Był to rok wielu wyzwań, dopracowywania schematów działania oraz zdobywania zaufania zaangażowanych w pomoc zwierzętom mieszkańcom. Nie było łatwo, jak podsumowuje Adrianna Kaszuba ze świdnickiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt, ale udało się zrealizować wiele ważnych zadań i pomóc potrzebującym psiakom i kociakom.
1 stycznia minął dokładnie rok działalności Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Świdnicy. – Był to rok trudny. Na początku nie znano nas i nam nie ufano. Wiele więc się działo, jeśli chodzi o kwestie porozumienia z mieszkańcami i lokalnymi aktywistami, którzy zainteresowani są losem zwierząt. Pierwsze miesiące były informacyjne, ale też organizacyjne. Musieliśmy ustalić chociażby schematy działania – mówi Adrianna Kaszuba, wiceprezes zarządu Fundacji „Mam Pomysł”, prowadzącej świdnickie schronisko. Instytucja w pierwszym roku działalności mierzyła się z wieloma trudnościami. – Nie powiem, że nie popełniliśmy błędów, bo było ich dużo. W kwestii organizacyjnej wzięliśmy na siebie bardzo wiele zadań i trochę nas to przerastało szczególnie w okresie letnim. Przytłoczyły nas koty i koszty ich leczenia. Patrząc na notowania z poprzednich lat, nie spodziewaliśmy się ich tak wiele w Świdnicy – tłumaczy Adrianna Kaszuba.
W ciągu roku do świdnickiego schroniska przyjęto w sumie 528 zwierząt, w tym 307 psów, ponad 200 kotów oraz około 10 królików. Instytucja niosła pomoc także chociażby nurogęsiom czy kunom. – Koty w schronisku to niekończąca się opowieść. Mają one słabą odporność, szczególnie kocięta, które zbyt wcześnie zostały oderwane od matki. Musieliśmy więc poradzić sobie z leczeniem kociego kataru czy z incydentem z kokcydiozą, czyli chorobą pasożytniczą u kotów – wyjaśnia. Dla mieszkańców adoptujących bezdomne zwierzęta dużym wyzwaniem były objawiające się problemy zdrowotne. – Nauczeni doświadczenie po letnim okresie postanowiliśmy wdrożyć leczenie na nasz koszt już po przeprowadzonej adopcji. Okazało się, bowiem, że jest to duży kłopot dla mieszkańców. Wielu adoptujących nie wiedziało, że kot ze schroniska jest obciążony ryzykiem chorób. Obecnie staramy się o tym mówić i nie chcemy nikogo oszukiwać. Jest to schronisko i my nie zawsze wiemy, czy trafia do nas chore zwierzę, ponieważ organizm potrafi wydalać z siebie wirusa nawet przez pół roku – zauważa zastępca prezesa fundacji.
W pierwszym roku funkcjonowania instytucja musiała opracować i doprecyzować wiele schematów działania. – Musieliśmy się zmierzyć z kwestią odpowiedniej dezynfekcji czy szczepień. Aktualnie wprowadzamy nowe przedsięwzięcie, zgodnie z którym młody pies do 1 roku życia będzie dodatkowo szczepiony na choroby wirusowe. Koty rutynowo szczepiliśmy praktycznie od początku. Mamy też więcej środków przeznaczonych na odrobaczanie. Częściej też wykonujemy rutynowe badania, by zwierzaki nie roznosiły chorób – mówi o wprowadzaniu zmian na bieżąco Adrianna Kaszuba.
Przez roku adoptowanych zostało 331 zwierzaków. W schronisku właściciele odnaleźli 115 zgub. – Coraz więcej osób nie tylko z naszego powiatu, ale także sąsiednich interesuje się naszymi zwierzakami. Najdalej adoptowany zwierzak trafił do Gdańska – mówi Adrianna Kaszuba.
W schronisku zatrudnionych jest sześciu pracowników i weterynarz. Oprócz tego w pomoc mocno zaangażowani są wolontariusze. Ich zadaniem jest głównie socjalizacja zwierząt – od zabawy po spacery z nim. – Dzięki wolontariuszom i ich zaangażowaniu, które udało nam się połączyć z rozsądkiem, udało nam się zrealizować wiele ciekawych inicjatyw. Najwięcej akcji udało nam się zorganizować na koniec rok od różnych kiermaszy, po licytacje i zbiórki – zauważa wiceprezes fundacji. Obecnie schronisko ma podpisanych 129 porozumień wolontariackich. – Wiele osób rezygnuje, a później wita nas na nowo i zostaje. Mamy także stałych bywalców nawet od stycznia – stwierdza.
Roczny budżet schroniska w tej chwili jest rozliczany. Ze wstępnych informacji wynika jednak, że instytucja finansowo poradziła sobie ze środkami, jakie otrzymuje od gmin. – 230 tys. zł rocznie otrzymujemy od Świdnicy. Około drugie tyle wpływa do nas od gmin, z którymi współpracujemy – Jaworzyna Śląska, Bolków, Głuszyca, Rudna, Żarów i Lubin. Uśredniony koszt miesięczny utrzymania schroniska to około 30 tys. zł. Liczba ta teraz waha się ku górze, bo mamy mnóstwo starszych zwierząt, co wiąże się ze wzrostem kosztów leczenia i ich obsługi. Sprawozdanie finansowe będzie dopiero składane do urzędu – wyjaśnia Adrianna Kaszuba. – Zasadnicza część zadań pochłania 360 tys. zł rocznie. Sumując dodatkowe inwestycje i przedsięwzięcia liczba ta wzrasta. Tak więc około 400 tys. zł jest potrzebnych do rocznego utrzymania instytucji i myślę, że tyle wręcz idealnie wychodzi dzięki współpracy z innymi gminami – podsumowuje.
W pomoc zwierzakom praktycznie cały rok bardzo angażowali się mieszkańcy Świdnicy i powiatu świdnickiego,a także sąsiednich powiatów. – Dzięki darczyńcom możemy pozwolić sobie na więcej. Schronisko nie ma obowiązku rutynowego wykonania badań krwi, powtarzania odrobaczeń czy testów na kocie choroby – FeLV i FIV. Mimo wszystko staramy się je robić regularnie, jeśli zaistnieje taka potrzeba. Takie między innymi działania są możliwe dzięki dodatkowemu wsparciu – stwierdza. Oprócz przekazywania środków finansowych osoby prywatne, organizacje czy instytucje, wspierają zwierzaki ze schroniska, przekazując im mnóstwo darów, w postaci, koców, żwirów, klatek kennelowych czy karmy. – Po grudniu nasz magazyn pęka w szwach i mamy nadzieję, że dalej tak będzie. Podstawowe produkty do zapewnienia bytu psom i kotom mamy w ilości ogromnej. Jest to kilka ton karmy, które czekają na skonsumowanie przez nasze zwierzaki, ale także koty wolno żyjące, którymi się zajmujemy. Jest także przekazywana osobom, którym pomagamy w opiece nad zwierzakami – mówi Adrianna Kaszuba.
Jak przebiegała współpraca Straży Miejskiej w Świdnicy ze schroniskiem? To właśnie Straż Miejska w Świdnicy najpierw przyjmuje zgłoszenie o bezdomnych zwierzakach, a kolejno po weryfikacji informacji kieruje sprawę do schroniska. – Współpraca przebiegała bardzo dobrze. Nie można powiedzieć złego słowa. Zdarzają się interwencje nocne i nawet o 2.00 w nocy pracownicy przyjeżdżają po zwierzaka. Wszystko odbywa się w jak najlepszym porządku. Jest zaangażowanie i chęć pomocy – mówi Jacek Budziszewski ze Straży Miejskiej w Świdnicy. Działalność schroniska na miejscu usprawniła pracę Straży Miejskiej ze względu na krótszy okres oczekiwania na przyjazd pracowników. – Czas reakcji jest krótszy, ale obowiązki po naszej stronie pozostają te same – dodaje.
A jakie plany ma w tym roku schronisko? – Wiele planów wiąże się z warunkami bytowymi kotów. Na pewno musimy zainwestować w większą ilość kenneli, bo brak kociarni zaczyna nam doskwierać. Musimy powiększyć naszą możliwość przyjmowania kotów, bo w niektórych okresach są one niewystarczające i wiele kotów mieszkało w domach tymczasowych czy u nas. Będziemy zwiększać przestrzeń czy to prze zakup klatek czy przez zagospodarowanie kolejnego pomieszczenia. Chcemy rozwiązać też sprawę kotów z interwencji przy ul. Saperów. Jest ich obecnie 28 w schronisku i wiele z nich nie będzie się nigdy nadawać do adopcji. Są one bardzo wycofane i nie chcą kontaktu z człowiekiem, dlatego będziemy starali się stworzyć im domek ogrzewany z wybiegiem na uboczu. Tak, by opiekun zajmował się jedynie doglądaniem, sprzątaniem i karmieniem – przedstawia tegoroczne cele instytucji wiceprezes fundacji. – Będziemy promować także sterylizację kotów właścicielskich oraz akcję znakowania zwierząt, dzięki czemu możemy szybko znaleźć właściciela – dodaje.
Tekst: AN
Zdjęcia: Dariusz Nowaczyński