Strona główna Wydarzenia Świdnica Wspomnienia Ryszarda Moździerza

Wspomnienia Ryszarda Moździerza

1

Przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w ZEM w Świdnicy, internowany 16.12.1981 – 23.03.1982

Makabryczny dzwonek do drzwi. Godz. 0.20. Kto to? Za drzwiami dyżurujący Staszek Walczak. Przyjechał taksówką. Pokazuje mi teleks, niedokończony serwis z ZR „Dolny Śląsk” i dopisek „do nas weszły gliny, k”. Twierdzi również, że telefon jest głuchy, bez sygnału, kompletna cisza. Ubieram się pośpiesznie – jedziemy. Wszystko się potwierdza.

ryszard-mozdzierzStaszek oznajmia mi, że przez teleks rozmawiał z oddziałem ZR w Wałbrzychu, kazał zawiadomić Jurka Szulca. Dziewczyny dyżurujące przy teleksie boją się wyjść z bloku, a telefon u nich też milczy. W międzyczasie teleks też zamilkł. Postanawiamy zawiadomić pozostałych kolegów, bo coś tu w powietrzu śmierdzi. Idziemy na postój, żadnej taxi, natomiast grupa młodych ludzi, powracająca z dancingu w kolejce. W MKK pozostali trzej rolnicy, na wypadek akcji ze strony milicji, mają uruchomić syrenę. Jest cicha grudniowa, mroźna noc, syrenę powinni słyszeć wszyscy mieszkańcy śródmieścia, my również. Nareszcie podjeżdża taxi. Podchodzimy do kierowcy i mówimy, że coś śmierdzi w powietrzu i dlatego musimy ściągnąć ludzi. Podjeżdża następny. Kierowca naszej taksówki, wysyła go do Heńka Niedźwiedzkiego, szefa taksówkarzy. My jedziemy na „Osiedle Młodych”. Przynajmniej dobrze, że większość mieszka na tym osiedlu. Decydujemy, że pierwszy to Marek Kowalski, który ma samochód. Pod bramą Marka stoi biały Fiat 125p z rejestracją MOS. Jedziemy z drugiej strony bloku. Marek mieszka na parterze, jeżeli przyjechali po niego, może wyskoczy przez okno. W oknach jednak ciemno. Biały Fiat odjeżdża. Staszek idzie do Wieśka Modzelewskiego, ja idę sprawdzić co u Marka. Wchodzę ostrożnie do bramy. Pali się światło. U Marka drzwi wywalone stoją w przedpokoju. Wychodzi Ewa z płaczem: „skutego go zabrali”. Staram się ją uspokoić, ale już wiem, że władza ludowa znowu podniosła rękę na robotników. Nie ma chwili czasu do stracenia. Biegnę do Janka Pełki, po drodze Staszek zabiera mnie. Wiesiek nie otwiera pewnie jest u teścia. Janek otwiera, szybko przekazuję mu fakty. Umawiamy się w okolicy MKK, zabraniam mu jednak wchodzić do środka, po drodze ma zawiadomić tych, kogo zna adres. Podjeżdżamy do Rynku. Pod MKK stoi milicyjna Nysa, w bramie trzech milicjantów lub ZOMO-wców, wszyscy w mundurach moro. Wysiadamy po drugiej stronie Rynku, kierowca nie bierze ani jednej złotówki. Idziemy do Ludwika Tobiasza, Staszek idzie na górę i puka do drzwi. Ożywienie koło Nyski, pewnie słyszą to walenie. Nikt nie otwiera. Idziemy wobec tego do Heleny Stefanickiej, otwiera, polecam się ukryć, podaje gdzie będzie. Nie robi jednak tego, w dwie godziny później zabierają ją z domu. Jest już 4-ta rano, musimy wydrukować komunikat. Idziemy do mojego zakładu, po drodze chcemy zabrać Janka Pełkę, który powinien być w pobliżu MKK. Janka nigdzie nie ma. Stwierdzamy, że MKK od ulicy Równej też pilnują. Dlaczego nie wyła syrena?

Strażnik chciał rozdać nam broń

Musimy jeszcze sprawdzić, co z rolnikami i jeszcze raz zabiera nas taxi. Podjeżdżamy pod Wojewódzki Związek Kółek Rolniczych, gdzie okupacyjnie strajkują rolnicy. Ulica Sikorskiego zablokowana, stoją „suki” (wozy ciężarowe używane do przewożenia więźniów) w koło milicja. Jedziemy do Zakładów Elektrotechniki Motoryzacyjnej. Strażnik Straży Przemysłowej, zaskoczony moim przybyciem w niedzielę o poranku. Mówię co się stało. Twierdzi, że nie zabrano im broni i mówi: „Panie Ryśku, możemy uzbroić robotników z ruchu ciągłego”. Odrzucamy propozycję, prosimy żeby nikomu nie powtarzał, że jest broń w zakładzie. Siadam do maszyny i piszę matrycę: „Władza jeszcze raz wyciągnęła rękę przeciwko robotnikom. Aresztują naszych kolegów. Prosimy o zachowanie spokoju i udanie się do zakładów pracy. Nie możemy pozwolić, by milicja i SB bezprawnie wdzierała się do naszych mieszkań i siedzib Związku. Za MKS „Ziemi Świdnickiej. Zacytowałem sens tego komunikatu, dokładnej treści nie pamiętam. Na powielaczu drukuję około 1000 sztuk egzemplarzy. Przychodzi Dominik. Postanawiamy, że ulotki z treścią komunikatu, rozdajemy w kościele. Dominik udaje się do tzw. małego kościoła, ma prosi księży o odczytanie tej ulotki w komunikatach. My ze Staszkiem idziemy do katedry. Na pierwszej mszy św. o 6.00 ksiądz odczytuje komunikat. Dowiadujemy się, że generał Jaruzelski, ogłosił stan wojenny w Polsce. O godzinie 17.00 wyznaczamy, spotkanie w domu przyjaciół, którzy są poza podejrzeniami. Kto tylko zna adresy prywatne przewodniczących komisji zakładowych, prosimy by ich zawiadomił. Udajemy się pod wskazany adres. Przychodzi wreszcie Janek Pełka, był również u mnie w domu. Żona moja powiedziała mu, że 10 minut po moim wyjściu, przyjechali po mnie. Nie wpuściła ich od razu. Zagroziła im, że będzie krzyczeć wraz z dziećmi przez okno. Około 5.00 weszli wraz z sąsiadem, który ich uprzednio wylegitymował. Nie odważyli się wyłamać drzwi, tak jak grozili. Pewnie za wąski korytarz i drzwi masywniejsze niż na osiedlu. Zebranie MKS, w bardzo uszczuplonym składzie. Wiemy już przynajmniej kogo zabrali. Wiemy również, kogo wypuścili po podpisaniu glejtu lojalności. Postanawiamy, że od 14 grudnia zakłady Świdnicy przystępują do strajku. Nie zdajemy sobie jeszcze za bardzo sprawy z tego, że środki masowego ogłupiania, przez całą niedzielę, bębniąc o dekrecie wojennym zastraszą społeczeństwo. Na dwóch maszynach do pisania wraz z Tadeuszem Romanowskim piszemy ulotki. Następny komunikat oraz dostarczoną ulotkę z RKS „Dolny Śląsk” staramy się w jak największej liczbie napisać. Rano zabierają je łącznicy do zakładów pracy. Przedstawiciele z mojego zakładu zabraniają mi iść do zakładu. Twierdzą, że sami sobie poradzą, ktoś musi koordynować akcję w całej Świdnicy. 16 grudnia postanowiłem się ujawnić.

Więzienie jak Syberia

Wchodzę do budynku KM MO i zgłaszam się u dyżurnego. Zostaję odprowadzony do komendanta, który oświadcza mi, głosem nienawidzącym mnie, że zostaję internowany. Trafiam na KW MO w Wałbrzychu, jestem więc aresztowany. Celowo używam tego słowa „aresztowany”, gdyż zostaję osadzony w areszcie śledczym. Tego dnia około godziny 20.00, przewożą mnie wraz z innymi kolegami do aresztu w Świdnicy. 22 grudnia odwiedza nas ks. Andrzej Białecki tutejszy kapelan. Do Wigilii przygotowujemy się starannie. Przychodzi ksiądz, łamiemy się opłatkiem. Składamy sobie nawzajem życzenia. W radio słuchamy, jak władza okłamuje społeczeństwo. Codziennie wzywają na tzw. „rozmowy”. Wiadomo, że chcą wyciągnąć, jak najwięcej informacji. Nie wolno z nimi rozmawiać o związku, ani o kolegach, którzy w nim pracowali. Najczęstsze są stwierdzenia SB-ków: „My do Pana pretensji nie mamy, ale byli wśród Was tacy, którzy popierali KOR i chcieli obalić rząd”. 7 stycznia Przy śniadaniu „klawisz” każe się spakować. Wreszcie jest przeciek, idzie transport. Dokąd? Nerwowa atmosfera. Pytamy przez okno, co w innych celach – też się pakują, sadzają nas do suki. Siedmiu z listy zostaje. Pojadą w innym kierunku. Stwierdzamy, że są to sami starsi mężczyźni po 50-tce. Jest następny przeciek, ponoć jedziemy do Kamiennej Góry. Suka rusza zaczynamy śpiewać: „Jeszcze Polska nie zginęła…”, a następnie „Boże coś Polskę…”. Stan celi jest opłakany. Dwa okienka pod sufitem, trzy, piętrowe łóżka, stół oraz ława i taboret, jak również w rogu urządzenie sanitarne tzw. „kibel”, zwykły kubeł przykryty deklem. Pod sufitem nad drzwiami, za gęstą siatką w otworze Żarówka, której światło stwarza półmrok w celi. W porównaniu z warunkami Aresztu Śledczego w Świdnicy, to jak z raju wstąpił do piekieł. Otrzymujemy wyposażenie: dwa prześcieradła, dwie derki – zwane tutaj kocami i poszewkę typu „jasiek”, talerz, miskę, kubek 0,5 l oraz łyżkę wszystko z aluminium. Spać kładziemy się w ubraniach. Jest potwornie zimno, ponoć centralne ogrzewanie wysiadło. Mnie, który śpię między dwoma oknami, wydaje się, że ten blok nie był ogrzewany od początku zimy. Sprawiał wrażenie niezamieszkałego. Już o północy czuję, że zamarzają mi nozdrza. Nakrywam się z głową, nic nie pomaga, jest ciągle potwornie zimno. Być może zaprawiają nas przed wysłaniem na większe mrozy. Przeżywam pierwsze widzenie z dziećmi. Przywiózł ich taksówkarz ze Świdnicy, Heniek Niedźwiecki. Zrobił to bezpłatnie. Idąc wraz z innymi kolegami na widzenie, w czasie rewizji tracimy znaczki Solidarności. Wpadają w ręce SB-ków. Proszę na widzeniu żonę o przywiezienie mi wełny lub włóczki, obojętnie jakiej ale koniecznie trochę białej i czerwonej oraz druty. Będę robił sweter z oryginalnym napisem znaczka. Umawiam się również, że żona wymieni z kimś nasze radio na mały odbiornik tranzystorowy, łatwy do przemycenia w naszych warunkach. Dowiadujemy się, że 31 stycznia, jest ogłoszony dniem solidarności z Polską na całym Zachodzie. Proklamujemy na ten dzień głodówkę, która ma trwać do 3-ciego lutego. Z głodówki zwolnieni są tylko chorzy.

Zgodziłem się na emigrację

Drugiego lutego, moje urodziny i zarazem ostatni dzień głodówki. Co dzień ekipa pod dowództwem por. Oblaka prowadzi tzw. rozmowy. Codziennie również zaczynają zwalniać, po jednym lub dwóch. Rzucamy hasło „nie rozmawiamy z SB-kami”. Codziennie wieszamy, hasła lub żarciki z karykaturami. Pewnego dnia Oblak każe zerwać funkcjonariuszowi więziennemu powieszone hasła. Ten odmawia. Twierdzi, że tablica jest nasza. Zrywa wówczas, zawartość tablicy sam Oblak. Spada przy tym tablica. Na drugi dzień wieszamy „instrukcję dla Oblaka”. Jest to kawałek białej kartki papieru z zakreślonymi trójkątami u dołu w rogach i strzałki z napisem „tu ciągnij” oraz „Odezwę do SB-ka” o treści „Rozpinaj umysł tak często jak rozporek”. Chodzę codziennie na spacerze w zrobionym swetrze ( z charakterystycznym napisem Solidarność – przyp. red.). Krew zalewa SB-ków ale dekret stanu wojennego, nie przewidział tego w co obywatele jeńcy mają się ubierać. Powinienem podjąć decyzję o emigracji. Gdyby mnie nawet wypuścili wcześniej, to zaraz po wyjściu zamkną mnie ponownie, jeżeli wdam się w jakąś konspirę. KSS świdnicki nie będzie wówczas w stanie zabezpieczyć egzystencji mojej rodziny. Brak pieniędzy. Oprócz tego, niektórzy koledzy rozpowszechniają pogłoski, jakoby moja żona była przyczyną ich zmartwień. Zbyt śmiało wypowiada się, a to może doprowadzić do kolejnych aresztowań. 15 marca 1982 r. decyduję się, piszę pismo do komendanta wojewódzkiego MO w Wałbrzychu pismo tej treści: ”Wnoszę o cofnięcie decyzji z dnia 13 grudnia 1981 r. nr 93 wobec mojej osoby, gdyż pragnę załatwiać sprawy paszportowe w celu opuszczenia kraju. Osiem dni później, bo 23 marca opuszczam Kamienną Górę. Kiedy zgłaszam się na KM MO w Świdnicy, SB-ka Ogrodnika interesuje jedynie, kiedy mam zamiar złożyć wniosek o paszport. Składam go 30 marca 1982 r. Od pierwszego dnia po opuszczeniu murów więziennych, nawiązuję kontakt z przyjaciółmi, o których wiem, że parają się niebezpieczną, na te czasy zabawą. Proszą mnie abym się nie narażał. Bezczynność zabija mnie. Zaczynam udzielać instruktażu powielania. W swoim zakładzie zachowuję się naturalnie, chodzę w swoim swetrze z napisem Solidarność, ale ciągle jestem sam.3 lipca spotykamy się z przyjaciółmi po raz ostatni. Jest nas strasznie mało. Jutro wyjeżdżam na Zachód. Oni pozostają Otrzymuję azyl polityczny w RFN, zostaję posiadaczem „paszportu dla uznanych azylantów”. Mam wreszcie możliwość poruszania się po całym świecie, za wyjątkiem krajów socjalistycznych.

/ Fragm. Książki Ryszarda Moździerza – Jak przeżyłem/

Poprzedni artykułWspomnienia Wacława Sulińskiego
Następny artykułWspomnienia Mariana Dziwniela