Strona główna Magazyn Kuchnia Czary Penelopy: Bób po toskańsku

Czary Penelopy: Bób po toskańsku

0

Miałam w planie opisać dzisiaj zupełnie inny przepis. Jednak nikczemnie niskie ceny bobu na straganach zmieniły moje plany. Pozwólcie proszę, że i w tym tygodniu będzie przepis z bobem w roli głównej. Tym razem będzie to bób po toskańsku.

Uwielbiam Toskanię i z lubością wypróbowuję każdy toskański przepis, jaki wpadnie w moje ręce. Mam kilka książek o kuchni toskańskiej, z których czerpię garściami. Uwielbiam tę prostotę w połączeniach smakowych. Tytułowy przepis pochodzi z bloga naszej rodaczki Aleksandry Seghi – „Moja Toskania”. Aleksandra jest też autorką kilku książek (szczęśliwa posiadam), w których opisuje toskańskie dania i obyczaje.

1 kg bobu w strąkach
1 duży pomidory + 100 ml przecieru pomidorowego
100 ml wina białego
1 – 2 ząbki czosnku
5 łyżek oliwy extravergine
sól, peperoncino (opcjonalnie), oregano, liście bazylii

Bób wysypałam do sporej miski. Zalałam go wrzątkiem i pozostawiłam w tej kąpieli na 5 minut. Przelałam przez sito, zahartowałam zimną wodą. Obrałam. Na patelnię wlałam oliwę i wrzuciłam zmiażdżony nożem i niedbale przesiekany czosnek. Temperaturę pod patelnią ustawiłam na średnią w myśl zasady, że toskańczycy gotują powoli. Po 5 minutach bób podlałam winem i dusiłam do miękkości. Ponieważ mój bób był obrany, zabrało to jakieś 5 minut. Następnie na patelni pojawił się pomidor oraz koncentrat pomidorowy. Wymieszałam, przykryłam a po 5 minutach wróciłam, by ostatecznie doprawić solą i ziołami. Nie żałowałam peperoncino, które uwielbiam. Jest to mała papryczka chilli, która jest przysmakiem kuchni włoskiej.

Ten przepis różni się nieco od pierwowzoru. Autorka tego przepisu nie obierała bobu, tylko dusiła go w łupinkach. Sądząc po zdjęciach, jej bób był młody- mój z całą pewnością dojrzały. Wolałam nie ryzykować zjadania twardych łupin. Ja jestem zachwycona. Bób podałam na obiad.

Smacznego!
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch

Poprzedni artykułDachowanie na krajowej „piątce”
Następny artykułPiękniejszy świat Beaty: Słabość do czaszek