Strona główna Magazyn Refleksje Piękniejszy świat Beaty: Szał jesienny

Piękniejszy świat Beaty: Szał jesienny

0

Dzisiejszy poranek spadł na nas deszczem i jesiennymi aromatami. Gdzieś tam podskórnie czuję, choć termometr jeszcze na to nie wskazuje, że przed progiem stoi jedna  z czterech  moich ulubionych pór roku – jesień! Pani Jesień… 

Przed laty, gdy już udało mi się pogodzić z sytuacją, że wszystko kiedyś odchodzi i nerwy w niczym tu nie pomogą, przyjęłam kurs na lubienie – lubienie wszystkiego, co rok ze sobą niesie. Nie są więc w stanie wyprowadzić mnie z równowagi ani chłody, ani deszcze, ani to, że kończą się wakacje i wraz z nowym rokiem szkolnym przybędzie mi obowiązków.  Nie marudzę, gdy lada moment trawniki pokryją się szronem, a z drzew spadną liście.

Zabieram z koszyka jesieni wszystko, co dla mnie najlepsze. Suszę owoce dzikiej róży. Lada moment przyjdzie czas na tłoczenie soku z owoców czarnego bzu. Przerabiam tony pomidorów. Smażę jabłka. Z resztek owoców robię aromatyczne i zdrowe octy. W ogóle te octy robię już chyba ze wszystkiego.

W tym roku rzuciłam się również na mirabelki, które przez lata całe uważałam za najsmutniejsze owoce świata. Smutne, bo nikt ich nie chce. Smutne – w swym bezradnym, słodkawym rozkładzie i fermentacji pod krzewami, które mijam tu i ówdzie podczas moich rowerowych przejażdżek. Smutne – rozgniatane butami spacerowiczów.

W tym sezonie mirabelki to jednak królowe mojej kuchni. Powstały całe szeregi słoiczków z żółciutką, filuterną frużeliną, którą zjemy w domowych jogurtach. Część wylądowała w wielkim słoju, w którym bakterie przerobią je na ocet. Resztki posłużą do przygotowania pikantnej musztardy. Śliweczki powinny poczuć się pocieszone.

Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na  atrillo.pl

Poprzedni artykułCzołgiem po podświdnickim polu [FOTO/VIDEO]
Następny artykułCzary Penelopy: Kiszona papryka