Coś podobnego spotkało mnie zupełnie niedawno. Siedzieliśmy stłoczeni w małej salce do nauczania informatyki, gdy nauczycielka Oliśki zadała to pytanie: „No to kto z Państwa tym razem upiecze ciasto na szkolną zabawę?” Wszyscy schowali się w siebie, powciągali szyje pomiędzy obojczyki i pospuszczali głowy. Zmaleliśmy średnio o trzy rozmiary, byle tylko czubek głowy nie wystawał ponad pozostałych. Patrzyliśmy wszędzie, aby tylko nasz wzrok nie skrzyżował się choćby na sekundę ze wzrokiem pani wychowawczyni. A już najchętniej gapiliśmy się w podłogę. Matko, jak myśmy wtedy kontemplowali to linoleum. Tyle w nas było entuzjazmu…
– No to jak będzie, pani Beato, możemy na panią liczyć? – słowa przecięły przedłużającą się kłopotliwie ciszę. A więc jednak… – No pewnie, nie ma problemu – odpowiedziałam, choć wcześniej zarzekałam się, że tym razem nie dam się wpuścić na tę minę. Że potrafię być asertywna. Asertywność mam przećwiczoną na poziomie master. Nie wtedy jednak…
I nie tym razem, kiedy przy pierwszym zapytaniu klientki o tę tkaninę, z góry założyłam, że się nie da, że kompozycja nie wyjdzie ładnie ani ciekawie. Nie dość, że takie założenia poczyniłam w swojej głowie, to jeszcze zdążyłam się swoimi obawami z nią podzielić.
Co tu dużo mówić, nie ma się ochoty na mdłe pastele w mdłą pogodę. Takie hece to można wyprawiać sobie pełnią lata, gdy kwiaty szaleją ze szczęścia i prześcigają się z kolorowaniu ogrodów i parków. Albo taką złotą jesienią, kiedy to już w ogóle w świecie barw nie obowiązują żadne reguły, a świat się z nami nie pieści i folguje sobie, ile wlezie. Wtedy można się takimi pastelami trochę wytonować. Ale nie u progu wiosny, gdy wszystko jeszcze szare-bure, gdy niebo zlewa się z szarymi polami i oko nie bardzo potrafi zlokalizować widnokrąg.
Klientka była bardzo zdeterminowana. Odwrotnie niż ja, ale cóż było robić:
– Nie no, w sumie mogę spróbować, jeśli pani uważa to za słuszne. Nie mam wprawdzie do tego przekonania i nie mogę ręczyć za efekt, ale spróbować przecież można. Nikt nam głowy nie urwie. Chyba…
I dobrze, że się tak upierała. Uparła się na tę kolekcję, bo najpewniej zobaczyła w kawałkach szmatek to, czego ja najpewniej jeszcze wtedy nie widziałam. Teraz w sumie jej dziękuję za tę inspirację. Wykonanie tych przedmiotów to była duża przyjemność dla mnie…
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl