotowość dziecka jest podnoszona w różnych działaniach jako kwestia niezwykle istotna, podstawowa. Przemiany weszły w naszą rzeczywistość i mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma. Widać to np. po coraz mniejszej akceptacji dla przemocowego traktowania dzieci. Ostatnie badania pokazują, że akceptacja dla stosowania kar cielesnych wobec dzieci, a przypomnę, że przepisy w tym zakresie weszły w życie w 2010 roku, spadła przez dekadę o 35%. Dzisiaj to jest 43 procent, a było 78. To bardzo duży spadek, aczkolwiek podkreślam stale, że to wciąż jest aż 43%. Podczas moich kadencji pojawiło się wiele przepisów prawnych, które lepiej chronią dzieci przed formami przemocy od fizycznej, przez seksualną (ratyfikacja konwencji z Lanzarotte), aż do doprowadzenia do tego, co 10 lat temu byłoby niemożliwe, czyli nałożenia na nas wszystkich prawnego obowiązku zgłaszania aktów przemocy wobec dzieci. Gdyby nie Rok Janusza Korczaka, gdyby nie cała gama różnorodnych, konsekwentnych działań, to pewnie opór były nadal bardzo duży.
Po 6 latach ciężkiej pracy udało się stworzyć projekt nowego, kompleksowego Kodeksu rodzinnego. Powołana przeze mnie Komisja kodyfikacyjna – grupa wybitnych fachowców , m.in. sędziów Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, profesorów prawa, pedagogiki i psychologii, kuratorów i pracowników socjalnych wypracowała ważny i oczekiwany społecznie projekt, który przedstawiłem najważniejszym organom w państwie, mającym legitymację do składania inicjatywy legislacyjnej. Przypomnę, że funkcjonujące w tej materii prawo ma już ponad 50 lat. Nowy Kodeks rodzinny przede wszystkim mocno upodmiotawia dziecko i jego rodzinę, wzmacnia więzi rodzinne i zwraca uwagę, że dziecko bardzo potrzebuje zaopiekowania. Odchodzi się w nim od pejoratywnego i negatywnego w wydźwięku pojęcia władzy rodzicielskiej na rzecz odpowiedzialności rodzicielskiej. Oczywiście nie po to – jak niektórzy próbowali sugerować – by rodzicom odebrać jakieś uprawnienia – wręcz przeciwnie. Odpowiedzialność ta będzie ale nie poprzez władztwo nad drugim człowiekiem. Rodzic odpowiedzialny za dziecko uczy je odpowiedzialności wobec świata – rodzeństwa, rodzica, dziadków, nauczycieli, kolegów, itd.. Władza odnosi się do władania kimś lub czymś i dlatego jest terminem niewłaściwym w relacjach rodzinnych. To termin, który nie mieści się w nowoczesnych koncepcjach myślenia o dziecku i rodzinie. Czas to zmienić bo za słowami idą działania.
Kolejna ważna sprawa to system monitorowania losów dziecka od urodzenia aż do uzyskania pełnoletności. Dzieci nie powinny „ginąć” w systemie, a tak było. Wiemy o dzieciach zagłodzonych, leczonych u znachorów, o których przez lata nikt nie wiedział. System upominał się o dzieci dopiero, gdy szły do szkoły, a to jest za późno. Dziecko im mniejsze, tym bardziej jest bezbronne i narażone na krzywdę.
Zostawiam bardzo dobrze zbudowany urząd Rzecznika Praw Dziecka. Ustawa od 2008 roku daje polskiemu rzecznikowi większe kompetencje niż mają wszyscy inni rzecznicy dzieci w Europie. Urząd ma profesjonalny zespół pracowników, fantastycznych ludzi, nie tylko urzędników, ale osób z pasją i misją pomagania drugiemu człowiekowi. To także urząd, który ma budżet na poziomie, pozwalającym autentycznie załatwiać sprawy dziecięce. Do Biura Rzecznika Praw Dziecka kiedyś wpływało kilka tysięcy spraw rocznie, dziś jest ich kilkadziesiąt tysięcy. To świadczy o rosnącym zaufaniu, na co wskazują także wyniki badania opinii publicznej. W 2017 roku Rzecznik Praw Dziecka był wymieniany jako trzecia instytucja zaufania publicznego. Wcześniej w ogóle nie był odnotowywany, co też pokazuje, że w świadomości dorosłych jest rozpoznawalny, ale wiedzą o nim także dzieci. Dzieci wiedzą, że mają osobę, która jest dla nich i mogą się zwracać o pomoc, co czynią bardzo chętnie, a świadczy o tym liczba listów, e-maili, zgłoszeń na dziecięcy telefon zaufania.
Co jest pana troską na koniec urzędowania? Jakie sprawy budzą niepokój? Czy może ruchy antyszczepionkowców? Może sytuacja dzieci po zmianach w oświacie?
Tak. To są tematy niewątpliwie ważne i delikatne. Rzecznik powinien na bieżąco monitorować sytuację i zaznaczać swoje stanowisko. Bardzo ważne dla mojego następcy jest dokończenie tematu Kodeksu rodzinnego. Zostawiam gotowy projekt, zawierający wszystkie ważne kwestie, unowocześniający dotychczasowe myślenie o dziecku, upodmiotawiający dziecko, wzmacniający rodzinę. Projekt trafił już do wszystkich podmiotów, mających inicjatywę ustawodawczą, czyli do prezydenta, marszałków sejmu, senatu, szefów klubów parlamentarnych, do rządu. Jednak to rzecznik musi być bardzo ważnym partnerem, od jego aktywności zależy, czy ten kodeks będzie miał szansę uchwalenia w takim kształcie, by dobre idee nie zostały odwrócone, by nie zrobiono z niego „potworka”, by mógł służyć dziecku i rodzinie.
Niewątpliwie bardzo ważny jest monitoring reformy edukacji. W tym roku zleciłem i opublikowałem badania sytuacji siódmoklasistów. To jest ta grupa, którą reforma najbardziej dotknęła. Przedłożyłem Ministrowi Edukacji Narodowej także raport dotyczący dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, to najbardziej wrażliwa grupa wśród dzieci. Trzeba nadal konsekwentnie sprawdzać, monitorować i alarmować.
Nie skończyły się także działania antyprzemocowe. Nie jest tak, że to, co udało nam się zrobić, jest dane raz na zawsze. Jeśli nie będzie konsekwencji, to może się cofnąć, tym bardziej, że słyszymy w przestrzeni publicznej z ust nawet bardzo ważnych osób wypowiedzi, które relatywizują problem przemocy, które mówią, że dziecko należy do dorosłych i to dorosły ma prawo robić z nim, co chce. To rzecznik, często narażając się osobom wpływowym, musi konsekwentnie stać po stronie dzieci.
Sejm ma problem, by wyłonić pana następcę. Czy tu jest się czego obawiać? Czy realne jest zagrożenie, że urzędu nie obejmie osoba samodzielna, stanowcza i stojąca po stronie dzieci, a nie polityków?
Myślałem, że Sejm podejmie decyzję, ponieważ miał kandydatów, dwóch bardzo dobrych w ostatecznym rozrachunku. Każdy z nich wniósłby nowego ducha, każdy mógłby dbać o dzieci, bo miał wizję, doświadczenie i kompetencje. Dlatego zaskoczyła mnie negatywna opinia połączonych komisji sejmowych. Nie można opiniować negatywnie ludzi, którzy spełniali wszystkie wymogi ustawowe, określone wcześniej, ale jednak tak się stało. Myślałem, że plenarne posiedzenie to zweryfikuje, jednak tak też się nie stało. Jeśli z dwóch dobrych kandydatów nie wybrano żadnego, optymizmem to nie napawa. Nie wiadomo, co będzie w przyszłości. Bardzo chciałbym i tego życzę polskim dzieciom, żeby to była osoba zdeterminowana do ich obrony i skoncentrowana na prawach dziecka.
Jakie ma pan plany zawodowe?
To jeszcze nie ten moment, by ogłaszać plany na przyszłość. Chcę do końca, do wyboru mojego następcy, na pełnych obrotach i z pełnym zaangażowaniem pełnić funkcję Rzecznika Praw Dziecka. Trzy tygodnie temu zostałem wybrany na przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Janusza Korczaka, funkcję obejmę po zakończeniu misji rzecznika. Chciałbym, żeby myśl Korczakowska, poprzez ruch Korczakowski, a dziś jest to 30 państw na całym świecie, rozwijała się. Korczak dzisiaj, tyle lat po śmierci, zmienia naszą rzeczywistość. Ostatnie 10 lat zmian bez oparcia w tak wielkim autorytecie byłoby niemożliwe. 2012 rok był Rokiem Janusza Korczaka, wzmocniony teraz Rokiem Ireny Sendlerowej – myślę, że to byli ci ludzie, którzy mniej gadali, a więcej robili i pokazywali własnym życiem, że jak się chce pomóc, to się pomaga. Nie zawsze jest to z prądem, częściej pod prąd. „Nie wolno zostawiać świata takim, jakim jest” – mówił Korczak, „Każdemu, kto tonie, należy podać rękę” – to motto Ireny Sendlerowej. Dzisiaj z tym przesłaniem musimy patrzeć na nasze dzieci w Polsce i na dzieci poza granicami. To nie jest tak, że nas ma nie interesować to, co jest poza naszym krajem. Tam też jest człowiek! Dzieci z matkami na dworcu Brześć-Terespol pukają do naszych bram, a te bramy są zamknięte. Trzeba się o nie upominać, jak i o dzieci, które giną w wojnie w Syrii. One z oczami pełnymi nadziei patrzą w naszą stronę.
Co chciałby pan na zakończenie swojego urzędowania w roli Rzecznika Praw Dziecka powiedzieć polskim dzieciom?
Bardzo się cieszę, że polskie dzieci wchodzą praktycznie w nurt, który nazywa się partycypacją dziecięcą. Rady Młodzieżowe, wreszcie działające właściwie samorządy szkolne, nie tylko od gazetek, ale współdecydowania i inicjowania pewnych rzeczy w szkole, Parlament Dzieci i Młodzieży… Młodzi ludzie biorą odpowiedzialność za otaczający ich świat, oczywiście, w miarę swoich możliwości. Bardzo chciałbym, żeby dzieci w sercu miały prawidła demokratyczne, przekonanie że mogą z podniesioną głową prosto w oczy spoglądać innym, kiedy są uczciwi, kiedy zgodnie z obowiązującym prawem podejmują działania – to jest wartość, to jest patriotyzm i wzmacnianie swojej ojczyzny. Demokracja nie jest dana raz na zawsze, trzeba ją stale wspierać i o nią się upominać, a o tym mówiłem podczas tegorocznego Sejmu Dzieci i Młodzieży „na uchodźstwie”, który odbył się na Uniwersytecie Warszawskim, bo po raz pierwszy nie mógł w parlamencie. Dzieci i młodzież światu dorosłych, światu bardzo wpływowych ludzi pokazały, że jednak nie godzą się na to, by być instrumentalnie traktowanym przez czyjeś „widzi mi się”. Ja ich bardzo wspieram i będę wspierał, bo to jest nasza nadzieja, to są ludzie, którzy pokazują, że ducha wolności mają głęboko w sercu. Ich prawa gwarantuje im Konwencja o Prawach Dziecka i polska Konstytucja.
Co ze Świdnicą? Czy będzie pan częstszym gościem w rodzinnym mieście?
Myślę, że tak. Tutaj wiele rzeczy się dzieje, moje serce w Świdnicy zawsze biło mocniej niż gdziekolwiek na świecie. Chciałbym, by w „Sercu” obok działalności opiekuńczo-socjalnej pojawiły się inne propozycje. Trzeba zredefiniować potrzeby dzieci i podjąć szersze działania. Myślę, że niebawem w tym miejscu pojawią się nowe inicjatywy.