Oliśka cały wieczór spędziła na szperaniu wśród silikonowych gadżetów. Taką relację zdałam babci, która zadzwoniła do nas wieczorem, mając nadzieję na wzbudzenie jakiejś małej sensacyjki. Pociągnęłoby to za sobą konieczność dalszego budowania napięcia i wpędzanie wyobraźni babci na niewłaściwe akweny, jakie podpowiadałyby najprostsze skojarzenia ze słowem „silikon”.
Nic z tych rzeczy. Babcia nie jest w ciemię bita i rozszyfrowała nas szybciej, niż to było pożądane. W mig domyśliła się, że jest w tym komunikacie jakiś podstęp. Zna nas nie od dziś.
Zniechęcona tym, że rodzinny skandal spłonął na panewce, wytłumaczyłam, że poszukujemy futerału na telefon, który zabezpieczyłby aparat przez roztrzaskaniem się przy upadku na podłogę. Bo że będzie lądował dość często, to pewne.
Oliśka przeglądała internetowe oferty przez cały film o wampirach i ludziach, co wychodzą z grobów. Wzdychała raz po raz z obrzydzeniem, że większość futerałów, które oferują producenci, opatrzona jest wizerunkiem gołych bab albo do przesady wysłodzonych kotków, koników, króliczków i takich tam. Nawet czaszki jeśli są, to jakieś takie bardziej cukiernicze. Żadnych zombie. Żadnych wampirów. Żadnych fajnie ubranych facetów. Jednym słowem nuda.
Gdy stwierdziłam, że poszukiwania przedłużają się nadprogramowo, a przy okazji zbiera się kupka zamówień towarzyszących wyłowionych przy okazji – a to na odblaskowe sznurówki, a to na spodnie w rowery, zaproponowałam, że uszyję jej awaryjnie etui, z jakich korzystam ja i cały żeński odłam naszej rodziny. Pokrowce z filcu, albo z tkaniny, które nie dość, że są na maksa niewygodne, bo nie opatentowałam jeszcze wygodnych zapięć na zatrzask i trzeba mocować się z guzikami, to jeszcze wcale nie są ładniejsze od tych silikonowych. Liczyłam na wrodzoną, odziedziczoną w genach przekorę Oliśki. No i nie przelicytowałam. Stanęło na tym, że dopóki w ofercie dostawców nie pojawią się futerały z megaprzystojniakami w fajnych ciuchach i z pozą na Jamesa Deana, Oliśka będzie nosić szmaciane etui w kolorze, jaki sobie wybierze. Liczę też po cichu na to, że paradując z najnowszym gadżetem mojej produkcji rozpocznie nowy trend wśród szkolnych koleżanek. Zamówienia mi się będą urywać. Ja zacznę wreszcie opływać w dostatki i kupię sobie łapki do gorących naczyń. Silikonowe!
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl