Dziesięć dni temu opisaliśmy gorszące sceny do jakich doszło w busie obsługującym linię do Wrocławia. Dziś dostaliśmy odpowiedź Henryka Dyrdy, właściciela firmy-przewoźnika.
Kurs z Wrocławia o godzinie 18.55 był 9 kwietnia dla naszej czytelniczki kursem powrotnym do domu po wyczerpującym dniu spędzonym na uczelni. Znalazła miejsce siedzące, za nią siedziało troje młodych ludzi z puszkami piwa w rękach.
Zanim jeszcze bus odjechał zachowywali się głośno, wyglądało, że są nieźle pijani – relacjonowała ten pechowy kurs w rozmowie z dziennikarzem – bus był przeładowany, jechało 9 osób na miejscach stojących i do tego jeszcze ci ludzie. Kiedy tylko bus opuścił Wrocław, tych troje ludzi zaczęło domagać się zatrzymania, bo muszą załatwić potrzebę fizjologiczną. Oni mówili inaczej, wulgarnie, byli głośni.
Z relacji wynika, że kierowca nie reagował. Ani na zachowanie, ani na żądania natychmiastowego zatrzymania pojazdu. Troje ludzi, było coraz głośniej, wydzwaniali do znajomych, awanturowali się między sobą, doszło nawet do szarpaniny między nimi.
Bałam się, że zaraz dostanę – powiedziała pasażerka – widziałam podobny niepokój w oczach innych pasażerów. Jednak nikt nie reagował, wszyscy byli zastraszeni.
Kierowca dopiero w Strzelcach Świdnickich wyprosił z pojazdu całe awanturujące się towarzystwo.
Oto odpowiedź, która dziś wpłynęła na adres redakcji: