Ulicę Kotlarską zablokowały w poniedziałkowy ranek dwa samochody strażackie i policja. Tłum ciekawskich patrzył, jak w koszu drabiny do okna na trzecim piętrze zbliża się strażak.
Wcześnie, około godziny 8.00 dyżurny Straży Miejskiej odebrał zgłoszenie o psie wyjącym w jednym z mieszkań przy Kotlarskiej. Zgłaszali sąsiedzi, którym wydawało się, że od kilku dni nie widzieli lokatorki, sąsiadki i właścicielki psa jednocześnie. Dodatkowo, zgłaszającemu wydało się, że pies wył bardzo charakterystycznie. Zupełnie, jak wtedy kiedy zmarł jego pan.
Strażnicy ustalili numer telefonu właścicielki psa. Telefonu nikt nie odbierał. Ustalili numer telefonu syna sąsiadki. Tego telefonu też nikt nie odbierał. Strażnicy postanowili skonsultować sprawę z policją.
Policja postanowiła, że do mieszkania trzeba wejść. Wezwano straż pożarną i kilka minut przed godziną 10 przez wybitą szybę wszedł strażak. W środku zastał psa, którego rasa nie ma dla tej historii żadnego znaczenia oraz odręcznie zapisaną kartkę na stole: „Obiad masz w lodówce”.
Za chwilę w mieszkaniu pojawili się funkcjonariusze policji. Kilka minut po nich wszedł do mieszkania adresat znalezionego listu. Syn, dla którego był przyszykowany obiad w lodówce, miał w czasie, gdy jego mama pracowała, wyjść z psem na spacer. Ale zaspał.
W ten oto sposób tajemnica mieszkania przy Kotlarskiej została szczęśliwie rozwikłana. Choć czy szczęśliwie, to jeszcze się okaże. Jak informuje Jacek Budziszewski ze świdnickiej Straży Miejskiej, wszczęte zostało postępowanie w sprawie niewłaściwego nadzoru nad psem.
/wrt/