Mimo trwającego blisko rok śledztwa Prokuratura Rejonowa w Świdnicy nie znalazła jednoznacznej odpowiedzi na pytania o przyczynę tragedii z 19 stycznia 2017 roku. W Grodziszczu wnuczek zadał babci kilkadziesiąt ciosów nożem, a jej ciało podpalił. Tej samej nocy zginął w wypadku samochodowym.
19 stycznia 2017 roku na drodze wojewódzkiej ze Świdnicy do Dzierżoniowa, miedzy Mościskiem a Nowizną, doszło do czołowego zderzenia dwóch samochodów. 24-letni kierowca jednego z nich mimo wysiłków lekarzy zmarł po przewiezieniu do szpitala. Policjanci pojechali pod adres zameldowania mężczyzny do Grodziszcza. Na miejscu zastali makabryczny widok. Podwórze było zbryzgane krwią, a na parterze domu znaleźli na wpół zwęglone zwłoki starszej kobiety. Okazało się, że kobieta była babcią zmarłego kierowcy.
– Sprawdzaliśmy trzy wersje; samobójstwo rozszerzone, zabójstwo kobiety dokonane przez osobę z zewnątrz i wreszcie zabójstwo dokonane przez wnuczka i przypadkową śmierć sprawcy w wypadku – wylicza prokurator rejonowy w Świdnicy Marek Rusin. – Zebrano mnóstwo dowodów, przesłuchano rodzinę, sąsiadów, znajomych. Zostały wykonane ekspertyzy z wielu dziedzin, miedzy innymi genetyczne, informatyczne, daktyloskopijne, psychologiczne. Na ich podstawie prokurator wykluczył dwie wersje zdarzeń.
Prokuratura uznała, że w świetle dowodów możliwe było tylko jedno – zabójstwo dokonane przez wnuczka kobiety. – Kobieta zginęła w wyniku kilkudziesięciu ciosów nożem zadanych w okolice głowy, szyi, klatki piersiowej. Do ataku doszło na piętrze domu, gdzie znaleziono pierwsze ślady. Ofiara broniła się, uciekała na dół i na dwór. Najprawdopodobniej zginęła przed domem. Zwłoki mężczyzna wniósł na parter, zawinął w dywan i podpalił. Na miejscu znaleziono nóż i kanister po benzynie. Na podwórzu były ślady opon samochodu, należące wyłącznie do jednego pojazdu – tego, którym Martin Sz. spowodował wypadek – mówi prokurator Rusin.
Zdaniem prokuratury nie ma ma mowy o rozszerzonym samobójstwie, bo do wypadku doszło w wyniku wzburzenia, a nie celowego działania. – Tuż po Martin Sz. był przytomny i rozmawiał z ratownikami. Prosił, by go ratowali. W świetle tego zachowania nie można mówić o tym, że chciał sobie odebrać życie – tłumaczy prokurator. Martin Sz. doznał licznych obrażeń, a śmierć spowodował obrzęk mózgu.
Niewyjaśniony pozostaje motyw zabójstwa. – Z naszych ustaleń wynika, że Martina Sz. z babcią łączyła bardzo silna i dobra relacja. Wychowywała go podczas nieobecności pracującej za granicą matki – informuje prokurator rejonowy. Jak ustalono podczas śledztwa, Martin Sz. od lat systematycznie palił marihuanę, w jego domu znaleziono także niewielką ilość amfetaminy. – W organizmie stwierdzono obecność narkotyków, ale były to śladowe ilości. Zdaniem biegłych długotrwałe palenie marihuany może prowadzić do sytuacji, w której użycie nawet niewielkiej ilości innego narkotyku spowoduje zaburzenia psychiki, polegające na przykład na przywidzeniach. Być może i w tym przypadku doszło do takiej sytuacji, ale jest to tylko przypuszczenie – dodaje Marek Rusin.
Prokuratura podjęła decyzję o umorzeniu postępowań zarówno w sprawie śmierci kobiety, jak i wypadku samochodowego ze względu na śmierć sprawcy.
/asz/