Gdyby ta sprawa nie ciągnęła się 3,5 roku, dzisiaj pewnie już prowadzilibyśmy działalność w stacjonarnym hospicjum – z żalem mówi Joanna Gadzińska, prezes Towarzystwa Przyjaciół Chorych Hospicjum w Świdnicy. Żalowi mimo wszystko towarzyszy radość. Sąd wydał długo oczekiwane postanowienie, na mocy którego cały spadek po zamożnym świdniczaninie ma trafić do Hospicjum.
Życzeniem Juliusza W., właściciela atrakcyjnych nieruchomości w Świdnicy i pod Świdnicą, było, by cały majątek został przeznaczony na działalność świdnickiego Towarzystwa Hospicjum, które od ponad 20 lat opiekuje się osobami w terminalnej fazie chorób nowotworowych. Darczyńca nie utrzymywał kontaktów z nielicznymi członkami rodziny, pod koniec życia opiekowali się nim pracownicy, którzy zresztą po śmierci go okradli (pisaliśmy o tym TU). Zadecydował, że dorobek życia ma trafić do najciężej chorych.
Społecznicy skupieni w Towarzystwie Hospicjum wiedząc, że majątek był bardzo cenny, spadek potraktowali jako jeden z filarów inicjatywy, którą chcieli zrealizować od wielu lat. Ich marzeniem była budowa stacjonarnego hospicjum. Wiedząc o spadku wystartowali w pierwszej edycji budżetu obywatelskiego, ale przegrali z Caritasem, który otrzymał 2 miliony złotych na remont budynku przy ul. Przyjaźni. Dla Towarzystwa zostało 900 tysięcy złotych. Społecznicy zaryzykowali. Na przekazanej przez miasto działce rozpoczęli w 2014 roku budowę wymarzonego hospicjum, licząc, że dokończą ją z pieniędzy ze spadku. I wtedy pojawiły się problemy.
Ważność testamentu podważyła przybrana pasierbica Juliusza W., którą ten jeszcze za życia wydziedziczył. Proces trwał 3,5 roku. – Sędzia powoływała na wniosek powódki całe zespoły biegłych. Jest w sumie kilkanaście opinii z zakresu psychiatrii, onkologii. Wszystkie są jednoznaczne, nasz darczyńca wiedział, co robi, nikt mu niczego nie narzucił. Świadomie zdecydował o tym, że chce przekazać cały dorobek życia na pomoc osobom najciężej chorym – mówi prezes Joanna Gadzińska. – Bardzo cieszymy się, że nareszcie, po tak długim oczekiwaniu zapadło postanowienie, które, co dla nas jest bardzo ważne, jest solidnie umotywowane. Nawet jeżeli dojdzie do apelacji, nie sądzę, by cokolwiek mogło się zmienić.
Postanowienie nie jest prawomocne. W najlepszym przypadku, jeśli powódka nie złoży zażalenia, decyzja zyska moc obowiązującą za miesiąc, może dwa. Jeśli dojdzie do apelacji, sprawa przeciągnie się do przyszłego roku. – Jestem jednak przekonana, że nareszcie wola darczyńcy zostanie zrealizowana – dodaje Joanna Gadzińska. Przyznaje, że w tej chwili Towarzystwo nie wie dokładnie, jaka jest wartość spadku. – Wiemy o nieruchomości w Świdnicy oraz nieruchomościach w Bystrzycy, są także konta i ruchomości. Na wszystkim pieczę ma komornik. Majątek jest zabezpieczony i ochraniany. Dopiero po uprawomocnieniu się sądowego postanowienia będziemy mogli poznać szczegółowe informacje.
Jedno jest pewne, Towarzystwo nie wróci do budowy hospicjum przy ul. Leśnej. Ma obowiązek zwrócić pieniądze, które otrzymało z budżetu miasta w ramach budżetu obywatelskiego. W czerwcu do prezydent beaty Moskal-Słaniewskiej zostało skierowane pismo z prośbą o zawarcie ugody, na mocy której TPC Hospicjum oddałoby zamiast pieniędzy miastu grunt oraz rozpoczętą budowę. Prezydent wówczas wyraziła zgodę i zadeklarowała, że jest zwolenniczką dokończenia inwestycji, co miałby wykonać już inny podmiot. Dotychczas ugoda nie została jeszcze podpisana. – Mamy nadzieję, że stanie się to w przyszłym tygodniu – mówi Joanna Gadzińska.
Towarzystwo nie rezygnuje z marzeń o budowie stacjonarnego hospicjum. – Głęboko wierzę w to, że pozyskamy majątek darczyńcy. W jego skład wchodzi m.in. duży dom. Może właśnie ten dom zaadaptujemy na hospicjum, może wybierzemy inne rozwiązanie w oparciu o spadek – mówi prezes. – Wiem na pewno, że takie miejsce jest niezbędne.
/asz/